capítulo uno

1.5K 113 18
                                    

W jednym z przeciętnych liceum właśnie trwa długa przerwa. Wszyscy uczniowie zbierają się na ogromnej stołówce. Oprócz czasu na zjedzenie drugiego śniadania, jest to też idealna okazja do tak zwanych spotkań towarzyskich. To tutaj, właśnie teraz, spotyka się każdy. Szum i gwar panujący w tym pomieszczeniu zagłusza myśli nastolatki.

Jako jedyna siedzi samotnie przy stoliku znajdującym się w rogu sali. Woli się nie wychylać. Z opartą głową o swoje ręce, znudzonym wzrokiem mierzy każdą postać, która rzuci się jej w oczy. Milion myśli na sekundę przewija się w jej głowie. Właśnie tam wyśmiewa pieprzone podziały, które panują w każdej szkole.

Na drugim końcu stołówki, stolik zajmują przysłowiowe kujony. Jak zastraszeni, siedzą skuleni na swoich krzesłach i zdenerwowani rozglądają się po pomieszczeniu, nie chcąc się nikomu narażać. Niektórzy z nich swoje nosy wsadzili w ogromnej grubości książki i odpłynęli do innego świata. Przed czym się chowają?

Jej wzrok pada na inny stolik. Szkolni chuligani. To oni czują się najpewniej wśród wszystkich uczniów. Wyśmiewają każdego kto jest mniejszy od nich. Jednak najczęściej obrywa się niestety grupie wymienionej wyżej, mimo że są lepsi. Bo co to za hańba być inteligentnym i się z tym nie ukrywać? Dla dziewczyny żadna. Lubiła czasem posłuchać tych mądrych pogawędek, mimo że rzadko kiedy w ogóle coś z nich rozumiała. A szkolni mięśniacy? Nie mieli do zaoferowania nic oprócz potężnej masy mięśniowej. Nikt z nich raczej nie grzeszył rozumem, dlatego trzymali się razem i świetnie się ze sobą dogadywali. To był ich jedyny plus. Odnaleźli grupę, w której czują się swobodnie.

Podążając dalej swoim wzrokiem, natrafia na kolejny ze stolików - osoby z “niższych sfer”. Odrzuceni przez licealne społeczeństwo, ponieważ ich rodzicom nie powodzi się za dobrze. Odsunięci od wszystkiego, bo nikt nie chce zadawać się z tak nic nie znaczącym plebsem. Plebs. Na to słowo dziewczyna ironicznie uśmiecha się pod nosem. Kto w ogóle dał prawo człowiekowi nazywać tak innego? A niestety - to właśnie to określenie krążyło po szkolnych korytarzach odnośnie tej grupy. Dookoła nich kilka stolików było pustych - nikt nie chciał usiąść za blisko. Co za cholerna niesprawiedliwość świata. Czy oni czymś zarażają? Oczywiście, że nie. Szatynkę okropnie denerwuje to szufladkowanie ludzi. Każdy ma uczucia i ona sama nie chce wiedzieć, jak muszą czuć się te osoby. Bo dlaczego ludzie nie znając drugiego człowieka przyszywają mu łatkę, która może ciągnąć się za nimi nawet przez całe życie? Ludzie są zdecydowanie zbyt okrutni i bezwzględni wobec siebie.

Jej wzrok podąża dalej. Teatralnie wyrwaca oczami, jednak tak aby nikt nie mógł tego zauważyć. Swoją uwagę tym razem skupia na stoliku, przy którym słychać głośne śmiechy. Jej twarz wykrzywia się w grymasie, gdy tylko ten dźwięk dociera do jej uszu. Jego częstotliwość była tak przerażająca, że dziewczyna jest pewna, że jakby siedziała bliżej to jej słuch by ucierpiał. Szkolne piękności. Wszystkie jak jeden mąż należą do szkolnej drużyny cheeleaderek, kibicującej naszej drużynie footballowej. One również oprócz ciała nie mają za wiele do zaoferowania. Na każdej przerwie, czy imprezie kleją się do chłopaków. Nieważne czy zajęci, czy nie. Można powiedzieć - dziewczyny bez zasad. Słodkie idiotki oślepiające swoim śnieżnobiałym, nienaturalnym uśmiechem.

