Rozdział 04 - I boli mnie świadomość, że nie widzę już błękitu Twojego nieba

38 6 10
                                    

*siedem miesięcy później*

Wraz z pierwszym krokiem postawionym na betonie argentyńskiego lotniska, rozpoczęły się ich upragnione wakacje. Po siedmiu długich miesiącach w końcu mogli wrócić do domu.

Roześmiana Violetta odbierała właśnie swoją walizkę, gdy kątem oka dostrzegła tak dobrze znaną jej blond czuprynę. Wstrzymała oddech i chwyciła rękę przyjaciółki, stojącej obok. Dziewczyna spojrzała na przyjaciółkę, po czym przeniosła zaciekawiony wzrok w ten sam punkt, w który z taką zażartością wpatrywała się Violetta. Lodovica otwarła szeroko usta i drugą dłonią złapała blondynkę za ramię.

- Czy to jest? - Zamarła, nie mogąc wypowiedzieć jego imienia na głos. Głos uwiązł jej w gardle, a ona czuła się, jakby to jedno imię miało wywołać wybuch bomby atomowej lub rozpocząć wojnę.

- Tak - szepnęła cicho i czym prędzej złapała rączkę swojego bagażu. Prawie truchtem opuściła lotnisko i wsiadła do autobusu, stojącego po drugiej stronie ulicy. Z zawrotną prędkością rozplątała słuchawki i wepchnęła je sobie w uszy, ustawiając głośność prawie na maksimum. Załzawionym wzrokiem wpatrywała się w dobrze znajome jej ulice Buenos Aires z jednym imieniem, krążącym po jej głowie.

***

Te oklaski były ostatnimi, jakie usłyszą od tak ogromnej publiczności przez następne kilka miesięcy. Właśnie dziś dobiegła końca ich trasa koncertowa. W szaleńczym tempie zbierali swoje rzeczy i na oślep pakowali do toreb. Za godzinę odlatywał ich samolot.

- Ruchy, ruchy, ruchy - Michael gnał do czarnego busa, pospieszając swoich znajomych. Niecierpliwie tupali nogą, gdy kierowca po raz kolejny musiał zatrzymać się na czerwonym świetle. Po zaparkowaniu pojazdu, chłopcy wypadli z niego, jak poparzeni. Swój bieg zakończyli, wpadając z hukiem na kontuar miłej pani z obsługi. Z uśmiechem podali jej bilety. Sprawdziła je w systemie i smutno spojrzała na czwórkę przyjaciół.

- Niestety, ale wasz lot został odwołany z powodu warunków atmosferycznych. Dla bezpieczeństwa przeniesiono go na jutro na godzinę siedemnastą – z przepraszającym wyrazem twarzy oddała im karteczki. Zrezygnowani podziękowali jej i wyszli przed budynek.

- Kiedy Violetta wraca do Buenos Aires? - Mieli zamiar być wcześniej żeby zrobić jej niespodziankę. Mimo upływu czasu nadal utrzymywali z nią kontakt. Przez siedem miesięcy dzwonili do niej codziennie w celu dowiedzenia się, co się u niej dzieje. Rozmowy ciągnęły się czasem nawet po kilka godzin.

- Za pięć godzin ląduje jej samolot – mruknął Luke, patrząc na swój czarny smartfon.

***

- Lodovica! - Blondynka krzyknęła tak głośno, że przyjaciółka usłyszała ją w swoim mieszkaniu, pomimo tego, iż ona siedziała na łóżku w swojej sypialni. Brunetka pokonała kilka stopni i otwarła drzwi do mieszkania na drugim piętrze. - Gdzie posiałaś moją ładowarkę? - zapytała, gdy ujrzała Comello w drzwiach.

- Ładuje się mój telefon - uśmiechnęła się najszerzej jak potrafiła. - W mojej zepsuł się kabel, a dopiero jutro dostanę nową - przysiadła na kanapie i skrzyżowała nogi.

- Spoko - mruknęła Violetta i zasunęła walizkę. Schowała czarny przedmiot do szafy, przy czym z jej ust poleciało parę niecenzuralnych słów, gdyż z jakiegoś dziwnego powodu jej szafa nie chciała się rozciągnąć, uporczywie utrzymywała swój rozmiar, podczas gdy Castillo potrzebowała więcej miejsca.

-Odzywali się? - Zagadnęła Włoszka, gryząc czekoladowego batonika, którego zwinęła z barku koleżanki.

- Nie - ugryzła słodycz, który Lodovica starała się przed nią ukryć. - Wczoraj mieli ostatni koncert, więc najprawdopodobniej przepychają się teraz, który pierwszy rzyga - skwitowała, wzruszając ramionami.

Heaven is a place on earth || L.H.Where stories live. Discover now