Rozdział 4

1.1K 184 21
                                    

- Tato... - miałknął dziesięciolatek przy śniadaniu. Wódz Berk spojrzał na niego pytająco. - Mogę iść do lasu? Proszę...

Mężczyzna wyprostował się powoli w krześle i zmierzył chłopaka uważnym spojrzeniem. Jeżeli to dziecko o coś prosi, to znaczy, że ma na sumieniu jakąś sprawkę.

Czkawka spojrzał na niego błagalnie, zawodowo układając usta w ,,podkówkę". Zrobił słodkie oczka.

I niespodziewanie kichnął.

Na tyle niespodziewanie, że sam się zdziwił. Pociągnął nosem, po czym wytarł go w rękaw. Ponownie spróbował sztuczki ze słodkimi oczami i ponownie kichnął.

- Jesteś chory? - spytał zaniepokojony Stoick, patrząc jak syn ponownie wyciera nos w rękaw koszulki. Czkawka pokręcił gwałtownie głową.

- Nie! Nie jestem chory - zaprzeczył od razu. - To pewnie tylko katar... Przez tę bitwę... - Zatkał gwałtownie usta dłonią, patrząc wielkimi oczami na ojca. Stoick zmarszczył krzaczaste brwi.

- Jaką bitwę, Czkawka? - spytał wolno. Chłopka pokręcił gwałtownie głową, nadal zasłaniając usta. - Czkawka? - powtórzył z naciskiem.

Chłopak niechętnie odsłonił usta. Już miał coś powiedzieć, gdy niespodziewanie ponownie kichnął. Zaraz potem zakaszlał szybko, jakby chciał ukryć to przed ojcem.
Stoick patrzył na niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Głaskał się po dużej brodzie.

- Idziemy do Gothi - zarządził w końcu, a Czkawka jęknął cierpiętniczo.

Nici z zabawy z Mrozem.

***

- Ale nic mi nie jest! - zaprzeczył po raz setny chłopak, gdy ojciec otulał go grubymi pierzynami w jego łóżku. Stoick zacmokał zniecierpliwiony.

- Gothi mówiła, że jesteś przeziębiony - powiedział jakby to tłumaczyło wszystko. Wcisnął w ręce syna kubek z gorącą herbatą. - Pamiętasz jak się skończyło ostatnie przeziębienie?

- Wtedy miałem ospę, tato - westchnął zniecierpliwiony. Oparł się ciężko o ścianę za sobą.

Stoick pokręcił głową i skończył owijanie go w koce i pierzyny. Wyprostował się.

- Okey... - zamruczał do siebie. Cmoknął szybko czoło syna. - Dobrze, że chociaż temperatury nie masz.

Czkawka przewrócił oczami. Z braku lepszego zajęcia upił łyk gorącej herbaty.

Stoick usiadł w nogach łóżka, opierając łokcie na kolanach i położył brodę na splecionych dłoniach. Zapatrzył się na syna.
Czkawka natomiast ulokował się wygodnie w kokonie z pierzyn, uprzednio odkładając kubek z herbatą na stolik obok i zapatrzył się tęsknie w okno. Wyobraził sobie padający śnieg.

- Tato...? - spytał cicho, nawet nie wiedząc, że wypowiada myśli na głos. - Istnieje ktoś taki jak Mróz?

Stoick zamrugał, zdziwiony pytaniem. Wyprostował się powoli.

- Chyba ,,coś takiego" - poprawił go niepewnie. - Mróz to inne określenie zimna...

Czkawka pokręcił głową, marszcząc czoło. Spojrzał na ojca.

- Nie... Znaczy, wiem, że mróz to określenie zimna - zamruczał. Podrapał się po karku, nie wiedząc jak wytłumaczyć to ojcu. - Chodzi mi raczej o to, czy istnieje ktoś, kto kieruje zimą...

Stoick zamyślił się, gładząc powoli brodę dłonią. Spojrzał zamyślony na okno.

- Wydaje mi się, że Ull... - mruknął, spoglądając szybko na syna. - Wiesz, bóg zimy.

Czkawka zamyślił się głęboko, odtwarzając w pamięci ostatnie spotkanie z Duchem. Czy to możliwe, żeby spotkał boga?...

- A jak on wygląda? - spytał cicho. Kichnął. - Jest stworzony ze śniegu? Albo ma taką laskę? - Wykonał ruch dłonią, jakby chciał zobrazować zakrzywioną laskę Zjawy.

Stoick uśmiechnął się miękko do syna. Pogłaskał go po lekko rozgrzanym czole.

- To bóg, synku... - mruknął łagodnie. - Tylko bogowie go widzą. - Cmoknął go szybko w czoło. - Chociaż gdzieś słyszałem, że symbolem Ulla jest myśliwski łuk.

- Łuk? - spytał głupkowato chłopak. Nie przypominał sobie, by Duch miał jakiś łuk.
Stoick ponownie pogłaskał go po głowie. Okrył go kocem po samą szyję.

- Idź spać, synku... - mruknął łagodnie. Czkawka spojrzał na niego z oburzeniem, po czym kichnął głośno. Wytarł nos w rękaw.

- Dobrze - mruknął niechętnie, przekręcając się na bok, by widzieć okno. Stoick jeszcze raz pocałował go w rozgrzane czółko.

Wyszedł cicho z pokoju, zamykając drzwi. Czkawka leżał chwilę w bezruchu, nasłuchując. Kroki wodza zniknęły na dole.

W szybę w oknie coś głośno uderzyło. Śnieżka.

Czkawka mimowolnie się uśmiechnął, widząc jak jakaś niewidzialna ręka maluje na śniegu uśmiechniętą buzie.

Jesienny śniegOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz