NIPPON.Misawa#1

85 22 34
                                    


Budzik, jak co dzień zadzwonił o piątej trzydzieści. A ona jak co dzień wstała, bez wciskania drzemki, bez przewracania się na drugi bok, bez zwlekania. Harmonogram dopracowany co do minuty. Pół godziny, by wziąć zimny prysznic, założyć ubranie, uczesać włosy w warkocz i zjeść lekkie śniadanie. Oraz przez jeden króciutki moment pozazdrościć bratu, który smacznie spał za drzwiami sąsiedniego pokoju. O szóstej wsiadła na rower i dziesięć minut później zaczynała już rozgrzewkę na korcie. Najpierw kilka kółek truchtem wokół boiska, potem podskoki, rozciąganie mięśni. Gdy ciało weszło w zwyczajowy rytm, chwyciła rakietę. Kilkanaście forhendów i bekhendów na sucho, później to samo z miękką piłką.

Starszy o kilka lat chłopak przerwał na moment własną rozgrzewkę, by popatrzeć na Misawę. Imponowała mu. Inni z początkowym zapałem przychodzili przez parę tygodni czy miesięcy trenować codziennie, później zjawiali się rzadziej albo wcale. A ona przychodziła tu dwa razy dziennie, pięć razy w tygodniu. Od siedmiu lat.

Gdzieś od trzech chciał, by to właśnie Misawa spojrzała na niego tak, jak liczne fanki, podziwiające jak sięga po kolejne tenisowe trofea.

Zakończyła suchą rozgrzewkę i odwróciła się w jego stronę. Spojrzenia ambitnej adeptki i niemal dorosłego już mistrza juniorów skrzyżowały się. Wbrew logice, to on był tym, który lekko się zmieszał i pierwszy spuścił wzrok.

– Cześć, Aiken-chan – rzucił zaczepnie. Nie lubiła, gdy się w ten sposób do niej zwracał, a on doskonale o tym wiedział. Tak się droczyli od dawna. Od zawsze.

– Cześć, Michael. – Choć jego powitanie oczywiście ją zirytowało, odpowiedziała grzecznie. Jak panienka z dobrego domu, którą przecież była.

– Wspólna rozgrzewka?

– Czemu nie.

Wiedział, że nie odmówi. Wiedział też dlaczego i bardzo go to drażniło. Bo mogła się od niego wiele nauczyć. Bo rozgrzewkowy sparing z dobrym partnerem motywował, by dać z siebie jak najwięcej. Bo znali się z kortów od dawna i w pewnym sensie byli przyjaciółmi. Przyjaciółmi. Właśnie to go tak wkurzało. Młoda, smarkata, powinna wręcz sikać po nogach na jego widok, piać z zachwytu, gdy się do niej odezwał, omdlewać na samą myśl o wspólnym trenowaniu. A ona traktowała go jak dodatek do znakomitej rakiety.

Dał jej niezły wycisk. Nie miała z nim najmniejszych szans, lecz walczyła o każdą jedną piłkę. A na koniec, zmęczona i spocona - choć wciąż w tajemniczy sposób elegancka - uprzejmie mu podziękowała za znakomity trening. I równie uprzejmie życzyła zwycięstwa w Pucharze Świata Juniorów.

Skierowała kroki do szatni, gdy tknięty dziwnym impulsem zawołał za nią:

– Aiken-chan!

– Tak?

– Jeśli wygram... umówisz się ze mną poza kortem?

Przez chwilę zastanawiała się, zdziwiona, jakby nie zrozumiała, o co właściwie zapytał. Wreszcie uśmiechnęła się leciutko, szepnęła:

– Wygraj, Michael. – I zniknęła za drzwiami damskiej przebieralni.

Popatrzył za nią z szerokim uśmiechem. Wiedział już, że wygra.

Dla niej.

Niech Imię Przyjaźni Pokaże Oblicze NieznaneWhere stories live. Discover now