Unexpected Meeting

100 4 6
                                    

Był nim brak zwłok krzyczącego. Skąd wiem, że zwłok? Otóż całe biuro było umazane krwią, a gdzie nie gdzie dało się zauważyć kawałek to wątroby, to jelita.

Zszokowani, niezauważyliśmy kiedy do biura wbiegli pozostali członkowie naszej rodzinki. Wyglądali na zdezorientowanych i wściekłych. Kto to zrobił?! Z letargu wyrwał nas dopiero głos, od którego nawet sławny Lord Voldemort dostałby ciarek.

- No, no, no... myślałem, że trudniejsze będzie zaciągnięcie was wszystkich w jedno miejsce, a tu proszę jaka niespodzianka!

- Spring Bonnie - wyszeptała Toy Chcica, a właściciel głosu stanął przed nami w całej okazałości.

Pierwszą rzeczą jaka rzuciła mi się w oczy to nietypowy kolor włosów chłopaka - zgniłozielony. Taki sam odcień miały jego tęczówki. Ubrany był w obdarty brudno-żółty T-shirt i czarne spodnie z dziurami. Jego twarz i ręce pokrywały szpetne blizny i rany, nie wspomnę już o tym, że jedno złote królicze ucho miał urwane i widać było kable i mięso.

- Springtrap, SpringTRAP moja droga. Spring Bonnie nie egzystuje już od około 10 lat. Zginął w dzień, w którym zabiłem tamte dzieci.

POV. Springtrap  (bo mogę)

Patrzyłem na ich twarze. Śmieszyła mnie malująca się na nich mimika. Poprzez strach, przerażenie do niedowierzania i złości. Jednak najbardziej zainteresowała mnie pewna białowłosa dziewczyna, której mina wskazywała na...smutek? Współczucie?

Nie powiem poruszyło mnie to. Nie to, żebym tego potrzebował, nie ja tego nawet nie chcę. Po prostu nikt jeszcze nigdy tak na mnie nie patrzył. Po chwili jednak otrząsnąłem się z szoku, który na mnie wywarła i powiedziałem:

- Od mojej ostatniej wizyty wiele się tu zmieniło nieprawdaż? Nowy wystrój, nowi ludzie, inny budynek.

- Czego chcesz?! - warknął Ferdek Pierdek Brązowa Puszka.

- Waszej śmierci - powiedziałem, po czym zaśmiałem się psychicznie. Wiem taka tandeta ale fajne robi wrażenie.

- Już dwa razy próbowałeś - rzekła z politowaniem w głosie ta wielka niebieska landryna z gitarą.

- Ale jak to mówią ludzie...do trzech razy sztuka - odpowiedziałem po czym teleportowałem się do Parts & Service.

Zobaczyłem pobojowisko, które po części było też moją zasługą. Nie powiem byłem z tego dumny. Delikatnie przejechałem ręką po plamie krwi na ścianie.

Miałem ją teraz całą ubrudzoną w życiodajnym płynie, który ma taki piękny kolor a smakuje po prostu bosko! Z lubością oczyściłem się zlizując każdą plamkę. Mmmmm ma taki pyszny metaliczny posmak! Nic tylko chcieć więcej!

Powoli podszedłem do swoich byłych już ofiar, po czym u każdej z nich aktywowałem czipa. Na szczęście nie wyjeli im ich inaczej wszystko musiałbym załatwić sam - jak zwykle zresztą. Z tylnek kieszeni spodni wyciągnąłem pilota w kształcie lisiej głowy i nacisnąłem przycisk „power on".

Rudzielec odrazu otworzył oczy i powstał próbując mnie zaatakować.

- To ty! - wychrypał, po czym rzucił się na mnie z hakiem.

Parksnąłem tylko pod nosem i nacisnąłem „stop" na pilocie. Lisiasty gwałtownie zatrzymał się, niezdolny do jakiegokolwiek ruchu. Patrzył się na mnie z zdezorientowaniem, gniewiem i strachem w tych swoich złocistych oczętach.

- Oj lisku, lisku. Za zamach na życie swojego pana czeka cię kara.

Kolejny raz zaśmiałem się tylko tym razem na głos, po czym wniknąłem do jego ciała. Mam zamiar pokazać, że umiem przejąć nad nim kontrolę i musi być mi posłuszny, bo i tak nie ma innego wyjścia.

Podbiegłem do drzwi zabierając po drodzę gazę. W piwnicy nasączyłem ją lekami nasennymi i tak przygotowany w ciele lisiastego ruszyłem na małe polowanko, którego ofiarą miała być nowa.

Niestety zamiast wydostać się z piwnicy przez drzwi w pełnym biegu przywaliłem twarzą w ścianę. Cholerna przepaska na oko!

Odruchowo sięgnąłem po to paskudztwo prawą ręką, by je zerwać. Jednak szybko oprzytomniałem, gdy usłyszałem kszyk pełen bólu. Cholerny hak zamontowany w prawej ręce!

Tja...jestem w jego ciele i przejąłem nad nim kontrolę, ale to nie znaczy, że go tam nie ma.

Na szczęście nie ważne jakbym się w tym ciele poturbował, nic mnie boleć nie będzie tylko go. Normalnie nie zwracałbym na to zbytnio uwagi, lecz w sumie on ma być moim podwładnym i ma wykonywać moje rozkazy, a do tego potrzebuje oboje oczu. Zaklnąłem tylko i ruszyłem ale wolniej, żeby znowu się z czymś nie zderzyć.

Po wyjściu z piwnicy odrazu skierowałem się do kuchni. Tylko dlatego, że nie ma w niej kamer, a mi jakoś dzisiaj bardzo zależy na byciu dyskretnym.

W połowie drogi do mojego niedoszłego celu, którym był pokój nowej, mignął mi biały lisi ogon. Natychmiast stanąłem w miejscu i zlokalizowałem powód, dla którego nasączyłem lekami nasennymi gazę. Przemykając korytarzem poszła do łazienki.

Udałem się za nią jednak poczułem, że lisek stawia opór. Jejku to tylko łazienka, co z tego, że dla dziewczyn.

- Cykor! - prychnąłem wiedząc, że mnie usłyszy.

Natychmiast jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki opór zamienił się w parcie (pozdrawiam mojego pana z fizyki).

Pozwoliłem mu na chwilkę przejąć kontrolę nad swoimi nogami i chwilę później już znajdowałem się w pomieszczeniu, do którego przyszła pewna białowłosa piękność.

Poprzeglądała się chwilę w lustrze. Wyglądała na wyczerpaną. Nie, wróć! Ona płacze! Ten kto to sprawił może spodziewać się bardzo długiej i bolesnej śmierci. Zaraz...CO?!

Mniejsza z tym. Jednym susem doskoczyłem do dziewczyny i przyłożyłem gazę do jej narządów oddechowych.

Paniusia zaczęła się szarpać, jednak ja trzymałem mocno. Przed zaśnięciem zdążyła jednak spojrzeć w lustro, akurat w tym samym momencie co ja. Nasze spojrzenja skrzyżowały  się a ja poczułem, że na jedną chwilę straciłem całe panowanie nad lisiastym. Wrażenie to jednak tak szybko znikło jak przybyło. Na szczęście w lustrze zdążyła zobaczyć swojego oprawcę i porywacza czyli (uwaga proszę werble trtrtrtrtrtrtr) Foxy'ego. Jakiż jestem mądry, że pomyślałem aby wykorzystać jego kostium, bo gdybym wykorzystał swój to cały mój plan poszedłby w buraki (pozdrawiam panią z geografii).

Złapałem jej bezwładne ciałko zanim uderzyłaby w kafelki. Mało prawdopodobne, że ktoś mnie tu przyłapie na porywaniu jej, bo jest to najmniej uczęszczana lokalizacja w pizzerii, na moje szczęście, a jej - wręcz przeciwnie - nieszczęście.

Podniosłem ją w stylu „Panny Młodej" i skierowałem się do piwnicy. Jak na robota jest bardzo lekka, nawet za lekka, podejrzewam anoreksję. Będę musiał zrobić jej długi i męczący wykład na temat, że anoreksja jest ciężką chorobą. Zaraz, zaraz... O czy ja przed chwilą właśnie pomyślałem!?

Kopniakiem otworzyłem drzwi, niezbyt mocno, by nie było słychać uderzania metalowej klamki w ścianę piwnicy. Wygląda tak słodko kiedy śpi. Ciekawe czy jej krew jest równie piękna jak ona sama.

Skierowałem się w stronę wyjścia z tego ponurego pomieszczenia, w którym pachniało stęchlizną, po czym ostatni raz spojrzałem przez ramię i wyobraziłem sobie jak pięknie by wyglądała w kałuży włsnej krwii.

Zamknąłem drzwi na klucz i przybiłem sobie w myślach mentalną piątkę. Punkt pierwszy planu pod tytułem „Do trzech razy sztuka" uważam za zakończony powodzeniem.

***********
Hej, cześć, siemka, elo!
Jak już wcześniej wspominałam miałam dodać dzisiaj rozdział więc dodaje!
Tak mocno was kocham mordeczki, że specjalnie dla was rozdział ma nieco ponad 1160 wyrazów. Jak narazie jest on najdłuższym rozdziałem jaki napisałam w swojej histori na wattpadzie.
Nareszcie jest jakiś zwrot akcji.
Pojawił się Springi i Foxy?
Jak myślicie dlaczego Mangle płakała?
Ten kto zgadnie zadydykuję dla niego kolejny rozdział😄.
No to jak już wspominałam odwieszam!

Do marchewkowa!
Cavcia 34

Mangle's story [FNAF]Where stories live. Discover now