Rozdział 17

6.1K 283 74
                                    

Czy uwierzyła Malfoyowi, jak powiedział, że pracuje z Zabini'm? Uwierzyła, bo po co miałby kłamać? Z resztą, jak chciałby ją skrzywdzić, miał ku temu wiele okazji. Zwłaszcza w Londynie, nikt oprócz niego nie wiedział, gdzie jest, mógł ją porwać już wtedy, ale tego nie zrobił, więc wniosek nasuwał się sam. Malfoy mógł być aurorem, ale w dalszym ciągu mu nie ufała i nie potrzebowała pieprzonej niańki!

Od wczorajszego wieczoru, złościła się na wszystko i wszystkich, wiedząc, że problem tkwi głębiej. Była wściekła na Zabini'ego za danie jej ochroniarza. Obiecała sobie, że jeśli spotka się z nim, sama osobiście wsadzi mu Malfoy'a w d... no nieważne gdzie.

Tak czy siak, nie da się tak łatwo, jeszcze tego brakowało, aby Malfoy ją kontrolował. Dobre sobie!

Szczęście dla niej, że większość lekcji sobie odpuścił, widziała go jedynie na Obronie, posiłkach i w bibliotece, ale wtedy go ignorowała.

Wychodząc z biblioteki, wpadła na Marcusa. Nie widziała go od feralnego popołudnia, kiedy to pod wpływem niewybaczalnego zaklęcia, chciał ją porwać. Stanął przed nią lekko zgarbiony, z bladą twarzą i podkrążonymi oczami.

- Hermiona, możemy porozmawiać? - Zapytał nieśmiało.

- O czym?

- O tym, co się stało.

- Dobra. - Westchnęła. - Chodźmy na kolację, w czasie drogi powiesz mi, co masz powiedzieć.

- Przepraszam. - Odezwał się po chwili ciszy. - Nie chciałem cię skrzywdzić.

- Wiem, to nie była twoja wina. To nie byłeś ty. - Nie miała zamiaru go o nic obwiniać. Zatrzymali się w drzwiach do Wielkiej Sali. Hermiona położyła dłoń na jego ramieniu, w geście pocieszenia. - Nie obwiniaj się o nic. Zostałeś wykorzystany.

- Nigdy bym cię nie skrzywdził. - Zapewnił z mocą, nieznany błysk pokazał się w jego oczach, by po chwili zniknąć.

- Wiem Marcus, to ja powinnam cię przeprosić, to z mojej winy zostałeś w to wciągnięty.

- Możemy po prostu o tym zapomnieć?

- Jasne. - Wzruszyła ramionami. - A tak na marginesie, powiedz gdzie zabrał cię Malfoy?

Markus milczał, unikając jej wzroku.

- Nie mogę ci powiedzieć. Przepraszam, ale nie mogę. - Wyznał, naprawdę było mu przykro.

- Kto ci zabronił? Malfoy? - Wściekłość zaczynała krążyć w jej krwiobiegu. - A wiesz co? Pieprzyć to! Pieprzyć Malfoy'a i ciebie! - Odwróciła się na pięcie, odchodząc w całkiem innym kierunku niż Wielka Sala.

***

Blondyn uśmiechnął się. Astoria zacisnęła zęby tak mocno, aż zabolała ją szczęka. Oddaliła się od niego, jak najdalej mogła. Wciskając swoje ciało w zimny róg celi, podciągnęła kolana pod brodę.

- Kim jesteś? - Przełykając strach, odzywając się. Jej głos był piskiem w wypełnionym ciszą zimnym lochu.

- Nazywam się Antoni. - Spojrzał na nią lekceważąco. - Nie pamiętasz mnie?

- Nie. - Odpowiedziała niepewnie, przyglądając mu się intensywniej.

- Uwielbialiście się ze mnie wyśmiewać. A wiesz co? Teraz to ja mogę pośmiać się z ciebie. - Spojrzał na nią z obrzydzeniem, jakby patrzył na najgorszego robaka, jaki chodzi po ziemi. - Mógłbym cię teraz zabić. - Powiedział, jakby to było nic nieznaczącą sprawą. - One wszystkie tak chętnie umierały. - Wykonał gest ręką, jakby chciał jej kogoś pokazać. - Mogłem ich nie zabijać, ale one w ogóle się do niczego nie nadawały. Nawet moja piękna Lucy. - Westchnął tęsknie. - Może ty będziesz lepsza? - Jego oczy zapłonęły, ale płomień był śmiertelnie zimny. - Nie. - Warknął, przyglądając się jej. - Jesteś tak samo słaba, jak one. Nie wiem, jak Draco chciał cię poślubić? - Podszedł do niej, łapiąc splątane włosy w garść, pociągnął mocno, na co krzyknęła.

Truth Seeker || DRAMIONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz