Rozdział 4|Schadzka po pizzeri

32 4 4
                                    

Zmordowany całym dniem musiałem jeszcze pojechać do mojej pracy. Co za życie...Nie wiem czy aby na pewno ten fioletowy Vincent ma rację. Czy naprawdę te robotyczne zwierzaki mogą mnie zabić? Sam nie wiem w co mam wierzyć. Nie wiele myśląc wybiegłem z domu i poszedłem do pizzeri. Mam jeszcze chwilę czasu. Po półgodzinnym biegu znalazłem się u wrót pizzeri Freddy'ego. Była spustoszała. Żadnej żywej duszy. Zestresowany wszedłem do budynku. Tam też nikogo nie zastałem. Minąłem scenę. Stały tam trzy animatrony:niebieski królik,kurczak w fatruszku "Let's party!" i gruby niedźwiedź w cylindrze. Każdy miał potworny makijaż przykrywający ich prawdziwe oblicze. Ich usta były wygięte w przerażającym,fałszywym uśmiechu. Królik trzymał w rękach gitarę,na której świetnie potrafi grać. Miś trzymał mikrofon dzięki,któremu mógł wydawać polecenia dzieciom i swoim kompanom. Przedmiot ten umożliwiał mu także cudne śpiewanie. A kura miała babeczkę w swojej ręcę. Z napisu na jej fartuszku można by wnioskować,że lubi imprezy. Zresztą w tej pizzeri występuje dużo imprez dla dzieciaków. Ograniczenia wiekowe nie wchodziły w grę. Ale bardziej było korzystne to dla młodych dzieci,które zachwycone są poruszającymi się zwierzętami. One wierzą w ich prawdziwe istnienie. Młodzież śmieje się z młodszych i wmawia różne,niestworzone historie na temat robotów. To jest krzywdzące dla dzieciaków. Wmawianie,że ich idol jest TYLKO robotyczną zabawką. Spojrzałem na tarczę zegara zawieszoną na ścianie. Wybiła 23.15. Więc mam jeszcze dużo czasu. Z moich obliczeń powinieniem był dotrzeć tu znacznie później. Przynajmniej zwiedzę uważniej moje miejsce pracy. Skręciłem w pierwszy lepszy korytarz. Dotarłem do Kids cov'a. Na ścianie zobaczyłem liczne,dziecięce rysunki. Chciałem im się lepiej przyjrzeć,więc podszedłem do nich. Przyglądałem się obrazie,na którym widniała biała lisiczka lecz nie zdażyłem mu się dokładniej przyjrzeć,gdyż potknąłem się o coś. Rozejrzałem się. Moja lewa noga utknęła w stercie kabli. Zacząłem próbować uwonić się z uścisku. Poczułem coś w ręcę. To była gałka oczna. Rzuciłem okiem jeszcze raz na te nieszczęsnę kable. Ten złom to były szczątki Mangle. Resztkami sił wydostałem się z potrzasku. Pogrzebałem w częściach animatrona. Jej głowa wciąż trzymała się na swoim miejscu. Z jej "kręgosłupa" wystawała druga głowa. Był to łeb endoszkieletu. Nie miał on na sobie tej plastikowej warstwy co biała. Z jej "tłowia" wyrastały jeszcze inne części.Między innymi ręka i noga. Przyjrzałem się jeszcze raz rysunków na ścianie. Widniała na nich Mangle,którą bawiły się dzieci. A,więc to te małe diabły tak ją zepsuły. Może to zwykły,bezuczuciowy robot ale ja i tak jej współczuję. To jest straszne co te małe rączki potrafią zrobić. Dlatego ja się nie pakuję w żadne związki. Nie chcę skończyć z takim małym diabłem pod jednym dachem,a pensja i tak by mi nie pozwoliła na utrzymanie rodziny. Spojrzałem na zegarek na mojej,prawej ręcę. Była 5.59 am. Szybko pobiegłem do biura.
————————————————
Sorka,że nie było rozdziału.

Animatronik przyjacielem | FNaFWhere stories live. Discover now