The Sound Of Thunder

Zacznij od początku
                                    

Dean przyciszył radio i całą uwagę skupił na drodze. Jechał teraz przez odcinek w lesie, na którym znalazł potrąconego przez samochód Bucky'ego, włóczącego się i wygłodzonego Ozzy'ego oraz rannego w łapę Zepplina. Nigdy nie dowiedział się, skąd się tutaj wzięły, na takim totalnym zadupiu, kilkanaście kilometrów od najbliższych zabudowań. Podejrzewał, że jacyś bezduszni skurwiele porzucili ich i odjechali, myśląc, że nikt tym pustkowiem nie przejeżdża.

Kiedy wyjechał na ostatnią prostą, jego uwagę przykuł masywny kształt, znajdujący się na poboczu, mniej więcej wielkości dużego goldena retrivera, a może nawet czegoś jeszcze większego. Zauważył to kątem oka, dlatego żeby się upewnić, że to nie kolejny pies, zatrzymał niedaleko samochód. Ze schowka wyjął latarkę, sprawdził czy za paskiem spodni spoczywał jego colt i wyszedł na zewnątrz. Padał ulewny deszcz, ale z łatwością zlokalizował leżący kształt i ruszył w jego stronę, oświetlając teren światłem z latarki.

Zdziwił się, ponieważ był gotów zobaczyć jasną sierść psa, a nie beżowy płaszcz zarzucony na... Dean w duchu miał nadzieję, żeby był to kamień lub wielki konar. Nie chciał dopuścić do siebie innych myśli. Skierował światło bardziej na prawo i jego oczom ukazały się długie nogi w czarnych spodniach i lśniących lakierkach.

Dean momentalnie wyjął pistolet i przyjął odpowiednią postawę. Rozejrzał się dookoła, uważnie nasłuchując, ale nie słyszał nic innego, oprócz warkotu silnika oraz szumu padającego deszczu. Kiedy był już pewien, że jest jedyną przytomną osobą w okolicy, natychmiast zbliżył się do leżącego ciała.

Był to mężczyzna, na oko w wieku trzydziestu lat. Dean uklęknął przy nim.

— Halo, słyszy mnie pan? - nie otrzymał żadnej odpowiedzi, ani reakcji.

Dean uklęknął przy nim i sprawdził tętno. Było słabe i ledwo wyczuwalne. Jego oczy zatrzymały się na długiej i szerokiej ranie na gardle, z której na szczęście nie sączyła się krew, ale zdecydowanie potrzebowała opatrunku. Bardzo go to zdziwiło, ponieważ wszystko wskazywało na to, że jakiś czas temu ktoś poderżnął mu gardło, ale jakimś cudem mężczyzna został uratowany. Dean na wszelki wypadek postanowił obejrzeć go całego. Z głowy nigdzie nie sączyła się krew, z klatki piersiowej i brzucha również, jego ułożenie nie sugerowało urazów kręgosłupa i na pierwszy rzut oka wszystko wydawało się w porządku. Głęboka szrama na gardle wyglądała jakby miała się za chwilę otworzyć, więc Dean rozwiązał swój krawat i delikatnie owinął nim szyję mężczyzny, zachowując przy tym wszelką ostrożność.

— Hej! - Dean zaczął wołać, próbując go obudzić. - Hej, kolego! Co się stało? Hej, proszę otworzyć oczy! - Lekko potrząsnął jego ramionami. - Halo?

Nie otrzymał żadnej reakcji. Winchester wyjął z kieszeni telefon i już miał dotknąć ekran przy dziewiątce, kiedy zobaczył, że nie ma ani jednej kreski zasięgu.

— Oczywiście, że nie ma zasięgu. Po co komu zasięg na totalnym zadupiu w lesie - mruknął pod nosem. - Teraz tylko czekać, aż jakiś psychopata mi też poderżnie mi gardło.

Dean schował telefon. Jeszcze raz potrząsnął mężczyzną, ale rezultat był dokładnie taki sam, jak za pierwszym razem. Dla swojego bezpieczeństwa sprawdził mężczyźnie kieszenie, ale nie znalazł w nich niczego niebezpiecznego. Ani dokumentów.

Znienacka usłyszał trzask gałęzi za sobą i gwałtownie podniósł się na nogi, odwracając się w kierunku dźwięku. Palec trzymał na spuście, gotowy, aby strzelić w każdym momencie. Rozejrzał się dookoła, ale po raz kolejny nikogo nie zauważył. Czuł, jak poziom adrenaliny wzrastał w jego organizmie, ogrzewając każdy zakamarek jego ciała, a serce zaczynało bić szybciej, jakby chciało się z niego wyskoczyć. Ale pomimo tego, udało mu się utrzymać całkowity spokój i zimną krew. Powoli zrobił krok do przodu, obserwując teren między drzewami i gałęziami, tak dokładnie, na ile pozwalało mu słabe światło latarki. Przypomniał sobie, żeby nie wpatrywać się zbyt długo w to samo miejsce, jeżeli nie chciało się dostać w plecy. Dźwięk łamanej gałęzi mógł być tylko odwróceniem uwagi. Winchester zrobił mały krok w prawo, obrócił się przodem do nieprzytomnego mężczyzny i zamarł. Kompletnie się nie spodziewał tego co zobaczył.

All Dogs Go To Heaven ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz