2

6.1K 331 78
                                    

- Pośpieszcie się! - krzyknęła mama Jamesa, nakładając na siebie płaszcz - Bo inaczej się spóźnimy.

- Mamooo... - jęknął niewyspany Rogacz, przecierając zaspane oczy - Przecież każdy z nas ma już książki, pergamin, kociołek i te inne..

- Ale musimy jeszcze wstąpić do krawca. A przymiarki pewnie zajmą trochę czasu.

- Jakie przymiarki? - zapytałam i nałożyłam sobie na talerz porcję płatków - Przecież mamy szaty.

Pani Potter wzniosła ręce do nieba, jakby w błagalnym geście.

- Nie idziemy tam po szaty szkolne przecież! Musimy kupić chłopcom szaty wyjściowe, a wam sukienki.

Na tę słowa wyplułam na talerz całą łyżkę płatków. A raczej to, co z nich zostało.

- Że co proszę? Po co nam sukienki? - dopytywała za mnie Lil, bo ja ciągle wycieram buzie po moim małym "wypadku".

- No, a po co są sukienki moja droga? Do noszenia oczywiście.

- Ale...

- Żadne "ale"! Zbierać się!

Wstałam od stołu i ruszyłam do pokoju, który dzieliłam z Lily. Był dość duży (z czego nie powinnam się dziwić, ponieważ wystarczy jeden ruch różdżką, by go zwiększyć) i przepięknie urządzony. Widać, że o wystrój zadbała kobieta, która zna się na rzeczy.

Wyciągnęłam z szafy stare spodnie i luźną bluzkę z krótkim rękawem oraz związałam włosy w ciasny kok. Zadowolona zarzuciłam na siebie jeszcze sweter i poszłam do salonu.

W środku czekali już rodzice Pottera i Dor z Pete'm. Gdy po dość długim czasie w salonie pokazali się Syriusz z Jamesem i Remusem, którzy oczywiście musieli wyglądać nieskazitelnie, każdy wziął garść proszku fiuu. Po kolei wchodziliśmy do kominka i teleportowaliśmy się na ulicę Pokątną.

Jak zwykle pod koniec sierpnia panował tam straszny tłok. Wszędzie można było zobaczyć roześmiane dzieci, zestresowanych rodziców oraz najróżniejszej maści sprzedawców, którzy próbowali wymyślać co lepsze hasła, by to do nich właśnie podszedł klient. Rozejrzałam się dokładniej. Starałam się wypatrzeć w tłumie moich znajomych, ale oprócz Huncwotów, Dor i Lily nie poznawał nikogo.

- Tędy! - krzyknęła za nami mama Jamesa i pognała przed siebie, a wszyscy rozchodzili się przed nią. w myślach porównałam ją do lodołamacza. Pan Potter oraz nasza grupka cicho za nią podążała - jednocześnie posyłając sobie znaczące uśmieszki. Z kim jak z kim - ale z Starszą Panią Rogaczową nie zadzieraj!

U Madame Lorraine Destrois byliśmy ponad cztery godziny! Zgadnijcie dzięki komu?

Pan Idiota-Strojniś-Za-Galeona spędził na wybieraniu kroju i materiału ponad godzinę! A później - żaby nie było nudno - zamknął się z Madame na kolejne pół, by omówić jakieś ważne "poprawki". Jeśli ktoś jeszcze raz w moim towarzystwie powie, że to kobiety nie umieją się zdecydować to sam Drops mi świadkiem, że zabiję!

Gdy, w końcu, łaskawy Pan Black wygramolił się z małego pokoiku na zapleczu, mogliśmy opuścić krawca i zająć się ciekawszymi zajęciami. Chłopcy ruszyli do skepu miotlarskiego, a my postanowiłyśmy, że razem z Panią Potter udamy się na małe zakupy. Szczerze - nie miałam na nie ochoty, dlatego już po pierwszym sklepie z ubraniami spasowałam i zniknęłam w drzwiach księgarni.

Uwielbiałam zapach starych książek, dlatego natychmiast poczułam się tam jak w domu. Szczególnie polubiłam fantastykę. Te niezwykłe historię, tych bohaterów, te wspaniałe zakończenia. Nie raz przyłapywałam się na tym, że zatracam się w książce i żyje życiem wyimaginowanych postaci. Muszę też przyznać, że wolałam czytać książki napisane przez mugoli. Oni nie wiedzieli, że istnieje magia, więc mieli szersze pole. A ich wyobraźnia? To dopiero magia! Oni nie znali słowa ograniczenia. W jednej książce elfy mogły być piękne i inteligentne, a w następnej złe i zdradzieckie. Nie grali według reguł - sami je tworzyli. A tutaj? Każde pierwsze, lepsze dziecko wie, że na przykład gobliny są niskie i pracują w banku. Albo, że smoki nie są wcale inteligentne i nie mówią ludzką mową.

Ona I Black | część 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz