Rozdział 6

1.4K 229 65
                                    

Zima na Berk wyglądała olśniewająco.

Wszędzie skrzył się świeży śnieg, tworząc zaspy i zdradliwe pułapki na Wikingów. Lodowe sople zwisały z dachów domów, wesoło odbijając światło słoneczne. Dzieci, opatulone przez troskliwe matki w grube futra i czapki, ganiały się wśród zasp, urządzając bitwy na śnieżki.

Jednym słowem: było wesoło.

Czkawka chodził uśmiechnięty po wiosce, opatulony po uszy. Obok niego dumnie kroczył Mróz, z laską zarzuconą na ramiona. Od czasu do czasu zamrarzał jakąś kałużę, czy tworzył piękne wzory na oknach domów. Patrzył dumnie na swoje dzieło.

Przez te ostatnie trzy miesiące Duch Zimy się zmienił. Nabrał bardziej ludzkich kształtów, upodabniając się do zwykłego nastolatka, a jego twarz przypominała tą ludzką. Jedynie oczy nadal były świecącymi tunelami, a jego skóra była koloru śniegu. Mróz był cały okryty szronem, od czubeczków bosych palców u nóg, do najdłuższego włoska na głowie. Jeszcze nigdy nie odezwał się do Czkawki; brunet słyszał jedynie jego śmiech.

Oczywiście nikt nie widział Ducha. Był dla innych jak powietrze - niewidoczny, niesłyszalny. Czkawka pytał go czasami, dlaczego tak się dzieje i czy nie czuje się samotny, lecz Mróz milczał. Nie lubił poruszać tego tematu.

Czkawka próbował kiedyś wytłumaczyć przyjaciołom i ojcowi jak wygląda jego lodowy przyjaciel. Rówieśnicy go wyśmiali, a ojciec poklepał po głowie i pogratulował wyobraźni. Czkawka postanowił już nie mówić o Duchu nikomu.

Cieszył się, że w końcu nadeszła zima. Teraz przynajmniej mógł spędzać z Mrozem większość dnia, gdyż Duch częściej przebywał w wiosce w ,,służbowych sprawach". Nie musiał już chować się w lesie, uważając by nikt nie zainteresował się podejrzanym śniegiem. Teraz dosłownie latał wśród domów, ciesząc się ze swobody.

- Ulepimy dziś bałwana? - zamruczał śpiewanie Czkawka, zwracając się do lodowego przyjaciela.

Mróz wyszczerzył się w uśmiechu. Często się śmiał. Machnął zachęcająco ręką, biegnąc w stronę domu chłopaka.

Czkawka popędził za nim, śmiejąc się głośno.

***

- Czkawka! - krzyknął Stoick, zauważając syna, schodzącego ze schodów. Chłopak uniósł zaspane oczy i spojrzał na niego półprzytomnie. Ziewnął. - Dzisiaj przypływa Johan i oczekuje, że przywitasz go ze mną. - Spojrzał wyczekująco na syna.

Czkawka westchnął, przewracając oczami. Akurat dzisiaj miał towarzyszyć Mrozowi w zamrarzaniu Jeziora Lokiego - dużego jeziora na środku wyspy. Z niecierpliwością czekał na ten dzień.

- Dobrze - mruknął niechętnie, doskonale zdając sobie sprawę, że ojcowi się nie odmawia. Usiadł ciężko przy stole, naprzeciwko wodza.

- Po śniadaniu pójdziemy do portu - oznajmił beznamiętnym głosem mężczyzna. Widocznie dzisiaj nie był w humorze.

Czkawka kiwnął głową, zabierając się za jedzenie ciepłej jeszcze jajecznicy.

Jak oznajmił Stoick, zaraz po śniadaniu wybrali się do portu. Czkawka zdążył jeszcze szybko napisać liścik do Mroza, informując go, że jednak z nim nie pójdzie. Zostawił go na parapecie.

Johan przypłynął dwie godziny później, gdy słońce wskazywało południe.

Po uroczystym przywitaniu, wymienieniu komplementów i pochwał, przyszedł czas na zakupy. Johan miał mnóstwo nowego towaru, zachęcającego potencjalnych klientów swoją egzotycznością. Każdy mógł znaleźć coś dla siebie.

Jesienny śniegOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz