Rozdział 12 - Niebo powoli szarzało, a moje życie wraz z nim

29 6 4
                                    

Ciche wibracje telefonu zmusiły ją do tego, by otwarła oczy. Zatrzepotała rzęsami, po czym spojrzała w górę. Serce zaczęło bić jej szybciej, a uśmiech sam wykwitł na twarzy. Jak najwolniej wyślizgnęła się z objęć chłopaka. Stanęła obok posłania i przyglądała się chwilę spokojnej twarzy blondyna. Luke zakopał się w warstwach kołdry, mrucząc coś pod nosem.

Całą sielankę przerwało kolejne połączenie, którego sygnał w postaci burczenia wypełnił pokój. Chwyciła telefon z wściekłością, układając w głowie słowa, jakie przekaże Ruggero. Krzyczenie na kolegę musiało trochę poczekać. Otwarła szeroko oczy, czytając to samo imię w kółko i w kółko.

- Tak, słucham? – Odebrała w ostatniej chwili. Przełknęła rosnącą gulę w gardle i zdusiła krzyk, który rozbrzmiał w jej umyśle. – Będę za dwadzieścia minut – szepnęła, kompletnie ignorując głos rozsądku. – Nie dam rady szybciej – wysyczała oraz zakończyła połączenie, nim rozmówca zdążył cokolwiek powiedzieć.

Wciągnęła spodnie na nogi i wsadziła telefon do tylnej kieszeni. Prześlizgnęła się przez uchylona drzwi, dbając o to, aby nie zaskrzypiały. Odkręciła wolny strumień wody i przemyła dokładnie twarz. Powoli podniosła wzrok i zaczęła wpatrywać się w swoje niebieskie tęczówki.

- Witajcie – szepnęła kpiąco i rzuciła sztuczny uśmiech do siebie. – Dawno was nie było – powitała smutno swoje puste spojrzenie. Kilka godzin temu radość wręcz nie mieściła się w tych tęczówkach, a teraz? Teraz chciała zobaczyć to, co niedawno.

Uczesała włosy i ułożyła je na tyle, na ile się dało. Na palcach podeszła do łóżka i ucałowała chłopaka w czoło.

- Jeszcze pięć minut, mamo – mruknął, przewracając się na brzuch i nasunął kołdrę na głowę. Violetta zaśmiała się pod nosem i smutnymi oczami patrzyła na niego.

Gdzieś po drodze się zgubiła i kiedy w końcu znalazła swoją ścieżkę, ta postanowiła się skończyć. Castillo nie miała żadnego planu czy pomysłu, co powie podczas spotkania.

Na palcach przeszła do drzwi i złapała za metalową klamkę. Zastygła w bezruchu, rzucając ostatnie spojrzenie na blondyna. Z westchnieniem wyszła na korytarz. Zaczęła iść w stronę wyjścia, ale głos za plecami uniemożliwił jej to.

- Już uciekasz? Nie był tak dobry, jak się wydawało? - Ashton kpił z Hemmings'a. Violetta nie miała czasu na głupie pogawędki i żarty.

- Nie – zaprzeczyła, zakładając na twarz swój najbardziej wiarygodny uśmiech. - Spieszę się, wybacz – mruknęła i odwróciła się na pięcie. Prawie biegiem ruszyła w stronę samochodu. Trzasnęła drzwiami i odpaliła silnik.

Złośliwe myśli i wspomnienia wypadły z dawno zamkniętych szuflad i wypłynęły na wierzch jej umysłu. Nie rozumiała, dlaczego w ogóle zgodziła się na to spotkanie. Coś jednak nie pozwalało jej zrezygnować. Wiedziała, że prędzej czy później będzie musiała to zrobić. Czym szybciej, tym lepiej.

Tylko, dlaczego akurat teraz? Gdy w końcu uporała się ze wszystkimi sprawami i zaczęła żyć na nowo on dzwoni i przewraca świat do góry nogami. Niełatwo jest pozbyć się roku ze swojego życia. Wyrzucić go tak po prostu z pamięci i udawać, iż nic się nie wydarzyło.

Z plątaniną myśli dojeżdżała pod bramę cmentarza. Zaparkowała czarnego Opla i zaciągnęła ręczny. Zacisnęła dłonie na kierownicy i odetchnęła głęboko.

- To ostatni raz - szepnęła do swojego odbicia w lusterku. - Raz a porządnie - otwarła drzwi i wysiadła z pojazdu. Chwiejnym krokiem ruszyła w stronę żeliwnej bramy i pchnęła furtkę, która otwarła się ze skrzypnięciem.

Heaven is a place on earth || L.H.Место, где живут истории. Откройте их для себя