Rozdział 5

32 3 1
                                    

(2003)


Brian śpi w moim pokoju hotelowym; Nie mogę oderwać od niego wzroku, wygląda tak drobno w tym wielkim, królewskim łóżku.

- Jest ósma rano... - klękam na podłodze, całuję go w odsłoniętą szyję, szczękę, potem w kącik ust i skroń. Krzywi się i odwraca ode mnie, naciąga kołdrę po sam czubek głowy. - O dziewiątej mamy sesję.

- Mhmm.

Pochylam się, ściągam z niego kołdrę zdecydowanym szarpnięciem. Brian głośno wzdycha, łapie mnie za rękę i ciągnie w dół z zadziwiającą jak na kogoś zaspanego siłą. Całuje mnie, dopóki nie brakuje nam powietrza, a potem przylega do mnie, jego ramiona ciasno wokół mojej szyi.

- Śniłem, że odchodzisz. - szepta tak cicho, że ledwo rozróżniam słowa.

Chcę mu powiedzieć, że nie odejdę – po części byłaby to prawda, ale po części kłamstwo, a kłamałem już za długo wcześniej, tyle lat. Całe nasze życie razem to kłamstwo, na dodatek bolesne. Ale czy każde takie nie jest? Nie mamy przyszłości. Nie mamy nawet teraźniejszości.

Milczę za długo.

- Nie mów mi, że musisz.

- Bri...

Odsuwa się ode mnie, gwałtownie sięga po paczkę papierosów i zapalniczkę, zakopane gdzieś pod naszymi ubraniami, rozrzuconymi na podłodze. Odpala fajkę, zaciąga się. Nie chcę widzieć, jak trzęsą mu się dłonie, znowu go przytulam, chowa twarz w zgięciu mojej szyi.

- Chcę z tobą zostać. - słowa niemal więzną mi w gardle.

Całe nasze życie razem to złość, rozczarowanie, złudne nadzieje. Wiem, że nie musi tak być, że wszystko zależy ode mnie. Jak cienka jest granica między miłością a nienawiścią, kiedy Brian w końcu ją przekroczy? Czemu nie daję mu jasnych odpowiedzi, czemu brnę w tę chorą grę – to coś w nim, nie potrafię mu odmówić, niszczę go kawałek po kawałku, jestem świadom konsekwencji. Chyba w ogóle go nie kocham, to tylko toksyczne przyciąganie – ta myśl odbiera mi oddech.


* * *


(Londyn)

- Mam wrażenie, że nie potrafię robić nic innego, wiesz? Umiem tylko śpiewać.

- Mógłbyś robić milion innych rzeczy. - nie podnoszę wzroku; przeglądam jakiś muzyczny magazyn, ale tak naprawdę nie mogę się skupić, jestem oddalony od siebie, od tego mieszkania. Od Briana. - Jesteś mądry.

Molko prycha, a ja wreszcie na niego patrzę. Opiera się o kuchenny blat, od razu zauważam koło niego butelkę czerwonego wina I pusty kieliszek.

- Zamierzasz pić?

- A jak myślisz? - niemal od razu nalewa sobie alkoholu, jak zwykle pierwszy kieliszek pije w zastraszającym tempie. Obserwuję go uważnie, w końcu Brian pyta, czy chcę się napić razem z nim. Zgadzam się, bo wiem, że inaczej wypije całą butelkę sam, a to nigdy nie kończy się dobrze.

Brian ma dziwny humor; Nie potrafię dokładnie tego opisać. Odkąd wróciliśmy do domu, na jego ustach majaczy cień uśmiechu, ale widzę ten uśmiech bardzo jako szyderczy. Ma zmarszczkę między brwiami, jakby głęboko się nad czymś zastanawiał, jakby był zmartwiony. Wydaje mi się (nie, jestem tego pewny), że wiem co ma w głowie.

Kiedy na lotnisku, przed drogą powrotną, dostałem telefon i powiedziałem tylko 'nie czekaj na mnie na lotnisku, wrócę późno' Brian stał za mną, chociaż wydawało mi się wcześniej, że pokazuje swój paszport przy biurku. Oczywiście wcale nie wróciliśmy późno – była 8 rano, kiedy wylądowaliśmy w Heathrow. Brian był zmęczony, wszyscy byliśmy, ale on wyjątkowo marudził, powtarzał, że nienawidzi samolotów, prawie spadł ze schodów, kiedy wychodziliśmy z lotniska, żeby złapać taksówkę. Mimo wszystko z ust nie schodził mu ten dziwny pół-uśmiech.

Teraz leżymy na kanapie w jego mieszkaniu; Brian na mnie, leniwie kreśli jakieś znaki na moim odkrytym ramieniu. Pachnie alkoholem i papierosami, jak zawsze.

- Co z...? - pyta cicho i chociaż nie kończy wiem, o czym mówi. O kim.

- Muszę...

Zamyka mi usta pocałunkiem; Tak naprawdę nie chce wiedzieć.


* * *


Budzę się w łóżku sam, Stefan pojechał do swojego mieszkania w środku nocy, chociaż nawet nie wiem kiedy dokładnie, spałem. Wrócił do niego, do tamtego. Nie chcę o tym myśleć, więc zaparzam sobie czarną kawę (nienawidzę czarnej kawy) i siadam na podłodze w salonie, przeglądając szkice tekstów i melodii.

Nagle widzę coś zupełnie niepasującego do chaosu muzyki – Kartka z pismem Stefana.

Wybieram Jego. Zawsze wybieram Jego, nieważne jak bardzo okrywam swoje serce lodem i drutem kolczastym, jak kłamię, raz za razem.

Krótka notatka, a ja czuję, jak topnieję w środku, rozpływam się, wypełnia mnie gorące uczucie czegoś, czego nawet nie potrafię nazwać. Od razu myślę, mam nadzieję, że to wyznanie dotyczy mnie, nikogo innego, chociaż gdzieś z tyłu głowy mały głos krzyczy 'jesteś idiotą, że robisz sobie nadzieję!'.

Co ta kartka robiła między moimi tekstami piosenek?

Nagle się budzę, leżę sam w swoim łóżku. Patrzę na puste miejsce obok siebie, poduszki nadal pachną Nim. Serce bije mi za szybko, słyszę ten dźwięk w klatce piersiowej, czuję to bicie uderzające w żebra, panika ogarnia mnie całego.

Biorę zimny prysznic i powtarzam sobie raz za razem, że to tylko zmęczenie po podróży.


* * *


Późnym wieczorem, kiedy udało mi się uspokoić paroma butelkami piwa, słyszę klucz przekręcany w zamku drzwi wejściowych.

- Cześć. - Stefan uśmiecha się pogodnie, jakby wcale mnie nie zdradził (mnie?), jakby wcale nie był jeszcze przed chwilą u kogoś innego, jakby wracał ze spaceru. Wyobrażam sobie, że się kochali, na pewno, w tym samym łóżku, w którym parę lat temu robił to ze mną. Skóra kurczy mi się na głowie, robi mi się niedobrze.

- Nudziłem się. - mówię, wciskając głowę między kolana. Siedzę na podłodze w salonie; Nie miałem odwagi sięgnąć do porozrzucanych kartek z melodiami i tekstami. Irracjonalny strach po głupim śnie wcale nie pomagał w pozbyciu się uczucia, że wszystko we mnie się rozpada.

- Jak było? Wiesz, z nim. Mam nadzieję, że wziąłeś prysznic, nie chcę czuć go na tobie, tak jak on pewnie nie chciałby czuć mnie. W końcu żyje w pełni tego kłamstwa.

Stefan zatrzymuje się w pół kroku, stoi tyłem do mnie. Zauważam, jak jego ramiona opadają, jak schyla głowę, jakby to co powiedziałem go przygniotło.

- Dużo wypiłeś? - w końcu do mnie podchodzi, ma szarą twarz. Robi ruch, jakby chciał mnie objąć, ale rozmyśla się.

- Za mało.

- Jesteś okrutny w tym co mówisz.

- A ty niby nie jesteś, kurwa, 'okrutny'? - krzyczę, zrywam się z podłogi.

Całe nasze życie razem to ból ból ból. Chcę się go pozbyć, chcę powiedzieć Stefanowi, żeby odszedł, raz na zawsze. Żeby przestał robić mi nadzieję na coś, co wiem, że nigdy nie nadejdzie. Ale to coś w nim... Pragnę go, a ja dostaję wszystko czego pragnę, zawsze.

Szybko się uspokajam, siadam z powrotem na podłodze, a on wreszcie mnie przytula, składa pocałunek na moich włosach.

- Nie mam już sił na w kółko powtarzane kłótnie. - mówię – Musisz w końcu wybrać, nie możemy tak żyć.

Jestem już pewny swoich decyzji – jeśli Stefan tym razem odejdzie, nie będę próbował zatrzymać go przy sobie za wszelką cenę, tak jak robiłem dotychczas. Uświadomienie sobie tego sprawia, że robię się niesamowicie słaby.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jul 09, 2017 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Butterflies & HurricanesWhere stories live. Discover now