7K 338 152
                                    

- Szoruj ten pokład zapluty szczurze! - wydarł się ten przerośnięty orangutan nad moim łbem.

Szorowałam mocniej i szybciej, kiedy uniósł bat i smagnął nim plecy jakiegoś starca, myjącego pokład kilka metrów za mną.

- Jasna cholera - mruknęłam pod nosem.

Wzrok przerośniętego bosmana padł na mnie. Trzasnął batem deski pokładu, kilka centymetrów od mojej dłoni.

- Do roboty, łajzo!

Z wywalonymi na wierzch gałami wgapiałam się w ślad na drewnie. Wypuściłam wiązankę przekleństw, ale tym razem w głowie i szorowałam dalej.

Aktualnie znajdowałam się na okręcie przemytników. Nie wiedziałam co przemycali i dobrze. Dostałam się do tej załogi kilka dni temu, po tym jak wykopali mnie z jednego z okrętów floty angielskiej za - jak to spisali na tym zasranym pergaminie - "Zbytnie zainteresowanie piratami", "szpiegowanie dla obcych okrętów ", a nawet "uprawianie czarnej magii na wzór pirackich zwyczajów ".

Oderwali mi prawy rękaw marynarki. Szkoda, bo lubiłam tą szmatę. Niesamowicie łatwo było ukryć w nim, że jestem kobietą.

Teraz włosy ukrywałam w kawałku materiału, którym obwiązywałam głowę.

No a krągłości... czego nie ma, tego ukrywać nie muszę. Moja kobiecość się na mnie wypięła.

Brud zakrywał moje ostre rysy twarzy.

Nie ma co marudzić. Dla innych byłam facetem, nawet jeśli małej postury.

------- ††††-------

- Budź się Tar! Cholera! Co z nim?

Otworzyłam jedno oko. Jeden z majtków szarpał moje ramie. Po chwili pociągnął tak mocno, że spadłam z hamaka.

- Czego?!

- Nie drzyj się tak, obudzisz wszystkich. - Facet przyłożył mi swój brudny palec do ust.

Było ciemno, pod pokład docierały tylko słabe przebłyski światła księżyca. Mimo tego, rozpoznałam Grafla. Poznałam go na wspólnej warcie. Był łysy, miał jedno ucho odcięte i kulejącą nogę, ale był w porządku. Swoją drogą, znał wszystkie wieści z portów, więc był mi potrzebny.

- Chodź no na kufla - powiedział, o mało nie zabijając mnie odorem swojego oddechu. - Mamy beczkę. Sami chlać nie będziemy.

Uśmiechał się jak głupi.

Wstałam i poszłam za nim, moim wyćwiczonym męskim krokiem. Zeszliśmy niżej pod pokład, gdzie w małej klitce za schodami chował się już oficer Barta. Mimo pozycji, nigdy nie odmówił sobie nocy chlania ze swoimi ulubionymi majtkami.

- Dłużej nie można było? - powiedział z wschodnim akcentem i przeklął siarczyście.

Walnął trzema kuflami w mały drewniany stolik. Wszyscy usiedliśmy po turecku, zwróceni do siebie twarzami. Widziałam ich ryje tylko dzięki małej, palącej się świeczce, z której kapał wosk.

Grafl zaczął się bawić swoim językiem, syczeć i pierdzieć buzią. Ogólnie pluł na wszystko wokół. Był już zalany, a ja ledwo coś czułam. Oficer coś bełkotał.

- Gdzie płyniemy? - spytałam, korzystając z tego, że teraz będą odpowiadać na moje pytania.

Barta spojrzał na mnie.

- Na Tortugę, chłopcze - odrzekł.

Zastanowiłam się chwilę. Potem nagle podziękowałam mojemu wrodzonemu szczęściu. Słyszałam o tej wyspie. Wiedziałam, że pełno tam piratów. Nareszcie byłam bliżej.

Pirackie DziedzictwoWhere stories live. Discover now