Rozdział 4

23 3 1
                                    

I'd swallow the moon and the stars

To follow the beat of your heart


Wydaje mi się, że wszystkie drogi prowadzą mnie do niego. Nieważne, jak wiele razy mnie odrzuci, jak bardzo wszystko będzie się rozpadać na kawałki raz za razem, czy będę z innymi, czy on będzie miał kogoś poza mną. Przeżyliśmy razem naprawdę wiele.

Jest kimś specjalnym.

(1993)

Schodzę ze sceny, rozglądam się, szukam go w tłumie ludzi, którzy nadal wskazują mnie sobie palcami. Słyszę jak przyjmują jakieś śmieszne zakłady o to, czy jestem dziewczyną, czy chłopaklem. Nie przejmuję się – tak było zawsze.

Przeciskam się przez zbitą masę ciał; Nawet nie wiedziałem, że aż tylu ich przyjdzie, akurat na mój występ. Czuję się pijany od emocji, nogi mam jak z waty, z całych sił staram się nie wywrócić.

- Brian!

Zatrzymuję się w pół kroku, odwracam głowę w stronę głosu I nagle go widzę – Stefan, wysoki I chudy, odstaje wyraźnie od reszty towarzystwa. W dłoni trzyma drinka, a mi momentalnie zasycha w ustach.

- Przyszedłeś! - muszę znowu przepychać się przez tłum. Ktoś mówi do mnie, że mógłbym zaśpiewać kolejną piosenkę tym piszczącym głosem; Chętnie bym się odszczekał, ale jestem skupiony tylko na jednym - przytulam Stefana, jakbyśmy znali się kilka lat, a nie tydzień, a on wyraźnie nie wie, jak ma zareagować.

- Szczerze? Nie byłem pewny, czy przychodzić. - w końcu niepewnie klepie mnie po plecach. - Ale podoba mi się to, co robisz.

Proponuje, żebyśmy zaczęli tworzyć muzykę razem. I tak się zaczęło.

* * *

- Chyba jestem gejem. - mówi Stefan w połowie naszego pierwszego drinka.

Momentalnie mam w głowie obraz Olsdala, jeszcze z (wcale nie tak odległych) czasów szkoły. Był jednym z tych licealnych gwiazd koszykówki, za którym oglądały się dziewczyny, a jego małomówność I nieśmiałość tylko dodawała mu uroku. Kompletnie przeciwieństwo mnie samego – ludzie uważali mnie za ciotę I narkomana, od którego lepiej trzymać się z daleka.

- To super, bo ja jestem biseksualny! - śmieję się odrobinę za głośno, nawet mimo muzyki, prawie wylewam na siebie szklankę alkoholu, żywo gestykulując.

Stefan wydaje się być jak spłoszone zwierzątko, ale musi widzieć – jest między nami jakaś nić więzi, poza muzyką, chociaż nadal krucha I niewykształtowana do samego końca. Jesteśmy dopiero na początku, a jednak potem dzieje się coś, co spaja nas ze sobą, co sprawia, że czujemy, czym jest przeznaczenie.

* * *

Mam dwadzieścia jeden lat. Pragnę imprez, występów, wywiadów, narkotyków, seksu – pragnę sławy. Jestem pewny, że nie ma niczego, czego nie mógłbym dostać. Jestem niezniszczalny. Kilka lat do przodu I mimo wszystko zdam sobie sprawę, że byłem tylko głupi I zakochany w sobie, ale przecież młodość żądzi się swoimi prawami.

Wracając do tematu posiadania: w tym konkretnym momencie chciałem mieć Stefana Olsdala, tak po prostu. Szedłem po trupach do celu, wywoływałem zazdrość I zwierzęce odruchy, mieszałem w kilku głowach jednocześnie, i miało mi się to potem odbić ze zdwojoną siłą.

Ale o tym już wiecie.

Stefan niemal wpycha mnie do mieszkania, zamyka drzwi, rzuca kurtkę gdzieś w kąt. Nie mogę zaczerpnąć tchu, kręci mi się w głowie, ale nie wiem, czy przez drinki, które wypiliśmy, czy pocałunki.

Butterflies & HurricanesWhere stories live. Discover now