13

3.2K 213 172
                                    

Widziałam jak ręka Julie i Lilly wystrzeliwują w górę, a ja skuliłam się jeszcze bardziej za plecami Remusa. Zacisnęłam kciuki, modląc się, by tym razem wybrała kogoś innego. To nie może się wydarzyć. Nie zapyta mnie trzeci raz pod rząd na jednej lekcji.

- Panno Aigle, widzie, że jest pani chętna, by zaprezentować klasie swoją wiedzie na temat omawianego przez nas zaklęcia czarno magicznego. - przeklęłam w myśli dzień, w którym ta kobieta zaczęła uczyć w tej szkole - Proszę pochwalić się co pani zapamiętała.

Przełknęłam gulę, która zdążyła się już uformować w moim gardle. Jeśli nie odpowiem poprawnie to profesor Galatea odejmie punkty Gryffindorowi. Szybko rzuciłam okiem na tablice, na której zapisany był temat. Czytałam o tym. Dam radę.

- Czarno magiczne zaklęcie, o którym dzisiaj mówimy zostało stworzone przez Ruperta Badspela. Pierwsze odnotowane użycie zostało zanotowane w tysiąc trzysta czternastym. Pierwotnie powodowało szereg poważnych chorób, których proces leczenia trwał bardzo długi czas. Zostało uznane za pierwowzór wielu później wykreowanych klątw. Zostało wpisane przez departament do spraw czarnej magii na listę stu najgorszych odkryć magicznych ostatniego tysiąclecia.

Przez chwilę Galatea mierzyła mnie uważnie wzrokiem, a ja czułam, że ręce zaczynają mi się pocić. James i Peter starali się przesłać mi pocieszające spojrzenie. Cała szkoła wiedziała, że Ropucha - bo takie przezwisko otrzymała nauczycielka - uwzięła się na mnie. A każda lekcja OPCM była niczym mordęga.

- Dobrze. Pięć punktów dla Gryffindoru.

Odetchnęłam z ulgą i osunęłam się na ławkę. Jej powierzchnia była brudna od atramentu i trochę wytarta, ale nie zamierzałam się z niej podnosić. Zamiast tego schowałam twarz w ramionach i dziękowałam Dumbledorowi za zgodę na wypożyczanie książek z działu ksiąg zakazanych. Taka na prawdę w ogóle nie słuchałam tego, co Ropucha ma nam do powiedzenia. Całkowicie pochłonęło mnie myślenie o nadchodzącym balu bożonarodzeniowym, o którym dowiedzieliśmy się dzisiaj na śniadaniu.

Nie chciałam na niego iść. Wystarczyły mi spotkania Klubu Ślimaka, na których byłam zmuszona się pojawiać raz w miesiącu, by zanudzić się na śmierć i zjeść zdecydowanie za dużą ilość jedzenia.

Czułam, że nie wytrzymałabym litościwych i pełnych bólu spojrzeń, rzucanych mi przez innych uczniów i nauczycieli. Nie miałabym nawet z kim na niego iść. Poza tym to już nie byłoby to samo co z Hunterem.

Uniosłam lekko głowę gdy na mojej ławce wylądował papierowy samolocik. Rozejrzałam się za potencjalnym adresatem, ale nikt nie patrzyła na mnie. Wygięłam jedną brew w zdziwieniu i wyprostowałam kartkę.

"Mam to czego potrzebujesz. Dzisiaj o osiemnastej pod schodami w głównym holu."

Drake

Wygięłam usta w ledwo widocznym uśmiechu. Nie taki zły Ślizgon jak go malują. Drake był jednym z uczniów domu węża, których poznałam na moich urodzinach. Od tamtego wieczoru kilkukrotnie spotkaliśmy się, by pogadać. Raz nawet zjedliśmy razem śniadanie. Oczywiście nie w Wielkiej Sali, bo żaden Gryfon nigdy nie usiadłby przy stole Ślizgonów, a żaden Ślizgon nie zająłby miejsca przy stole Gryffindoru. Zamiast tego poszliśmy do kuchni i tam zjedliśmy posiłek przygotowany przez skrzaty, które zdążyły mnie polubić.

Obecnie Drake stał się moim małym sprzymierzeńcem. Podawał mi między innymi hasło do swojego dormitorium, dzięki czemu dom węża zawsze budził się w ciekawy sposób. Wczoraj na przykład przy akompaniamencie wrzasków dziewczyn, które obudziły się w pokojach pełnych myszy. Dzisiaj za to pobudkę zgotowały im zaczarowane gwizdki, które nadal było słychać na dwóch pierwszych piętrach zamku.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 15, 2017 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Ona I Black | część 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz