capítulo cinco

1.1K 104 29
                                    

Zamyślona dziewczyna siedzi w jednej z ostatnich ławek, a swój pusty wzrok utkwiła w tablicy, na której znajdują się, niemożliwe do odczytania, bazgroły nauczyciela. Właśnie trwa jedna z ostatnich lekcji, po której ma odbyć się długa przerwa. Przez głowę Luny przelatuje jedna głupia myśl. Po co ona tak naprawdę tu siedzi? Czy to nie jest tylko bezsensowne tracenie swojego czasu? Skoro wiedza, której profesorzy chcą przekazać jak najwięcej w ciągu tych krótkich czterdziestu minut, nie przyswaja się nawet w piętnastu procentach, a czas spędzony w klasie mija uczniom zazwyczaj na myśleniu o fioletowych jednorożcach i tęczowych żabkach? Jaki jest cel w zmuszaniu młodzieży do spędzania połowy swojego życia w zamknięciu, gdzie nie mają prawa nawet wyrazić swojego zdania? Bo w jakiej szkole to uczeń ma najwięcej do powiedzenia? Raczej w żadnej, a w każdej po prostu musisz się dostosować do panujących norm, aby nie zostać przypadkiem odizolowanym od szkolnego społeczeństwa albo jeśli chcesz najzwyczajniej w świecie, zdać do drugiej klasy. Po co narzucono nakaz uczęszczania do szkoły, skoro i po godzinach większość swojego czasu spędzasz nad książkami, i dopiero wtedy przyswajasz to co najistotniejsze? Szatynka wie, że jest to temat rzeka, którego nigdy nie warto poruszać na głos, a jej rozmyślenia muszą pozostać tylko i wyłącznie w jej głowie.

Nastolatka opiera swoją brodę na dłoni i swój wzrok przenosi na widok panujący za oknem. Pod jednym z drzew dostrzega postać blondynki, która siedzi oparta o jego konar, a po jej policzkach ciurkiem ciekną łzy. Luna ze zdziwieniem marszczy swoje brwi i wytęża wzrok, aby jeszcze lepiej przyjrzeć się dziewczynie. Jej twarz nie wyraża żadnych uczuć, a oczy zakryte są wielkimi okularami przeciwsłonecznymi. Co takiego mogło się stać? Valente nigdy nie widziała argentynki smutnej, a co dopiero płaczącej. Jest to dla niej niemałe zaskoczenie. Ale czy ona może coś z tym zrobić? Przecież to Ambar wybrała drogę, w której nie ma miejsca dla zagubionej szatynki. Tu nasuwa się kolejne pytanie. Czy to nie jest zbyt egoistyczne myślenie? Blondynka wyciągnęła do niej pomocną dłoń, mimo że o nią nie prosiła. Może wypada odwdzięczyć się tym samym? Nikt nigdy nic nie straci próbując.

— Valente! Jesteś z nami, czy już fruwasz w obłokach?! — Z zadumy wyrywa ją krzyk nauczyciela i głośne walnięcie pięścią o powierzchnię starego biurka.

Tym samym powodując to, że połowa osób zgromadzonych w klasie, podskoczyła w miejscu i niezauważalnie wyprostowała się na swoich krzesłach. Nastolatka szybko odwraca swoją głowę w stronę profesora i posyła mu zaskoczone spojrzenie.

— Może łaskawie odpowiesz mi na zadane wcześniej pytanie? — Zdenerwowany zakłada swoje ręce na klatce piersiowej i wyczekującą na nią spogląda.

Zestresowana już ma zamiar rozpocząć swój przepraszający monolog, gdy po całej szkole roznosi się tak bardzo upragniony dźwięk dzwonka. Dziewczyna wypuszcza powietrze z ulgą i szybko podnosi się ze swojego miejsca, w celu jak najszybszego opuszczenia pomieszczenia.

— Tym razem Ci się upiekło, jednak mam do Ciebie prośbę. Możesz zostać na chwilkę? — Dalej nieuspokojona szatynka energicznie kiwa swoją głową i zatrzymuje się tuż obok swojego nauczyciela. — Mogłabyś udać się do sali biologicznej i przynieść mi kilka potrzebnych teczek, preparatów i probówek? 

Wcale nie widzi jej się spędzanie długiej przerwy na błądzeniu w biologicznym świecie, ale ma inne wyjście? Nieśmiało kiwa głową i wyciąga swoją dłoń, w której po chwili ląduje dość pokaźny pęk kluczy.

Szybko opuszcza pomieszczenie i kieruje się w stronę wyżej wymienionej sali. Chce jak najszybciej mieć to już za sobą, aby w spokoju usiąść w rogu korytarza i obserwując przechodzących ludzi, skonsumować swój wybitny lunch. Gdy tylko dociera do celu i otwiera drzwi, klucze zostawia w zamku od wewnętrznej strony, aby nie zgubić ich w bałaganie, jaki panuje w dawno już nieużywanym pomieszczeniu. Jak najprędzej zabiera się za przeszukiwanie szafek znajdujących się przy tylnej ścianie, zostawiając nie do końca zamknięte drzwi. Jeszcze nie wie, że swoim szybkim chodem wzbudziła zainteresowanie czekoladowookiego chłopaka, który bacznie śledził ją swoim wzrokiem. A gdy tylko zniknęła za drzwiami, postanowił skorzystać z niewyobrażalnie dobrej szansy. Swoim wzrokiem dokładnie omiótł cały korytarz i jak nie zauważył żadnego zagrożenia w postaci jego dziewczyny, czy też przyjaciela - najciszej jak potrafił, wszedł do sali, zamykając za sobą drzwi i przekręcając klucz w zamku. Z ogromnym uśmiechem zadowolenia odwrócił się w stronę dziewczyny i swoim wzrokiem dokładnie zmierzył jej sylwetkę. Musiał przyznać, że wyglądała wyjątkowo gorąco w obcisłych spodniach, które niedyskretnie podkreślały jej największy atut - pupę.

— Co robisz? — Szatyn zadaje najprostsze pytanie i nonszalancko opiera się swoim ramieniem o jedną ze ścian.

Jego głos sprawia, że dziewczyna, kolejny raz tego dnia, delikatnie podskakuje w miejscu i łapie się teatralnie za swoje szalenie bijące serce.

— Oszalałeś?! — Zdenerwowana zwraca się do niego z lekkim wyrzutem i natychmiast odwraca się w jego stronę. — Mamusia Cię nie uczyła, że nieładnie się zakradać? — Luna zaplata swoje ręce na wysokości klatki piersiowej i wyzywająco unosi jedną brew, oczekując jakiegoś dogryzienia ze strony bruneta.

Dopiero teraz dociera do niej co tak właściwie się dzieje. Stoi przed nią Matteo Balsano, na którego wargach gości cwany uśmiech i który najprawdopodobniej właśnie zamknął ich razem w sali. W tym pomieszczeniu o tak małej powierzchni, co sprawia, że gdy Luna sobie to uświadamia, automatycznie robi się jej gorąco. W tej chwili żałuję swojej decyzji o założeniu dzisiejszego dnia, grubego swetra. Jej serce ponownie przyspiesza swój rytm, ponieważ po ostatnim incydencie, nie wie czego może spodziewać się po chłopaku.

Ze zdenerwowania mocno przygryza swoją dolną wargę, co jest jedynym czynem, który w tej chwili może zdradzać jej uczucia. Chłopak widząc to uśmiecha się jeszcze szerzej i wolnym krokiem rusza w jej stronę. Tym samym powodując to, że serce nastolatki zaraz wyskoczy z jej klatki piersiowej. Szatynka jednak mimo wszystkich swoich emocji, bacznie mierzy go wzrokiem, którego nie ma zamiaru odwracać.

— Może nie… Ale za to umiem parę ciekawszych rzeczy… — Ponownie się odzywa, gdy tylko znajduje się w niewielkiej odległości od niej.

Jego szept dociera do jej uszu, sprawiając że dziewczyna nieznacznie się dziwi. Szatyn ponownie niweluje dzielącą ich odległość. Swoją gorącą dłonią delikatnie przejeżdża po jej policzku, a następnie swoim kciukiem uwalnia jej wargę z uścisku zębów. Powoli nachyla swoją twarz nad jej, powodując tym samym, że całym ciałem nastolatki zawładnął - kolejny raz - paraliż.

— Tym razem nikt nam nie przeszkodzi… — wypowiada swoje ostatnie słowa, po czym łączy ich usta w delikatnym muśnięciu, które powtarza kilka razy.

Luna w jednej chwili budzi się z otępienia w jakie wpadła. Niezmiernie irytują ją poczynania chłopaka, dlatego jak zdesperowana zarzuca mu ręce na szyję i pogłębia pocałunek. Tym samym powodując lekki uśmiech szatyna, który tylko na to czekał. Swoimi dłońmi łapie dziewczynę za pośladki i sadza ją na najbliższej ławce, kładąc jeszcze większy nacisk na jej wargi.

— Nikt nie może się o tym dowiedzieć… — Valente szepcze słowa pomiędzy jednym pocałunkiem, a drugim.

Dobrze wie, że to co teraz wyprawia, może być dla niej tragiczne w skutkach, jednak w tym momencie nie ma zamiaru się tym przejmować. A skutków może być wiele…

Bo do czego jest zdolna zdradzona dziewczyna?

Czy też przyjaciel, gdy dowie się o złamaniu męskiego kodeksu?

A może pytanie powinno brzmieć - do czego zdolni są ludzie, którzy dowiedzą się o dość niemoralnym czynie nastolatki? 

Postanawia jednak skorzystać z tej dość osamotnionej przyjemności, jaką obdarował ją świat.

Czy tylko jakby wiedziała, jak potoczy się to dalej, postąpiłaby tak samo?

Solitaria en la esperanza ✖ L&MWhere stories live. Discover now