Na sam koniec jej wzrok zatrzymuje na samym środku stołówki. To tam znajduje się największy ze stolików, zawsze zajmowany przez szkolną elitę. Nie należy do niej byle kto. Tylko najlepsi, najpiękniejsi, najmądrzejsi, a przede wszystkim - najbogatsi. Na wszystkich patrzą z góry, a z innymi rozmawiają tylko wtedy gdy muszą. Uważani za rządzących tą cholerną szkołą. Dokładnie mierzy wzrokiem osoby przy nim siedzące i dostrzega, że brakuje czterech “najważniejszych osób” - króla i jego królowej oraz (o ironio) jej kochanego braciszka i najlepszej przyjaciółki królowej.

Do tej pory zastanawiam się, jakim cudem jej brat tam trafił. Przecież, jak są sami ma wrażenie,  że w ogóle tam nie pasuje. No i tutaj wychodzi na jaw kolejny absurd tego świata. Dlaczego ludzie nie potrafią przy innych być sobą? Dlaczego zrobią wszystko, nawet wykreują swoją drugą osobowość, tylko po to aby się wpasować? Dla szatynki jest to dalej rzecz niepojęta.

Nagle w stołówce zapada głucha cisza, a nikt nie ma odwagi odezwać się nawet słowem. Dziewczyna szybko przenosi swój wzrok na drzwi wejściowe i dostrzega w nich wyżej wymienioną czwórkę osób.

Wysoki chłopak trzyma za rękę swoją dziewczynę i razem idą na przodzie, a tuż za nimi ich najlepsi przyjaciele. Oboje skanują całą salę swoim obojętnym wzrokiem. Szatyn jednak trochę dłużej zatrzymuje go na każdej z dziewczyn, a na jego wargi wkrada się cwany uśmieszek.

Wolnym krokiem kierują się w stronę swojego stolika. Młoda Valente bacznie obserwuje czekaladowookiego chłopaka - jego każdy ruch, najmniejsze drgnięcie. Nagle jego tęczówki napotykają jej drobną postać. Ich oczy na sekundę spotykają się ze sobą. Nieskrępowana dziewczyna nie odwraca swojego wzroku, co nieznacznie dziwi szatyna. Nie zareagowała jak każda, którą obdarzył swoim hipnotyzującym spojrzeniem.

Nie trwa to jednak długo. Już po chwili kontynuuje swoją wędrówkę wzrokiem po wszystkich znajdujących się w pomieszczeniu dziewczynach. Szatynka nie spuszcza go jednak z oczu. Widzi jak chłopak podchodzi do swojej ekipy i z wszystkimi po kolei się wita.

Ktoś rzuca jakimś tekstem, co powoduje że wybucha on głośnym śmiechem. Na jej wargi wkrada się delikatny uśmiech. Ten dźwięk jest jak miód dla jej osamotnionego serca.

— Cześć siostra! — Nagle słyszy koło siebie wesoły głos swojego brata.

Niechętnie odwraca wzrok od chłopaka i skupia na nim swoją całą uwagę.

— Czy to odpowiednie, że usiadłeś ze mną Gaston? — pyta go oschłym głosem, wywracając przy tym swoimi oczami.

W szkole rzadko kiedy z nim rozmawiała, czemu w ogóle się nie dziwiła. Popularność blondyna mogłaby znacznie spaść, gdyby ktoś zauważył, że rozmawia z taką nic nieznaczącą osobą jaką jest ona.

— Chcę Ci tylko powiedzieć, że wieczorem przyjdzie do mnie kilku moich znajomych. — Ta wiadomość nie jest dla niej za dobra.

Zrezygnowana opuszcza swoją głowę tak, że jej czoło ląduje na blacie stolika.

— Czyli mam się ulotnić? — pyta zrezygnowana i już wie, że czeka ją ciężki wieczór.

— Jakbyś mogła. — Słyszy radosny głos brata, który już po chwili siedzi na swoim stałym miejscu.

Nastolatka w myślach przeklina swoich rodziców, którzy zaczęli tak często wyjeżdżać. Teraz ma znacznie ciężej.

Solitaria en la esperanza ✖ L&MWhere stories live. Discover now