Rozdział 2

34 3 2
                                    


(Auckland, Nowa Zelandia)


Chłodne fale raz za razem obmywają mi bose stopy. Zapadam się w czarnym piasku, dookoła mam ostre skały i piękny widok horyzontu; Wydaje mi się, jakby gdzieś tam daleko kończyła się Ziemia i łodzie, które dopływają do załomu po prostu mogłyby spaść w nicość. Jednocześnie myślę, jak dobrze byłoby móc dostać się wszędzie przez morze, bo naprawdę nienawidzę samolotów. Krzywię się, a idący koło mnie Stefan natychmiast zauważa.

- O czym myślisz?

- O pieprzonych samolotach.

Śmieje się głośno, ale ja nie widzę w tym niczego śmiesznego. Przypomina mi się, jak miał w zwyczaju, kiedyś, dawno temu trzymać mnie za dłoń za każdym razem, kiedy lecieliśmy do kolejnego kraju, dawać kolejne koncerty.

Teraz już tego nie robi.

Zostawiam chłodną wodę, odchodzę i kładę się na plecach na piasku. Słońce powoli zachodzi i mam nadzieję niedługo zobaczyć gwiazdy; Jedna z rzeczy, zaraz po medytacji, która sprawia, że chociaż trochę się wyciszam. Potrzebuję tego.

Stefan staje nade mną, zasłaniając mi pole widzenia.

- Stef, spierdalaj, próbuję patrzeć na nocne niebo.

Naprawdę tego teraz potrzebuję. Czuję się zirytowany, ale najbardziej chyba zmęczony. Nie koncertem, który niedawno daliśmy, ani nawet długą podróżą samolotem. Zmęczenie psychiczne doskwiera nawet bardziej, niż to fizyczne - myślę, ale szybko zostawiam te rozważania. Stefan kładzie się koło mnie, ramię w ramię leżymy na czarnym piasku, patrzymy na to samo niebo, ale jesteśmy mile od siebie nawzajem. Tak po prostu.

- Zimno mi - mówi nagle, a ja myślę, że nic dziwnego, w końcu ma na sobie tylko bardzo cienki, prześwitujący biały bezrękawnik.

- Kiedyś mógłbym... Wiesz, wcześniej.

- Co? - oczywiście, że mnie nie zrozumiał. Sam nie jestem nawet pewny, co właściwie chciałem powiedzieć. Natłok myśli nie pozwala mi wydobyć tych jedynych, konkretnych słów, które wcześniej miałem niemal na końcu języka. Które prawie powiedziałem.

Więc kieruję się sercem (od razu zdaję sobie sprawę, jakie to głupie. Ale jest już zdecydowanie za późno) - nachylam się nad Stefanem i całuję go, szybko, krótko, chaotycznie. A on oddaje pocałunek. Czuję się, jakby wszystko we mnie i dookoła nas wracało do porządku, układało się znowu w spójną całość, którą straciłem razem z całym tym światem tak dawno temu.

I nagle wszystko się kończy.

Stefan odpycha mnie od siebie, przewracam się na bok, upadam w czarny piasek. Nie otwieram oczu, tak naprawdę zamykam je z całej siły, żeby tylko nie widzieć, jak gitarzysta odchodzi, jak się ode mnie oddala, wiem, że niemal biegnie.

Znowu jesteśmy niczym.

***

Wracam do hotelu, zegar w recepcji pokazuje północ; Musiałem leżeć na plaży jakąś godzinę. Przyjmuję tę informację do wiadomości - nic więcej.

- Człowieku, trenowałeś zapasy w piasku? - Hewitt wita mnie w korytarzu na piętrze, gdzie mamy pokoje. W dłoni trzyma butelkę wina, jest bez koszulki. Naprawdę nie mam ochoty z nim rozmawiać, ale muszę się napić.

- Tak jakby, wiesz.

- Tak jakby? Stefan wrócił z waszego pieprzonego spaceru półtorej godziny temu i prawie staranował mnie bez słowa w holu.

Wzruszam ramionami. Ta rozmowa schodzi na niebezpieczny tor, więc macham ręką w stronę butelki - Pijesz sam?

