Rozdział 1

2.2K 213 47
                                    

Drzewa w lesie sennie szumiały, śpiewając cichutko kołysankę.

Dzisięcioletni Czkawka zamruczał przez sen, gdy coś zimnego dotknęło jego policzka. Przekręcił się na bok. Podłożył rękę pod głowę jak poduszkę i podkulił kolana do piersi.

Zmarszczył nos, gdy zimne coś ponownie musnęło - dla odmiany - jego nos. Wtulił twarz w ramię, drugim zakrywając głowę. Wymamrotał, że chce jeszcze spać, przekonany, że to przyjaciele lub ojciec chcą go obudzić.

Zmarszczył czoło, słysząc nad sobą ciepły, lecz cichy śmiech. Obcy śmiech. Uniósł głowę, przecierając pięścią oczy. Ziewnął, zasłaniając usta dłonią. Rozejrzał się nieprzytomnie wokoło.

- Co jesss...? - wymruczał, tłumiąc kolejne ziewnięcie. Podrapał się po policzku.

Zamarł, uświadamiając sobie, co widzi.

Znajdował się na polanie w wąwozie, który wczoraj odkrył. Pamiętał, że poprzedniego dnia właśnie tutaj oglądał gwiazdy. Później... film mu się urwał. Tak czy siak, wąwóz wyglądał inaczej.

Po pierwsze: słońce świeciło dokładnie nad jego głową, zwiastując południe nowego dnia.

Po drugie: padał śnieg.

Czkawka podniósł się do siadu, rozglądając się głupkowato. Uniósł dłoń, na której zaraz osiadła biała śnieżynka. Zielona trawa, na której siedział również była pokryta białym puchem.

Może śnieg sam w sobie nie był taki dziwny...

Ale była jesień. Całe trzy miesiące przed oficjalną zimą.

Czkawka wstał na nogi, wodząc wzrokiem wokoło. Śnieg zdążył pokryć już trawę i zielone liście na drzewach. Jego włosy również zdobiły białe plamki. Dziesięciolatek powoli je otrzepał.  Czuł się jak we śnie.

Właśnie! Sen... Coś go wybudziło ze snu...

Czyjś śmiech.

Czkawka otworzył szerzej oczy, szczerze przestraszony. Rozejrzał się panicznie, lecz nikogo nie ujrzał. Dla pewności wyjął nóż zza paska, gdyby jednak ktoś czychał za drzewem.

- Jest tam kto?! - krzyknął w nicość. Odpowiedziała mu cisza. Czkawka powoli rozejrzał się wokoło, dla własnej pewności.

Zerwał się wiatr. Białe śnieżynki zatańczyły wokół niego.

Wtedy właśnie zobaczył go po raz pierwszy...

Chociaż właściwie to nie... Zobaczył jedynie cień. Cień pośród drzew i tańczących płatków śniegu. Kształt człowieka. Człowiek ten wyglądał jak duch: półprzeźroczysty, nieuchwytny, ale jednak widoczny. Jego kontury były zamazane - wyglądały jakby wykonane były ze śniegu. Cień nie miał ciała.

Czkawka widział go może ułamek sekundy. Kształt zniknął równie szybko jak się pojawił, pozostawiając po sobie jedynie półprzeźroczysty ślad w pamięci chłopaka.

Wiatr ucichł razem z nim. Śnieg przestał pruszyć.

Czkawka stał jak skamieniały, mrugając zawzięcie. Ręka z wyciągniętym nożem opadła bezwładnie wzdłuż ciała. Chłopak patrzył przestraszony i zdezorientowany w miejsce, gdzie widział Zjawę. Wstrzymał oddech z natłoku różnorakich emocji.

Śnieg wokół niego powoli zaczął topnieć, zastąpiony ciepłem jesiennego słońca. Czkawka dopiero teraz zwrócił uwagę na świergot ptaków i wysoką temperaturę.
Tak jakby śnieg przed chwilą wcale nie padał...

Brunet pokręcił głową i przeczesał wilgotne włosy dłonią. Schował nóż za pasek.
Chwiejnym krokiem ruszył w kierunku osady. Co chwila kręcił głową z niedowierzaniem, bądź odwracał się nagle, chcąc zobaczyć, czy nikt za nim nie idzie.

Obiecał sobie, że nie wróci już nigdy na nawiedzoną polanę.

Chociaż z drugiej strony wiedział, że słowa nie dotrzyma. Bo przecież był Czkawką...

________________________________
Witam!
Mam nadzieję, że spodobał Wam się pierwszy rozdział mojej nowej książki :)
Chciałabym zaznaczyć, że tekst ten ma przeszło dwa lata, więc gdybyście zauważyli jakieś błędy, które przeoczyłam podczas poprawek, proszę napiszcie o tym w komentarzach ;)

Jesienny śniegOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz