Rozdział 26

236 29 5
                                    

Noc była jasna. Siedziałam na pomoście i czekałam na Marcelego, który miał tu być już pół godziny temu.
- Zaspał? - usłyszałam głos Oleńki, która przyskoczyła do mnie i usiadła po turecku koło mnie.

Od zakończenia wojny minął rok. W październiku zeszłego roku wojska rosyjskie na dobre wycofały się z kraju, natomiast nadal zdarza się słyszeć terkot karabinów. Na szczęście nikt nie boi się już spać w nocy, można bez strachu wyjść z mieszkania i pojechać śmiało SKM-ką linii S5 ze Śródborowa i dojechać aż do Warszawy Centralnej i dalej. Autobusy ponownie uruchomiły większość linii.
Zajrzałam w komórkę. Były dwie minuty po północy. Dało się słyszeć stukot wojskowego obuwia na pomoście.
- O, ja zmykam. - rzuciła Olusia, zarzuciła swoją platynową grzywkę do tyłu i podskoczywszy zbiegła z pomostu. Poczułam, jak Kamyk usiadł koło mnie. Odchrząknęłam.
- Trzydzieści dwie minuty spóźnienia. Nie ładnie. - powiedziałam. Poczułam, jak Marcel objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie. - Ej co Ty robisz?
- Przyciągam cię do mnie. - rzucił i przerzuciwszy mnie przez ramie zaczął wstawać.
- Ej! Utrudniasz mi obrażanie się na ciebie! - zawołałam śmiejąc się głośno. Kamyk też się zaśmiał, a następnie postawił mnie na ziemi.
- Kocham Cię. - rzucił speszony. Stanęłam na palcach i pocałowałam go w czoło.
Kamyk był stosunkowo niski. W porównaniu do Aleksego, który przerastał go o dobre dziesięć centymetrów, to zaliczał się do dosyć niskich ludzi.
Chłopak zaśmiał się. Złapał mnie w talii i delikatnie uniósłszy pocałowaliśmy się.

***

Burza spóźniała się na obiad. Agnieszka wyraźnie była poirytowana, chciałam jej pomoc, ale wiedziałam, że to nic nie da. Wiedziałam, że na przerwie poobiedniej będę musiała zrobić im karną serię alarmów.
Spoglądając na bramę podobozu widoczną ze stołówki cicho liczyłam, że Tosia wybiegnie tam razem ze swoim zastępem i zajmie miejsce nieopodal mnie. Jednak zamiast Tosi ujrzałam Anielkę, która wybiegła razem z Hanią, swoją przyjaciółką, z podobozu. Zaraz zaczęły się wylewać inne zastępy.
Westchnęłam. Przypomniałam sobie Myszkę, która zaginęła gdzieś podczas powstania, Hankę, która została zastrzelona, Adama i Karę, którzy wyemigrowali. Westchnęłam.
- Nie wzdychaj. - rzuciła Laura. Po powstaniu często mówiono do niej nadal "Śpioch", ale coraz częściej już dało się słyszeć jej imię.
- Nie wzdycham, dzieciaku. - rzuciłam ze śmiechem. Laura przytuliła mnie.
Objęła nowy zastęp, do którego należy teraz również i moja siostra.
Patrząc na tą przestrzeń zauważyłam jedno. Wracaliśmy do normalnego życia.
Obozowe jedzenie może i nie należało do najlepszych, ale głodny zjadłby konia z kopytami. Z resztą, po Powstaniu Falenickim nikt nie narzeka na to, że jedzenia jest więcej, niż człowiekowi potrzeba
- Burza, smacznego!
- Dziękujemy! - zawołała drużyna i zasiadłyśmy. Zaraz na stołówkę weszła drużyna Aleksego. Kamyk puścił mi oczko. Prychnęłam.
- Knieja! Z menażkami po obiad! - rzucił Aleksy, drużynowy. Kiedy jego drużyna wstała, między pionami przewinęła się Oleńka. Chłopak złapał ją za kaptur od bluzy i przyciągnął do siebie. Pocałowali się. Patrzyłam na nich taka rozmarzona, kiedy poczułam szturchnięcie.
- Idziemy do latryny. - rzuciły Bogusia i Basia. Odbiegły od stołu.
Odwróciłam znowu wzrok, ale Oleńka siedziała już sama przy stole i czytała czyjeś zapiski w zeszycie. Spojrzałam w menażkę.
Pusta.
Zapomniałam, że nawet po obiad nie poszłam z tego zamyślenia.
Podniosłam się i powędrowała ku kuchni. Stanęłam koło Aleksego, który z uśmiechem się obrócił.
- Co tam, niezgubko? - zapytał, a ja zaśmiałam się.
- Pfff, Aleksy. Nie podskakuj. - rzuciłam. Chłopak był uśmiechnięty, lecz nagle spoważniał. - Co jest?
- Cicho. - rzucił ostro i zastygł. Powąchał zapach unoszący się w powietrzu.
Paliwo lotnicze.
Zbladłam. Aleksy rownież. Zaraz dało się słyszeć warkot maszyn.
- DO PODOBOZÓW! - wrzasnął przerażony Aleksy. Wszyscy z wrzaskiem się poderwali, pozostawiali menażki na stołówkach.
- BURZA, DO NAMIOTÓW BIEGIEM! TERAZ! - zawołała Agnieszka. Zaraz usłyszałam jak Knieja się mobilizuje, a zaraz bo niej Strumienie i Amazonki. Aleksy osłonił mnie ręką i pchnął ku bramie obozowej.
- Uciekaj! - zawołał. Wbiegłam do podobozu, gdy samoloty były dobrze widoczne na niebie. Dało się słyszeć wrzask zastępu Kataigida.
- Cisza druhny! - zawołałam i otworzyłam poły. Zbladłam. - Gdzie bliźniaczki BB*?!
- Poszły do latryny! - zawołała spłakana Julka i zaraz wpadła w objęcia Kai. Zerwałam się do biegu. To nie mogło się tak skończyć.
Zaraz potem dało się słyszeć huk.

*BB (czyt. bi-bi) - skrót wzięty od pierwszych liter imion bliźniaczek (Basia i Bogusia)

Jak kamienie - z pamiętnika łączniczki "Tośki"Where stories live. Discover now