XIV

1.9K 153 40
                                    

„From the concrete to the coast
I was looking for a Holy Ghost
Like the land joining the sea
Happiness it followed me"

***

To był trzeci tydzień.

Trzy tygodnie już, blondynka leżała w śpiączce. Enigmatyczne ataki serca co prawda ustały, jednak jej tak długi sen był wprawiał w istny niepokój, a sami lekarze niewiele byli w stanie stwierdzić, ani zrobić. Jej stan był, cóż, jak najbardziej stabilny - jednak nadal trwała w pozbawieniu przytomności. Są pewne rzeczy na świecie, które przerastają nawet największych i najlepszych fachowców - a sprawa Mephedrone to takowych należała.

Nikt nie wiedział.

Nikt nie rozumiał.

Nikt nie pojmował.

Napastnik jakby nigdy nie istniał, zniknął, a Holmes pomimo ogromnych starań nie zdołał go odnaleźć.

***

Jednakże, każdego wieczora do niej przychodził.

          Każdego wieczora kładł przy niej jedną, pojedynczą, krwistoczerwoną różę, jakby liczył, że dzięki temu dziewczyna się wybudzi. To dosyć żałosne, że tak wypruty z uczuć mężczyzna jak Sherlock Holmes, w tamtej chwili kierował się nadzieją i wiarą w odzyskanie jej przytomności.
Wobec ludzi - w świetle zewnętrznym - zdawał się wręcz zapomnieć o blondynce, pogrążony fascynującymi i niesamowitymi zagadkami u boku Johna, jak na detektywa doradczego przystało. Jednakże, ta maska niewzruszenia wielce go kosztowała.

— Frytki?

Rozległa się propozycja Holmesa, któregoś wieczoru. Przyjaciele opuszczali właśnie Scotland Yard, mając za sobą dopiero co rozwiązaną dosyć wymagającą i pracochłonną sprawę morderstwa, która istnie obu mężczyzn wymęczyła.

— Mary mnie udusi. Obiecałem wrócić do domu już kilka godzin temu — wyszeptał ospale John. — Ale niech skonam, chodźmy na te frytki.

Sherlock jedynie uśmiechnął się krótkotrwale pod nosem z pewnego rodzaju zwycięstwem, nic już więcej nie mówiąc.

W absolutnym milczeniu, przyjaciele podeszli pod małą budkę z belgijskimi frytkami przy jednej z niegłośnych i nietłocznych uliczek. Detektyw nie zwlekając, zamówił dwie porcje, zapłacił, po czym oparł się o ścianę budki, kryjąc się pod niewielkim dachem. Zaczęło padać, a jemu nie uśmiechało się zmoknąć co do suchej nitki. Wbił spojrzenie gdzieś przed siebie - w tak zwany martwy punkt - zamyślając się całkowicie.

Watson w pierwszej chwili pomyślał, że jego przyjaciel zaszył się w swym pałacu - co do niego było bardzo prawdopodobne. Po chwili jednak, były weteran wojenny, ponownie przyjął się Sherlockowi.

Zmarszczył czoło w pełnym zdziwieniu.

— Wiem, że jestem twoim autorytetem, ale Boga, możesz się tak na mnie nie patrzeć? — Uciął w pewnym momencie detektyw z podirytowaniem w strunach głosowych, przenosząc wzrok na mężczyznę.

— Po prostu... Pomyślałem, że jesteś w pałacu pamięci, ale... Wydajesz mi się teraz być taki... — bełkotał John. — ...taki... ludzki.

EXCLUSION. sherlock bbcOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz