Rozdział 5: Zagrożeni

2.4K 154 61
                                    

Ujrzała małe, kamienne figurki. Jeszcze niedawno były żywymi zwierzętami. Ktoś najwidoczniej przerwał im ucztę. Dostrzegła wiewiórkę z zastygniętym widelcem w połowie drogi do pyszczka. Jeden z lisów trzymał w łapie kubek. Wyglądał, jakby miał zamiar wznieść toast. Hermiona wyciągnęła rękę do Łucji, chcąc pomóc jej wstać. Dziewczynka chwyciła ją, a kiedy się podniosła, przytuliła się do niej. Przeszli kawałek dalej. Szybko okazało się, że to nie był najlepszy pomysł. Zobaczyli kolejne kamienne zwierzęta; dzik wychodzący z jamy, buldog i borsuk z wyciągniętymi przed siebie łapami. Chyba chciał się bronić, ale nie miał najmniejszych szans. Szatynka wzdrygnęła się.

- Mój najlepszy kumpel. - powiedział cicho Bóbr, gładząc figurę borsuka.

- To Biała Czarownica. - stwierdził Piotr.

- Tak kończą ci, którzy z nią zadzierają. - niespodziewanie odpowiedział mu głos.

Dziewczyna podskoczyła, przestraszona. Wyciągnęła różdżkę przed siebie, jednocześnie rozglądając się po okolicy. Mruknęła pod nosem Lumos. Blade światło rozjaśniło polanę. Stwierdziła, że w świetle wygląda jeszcze bardziej przerażająco i ponuro. Na skalę naprzeciwko nich, stał bez wątpienia największy lis, jakiego miała okazję zobaczyć (a tych okazji nie było wiele). Wpatrywał się w ich czwórkę przebiegłym wzrokiem. Nie wyglądał jak dzikie zwierzę. Gdy tylko spojrzała na jego pysk, wiedziała, że potrafił mówić.

- Jeszcze jeden krok, zdrajco, a rozerwę cię na drzazgi! - warknął Bóbr, ruszając w jego kierunku.

Gdyby nie pani Bobrowa, z pewnością spełniłby swoją groźbę, nie patrząc na nic.

- Spokojnie. - zaśmiał się lis, zeskakując na ziemię. - Jestem po waszej stronie.

Szatynka odetchnęła cicho z ulgą, opuszczając magiczny patyk. Nie miała powodu, by mu nie wierzyć.

- Tak? A na moje oko wyglądasz, jakbyś był nie po naszej! - zakpił Bóbr.

- Jak to mówią, rodziny się nie wybiera. - odparło zwierzę, nadal spokojnie. - Będziemy tak stać i gadać, czy może wolicie się ukryć?

Za sobą usłyszała szczekanie. Odwróciła się gwałtownie, mocniej ściskając różdżkę.

- O, nie... - wymamrotała.

Uczucie bezpieczeństwa zniknęło tak szybko, jak się pojawiło. Byli zagrożeni. Rozejrzała się szybko, szukając miejsca, gdzie mogliby uciec.

- Co teraz?! - zapytała, pilnując, żeby nie drżał jej głos.

- Masz jakiś pomysł? - Blondyn zwrócił się do lisa, najwidoczniej postanawiając wyzbyć się wszelkich uprzedzeń.

Zwierzę uśmiechnęło się przebiegle.

***

Stado wilków wbiegło na polanę, otaczając lisa ze wszystkich stron.

- Witaj, kuzynie. Zdaje się, że czegoś szukacie.

- Nie bądź za cwany! - warknął największy z drapieżników. Czternastolatka domyśliła się, że to musi być ich przywódca. - Jesteś podejrzany politycznie! Szukamy grupy ludzi.

Lis zaśmiał się nerwowo.

- Ludzi? W Narnii to rzadkość.

Hermiona przytrzymywała się gałęzi drzewa, na które weszli chowając się przed wilkami. Wisiała tuż obok Zuzanny. Było jej strasznie niewygodnie. Miała nadzieję, że nie puści gałęzi i nie spadnie prosto na swoich prześladowców.

- Świetnie, jesteśmy jedyni w swoim rodzaju. - skomentowała szeptem.

Blondyn uśmiechnął się do niej półgębkiem.

Hermione Granger in Narnia 1Where stories live. Discover now