- Właściwie to mógłbyś mi potowarzyszyć. Ale może lepiej najpierw się umyj.

Faktycznie - jestem cały w czarnym piachu, mam go nawet we włosach, ale dopiero teraz zaczynam czuć z tego powodu dyskomfort.

- Za pół godziny u ciebie.

***

U Steve'a jest Stefan. Stoi przy oknie i rozmawia przez telefon, więc nawet nie odwraca głowy, kiedy wchodzę.

- Tak, ja ciebie też.

Od razu wiem, z kim rozmawia. Coś ściska mi gardło, ale nawet nie mam czasu się nad tym zastanowić, bo Hewitt wkłada mi do ręki kubek z winem.

- Nie mam kieliszków.

Wypijam wszystko, a potem proszę, żeby nalał mi jeszcze. Śmieje się i robi to, do pełna nalewając mi alkoholu; Drugi kubek piję wolniej. Siadam na łóżku i staram się nie myśleć, ale i tak patrzę na Stefana - skończył swoją rozmowę. Mimo wszystko nadal nie odwraca się w moją stronę. Czuję, jak złość rozrasta mi się gdzieś w brzuchu, sięga gardła, a potem uderza do głowy, jak to czerwone wino. Otwieram usta i nawet tego nie żałuję, ani wtedy, ani potem.

- Nie masz mi nic do powiedzenia? Kompletnie nic?

- Brian, zostaw ten tem...

- Nie, kurwa, niczego nie zostawię. - zrywam się z łóżka, nie zwracam uwagi na Steve'a, który zatrzymał się wpół kroku i któremu dosłownie opadła szczęka. - To nic dla ciebie nie znaczyło?

- Nic. - stwierdza Stefan, jakbyśmy rozmawiali o pogodzie - Mówiłem ci już.

- Nie wiem co macie sobie do wyjaśnienia, ale Brian zaraz rozerwie kogoś na strzępy i lepiej, żebym się nie nawinął. - Hewitt jednym haustem dopija swoje wino i wychodzi, dzięki bogu.

- Tęsknisz za mną. Oddałeś pocałunek! - brzmię histerycznie, nie wiem już, czy jestem wściekły, czy zraniony. Z ust wylewa mi się potok kompletnie nieskładnych słów, nie potrafię nad tym zapanować.

Stefan wzdycha, jakbym był nieznośnym dzieciakiem. I ta reakcja jest najgorszą z możliwych.

Mam ochotę coś rozwalić. Ciskam pustym kubkiem w podłogę, porcelana roztrzaskuje się jak w zwolnionym tempie, dźwięk roznosi się echem po cichym dotąd hotelu. Krew dudni mi w uszach, odwracam się i wychodzę. Spotykam Steve'a pod drzwiami, patrzy na mnie szeroko otwartymi oczami, ale nic nie mówi.

Czuję się, jakbym roztrzaskał swoje serce, a nie kubek.

***

- Nie uważasz, że zachowujesz się trochę... że przesadzasz z reakcjami?

Helena ma rację; Kiedyś byłem inny, ale świat gwiazdy wywołał u mnie kompletną zmianę charakteru.

- Nie panuję nad tym, wiesz. Mówię co myślę.

- I roztrzaskujesz kubki. Pomijam telewizory i gitary. - parska i wyobrażam sobie, jak siedzi na parapecie, z telefonem przy uchu, patrząc na Londyn. Tęsknię za tym miastem. Może nawet tęsknię za Heleną. Powiedziałem jej o wszystkim, chociaż bałem się równocześnie, że przez to odejdzie. Ale ona zrozumiała.

- Musisz się z tym pogodzić. Inaczej możesz stracić coś więcej, niż tylko Stefana.

Problem w tym, że zwyczajnie nie potrafię. Nie wypowiadam tych słów na głos, żegnam się i rozłączam, a potem długo patrzę na gwiazdy za oknem, ale tym razem nawet to nie jest w stanie mnie wyciszyć.

Butterflies & HurricanesOù les histoires vivent. Découvrez maintenant