Rozdział 24

244 31 4
                                    

Słyszałam, poczułam jak Aleksy podbiega do Kamyka i wyjmuje mnie z jego rąk, kładzie mnie na ziemi. Zaraz potem słyszałam, jak wyzywa go od zdrajców ojczyzny, od psów, od ruskich świń i od gorszych postaci i przekleństw. Zaraz jednak słyszałam, jak Rozpylacz ich uspokaja, a ja poczułam dotyk Olci. Najpierw po żebrach. Poczułam nieprzyjemny ucisk pod lewymi żebrami.
- Boli. - jęknęłam. Od razu koło mnie pojawił się Aleksy. Usztywnił mi głowę, złapał ją wiedzy swoimi kolanami i przytrzymał.
- Jezu, zaledwie była tam trzy dni, a już ledwo żywa... - trzy dni? A nie jeden? Miałam wrażenie, że mózg mi wariuje, że zaraz mi eksploduje. Bolała mnie głowa, żebra i pęcherz. Zakaszlałam. Zaraz poczułam, jak ciepły płyn spływa po lewym ramieniu. Krew.
- Krwawienie z lewego ramienia. - zaalarmował Aleksy i przytrzymał mnie za barki.
- Jezu, Mari, trzymaj się. - szepnęła Olcia i zaczęła mi owijać klatkę piersiową na sztywno bandażem. Nie mogłam się ruszyć. Zaczęłam szlochać.
- Proszę, to boli! - jęknęłam cicho płacząc. Aleksy przejął zaraz od "Niki" bandaż i zaczął tamować krwawienie z ramienia. Czułam, jak moja przyjaciółka rozpina mi mundur na piersiach. Czułam, jak bandaż owija się wokół moich piersi i opłata barki, jak kamizelka. Owijając lewy bark objęła dużą warstwą ranę postrzałową i zakończyła owijanie. Aleksy westchnął.
- Gdzie jest ten zdrajca? - zapytał. Olcia uniosła palec i wskazała za mnie. - Jego trzeba na przesłuchanie dać. Niech nam nie zwieje. Może wie, co konkretnie zrobili Mari, ona teraz ledwo się trzyma.
- Mów pseudonimami. Nie Mari, tylko "Tośka". - rzuciła swoim władczym tonem głosu i poczułam, jak unosi mi głowę.
- Nika, ja ją wezmę. - powiedział Aleksy i zaraz za moją głową uniosło się całe ciało. Ale dalej już nie pamiętałam...

Jak otworzyłam oczy od razu dotarło do mnie, że życie nie jest tak kolorowe jak w filmach, gdzie omdlały człowiek budzi się w szpitalu z białymi ścianami, a nad nim czeka jego zniecierpliwiona rodzina...
Pierwsze co zobaczyłam, to zakurzone, szare ściany, z czego jedna z nich była w połowie zburzona. Zamrugałam pare razy. Zaraz nade mną pojawiła się głowa Rudzi...
- Rudzia... - szepnęłam, a moja siostra schyliła się i pocałowała mnie w nos. Uśmiechnęłam się.
- Proszę pani, moja siostra jest przytomna! - zawołała, a zaraz koło mojej głowy pojawiła się dosyć znajoma mi twarz.
Pamietam nasz wspólny pierwszy obóz. Jej gruby warkocz spleciony był tak, że opadał zawsze na lewe ramię. Zielone oczy twardo patrzyły na świat, spojrzenie wskazywało na to, że zaraz kogoś zabijesz. Jednak wiedziałam po tak długiej znajomosci, że to tylko spojrzenie. Byłaś bardzo nieśmiała, cicha i spokojna. Na obozach, zamiast chodzić na śpiewanki, wolałaś siedzieć w namiocie i czytać. Tak, druhna Rózia. Jak ja jej dawno nie widziałam.
- Mari? - spytała półszeptem, a następnie zauważyłam, jak łzy wzruszenia napłynęły jej do oczu.
- Jejku, Rózia! - zawołałam i chciałam się poderwać, ale coś mnie zatrzymało. Żebra mnie bolały, nie mogłam usiąść. Westchnęłam.
- Leż kochana, za tydzień będzie dobrze. - rzuciła Róża i przytuliła mnie. Ja się uśmiechnęłam. Zaczęłyśmy rozmawiać o naszej drużynie, o tych czasach, kiedy nad Sajnem siadało się w cztery osoby i płakało, śmiało, patrzyło w słońce, które zachodzi.

Rózia była mamą od krzyża Basi i Bogusi, dwóch bliźniaczek, które zawsze zachowywały się i wyglądały tak samo. Obie bliźniaczki miały ciemne włosy do łopatek i ciekawe zjawisko, jeśli chodzi o oczy. Jedno z oczu było bardzo ciemno brązowe, drugie zaś niebieskie. Pamietam ich krzyżowanie, kiedy to Tosia liczyła na to, że zostanie ich mamą, ale okazało się jednak, że się mocno przeziębiła, i na krzyżowanie bliźniaczek nie mogła przyjść. Jednak zawsze traktowała je jak własne córki.

- A co u Bogusi i Basi? - spytałam Rózi. Dziewczyna poprawiła swój warkocz nieśmiało i spojrzała w podłogę.
- Bogusia teraz to "Ewunia". Lata pod tym pseudonimem od początku Powstania Falenickiego, jest sanitariuszką. Przewija się co jakiś czas tutaj, ale chyba w najbliższym czasie nie zamierza się tu pojawić. - sprostowała, a ja westchnęłam.
- No dobrze, a Basia...? - spytałam. Pielęgniarka uśmiechnęła się.
- Ta mała dwunastolatka znalazła sobie chłopaka w wieku piętnastu lat i weszli razem do oddziału GROMu, chyba do "Kubusia". Ma pseudonim "Buba". A jej chłopak ma ksywkę "Gwóźdź". Czemu? Nie wiem, ale jakoś tak wyszło. - rzuciła.
- Ale kim jest? - spytałam i podpadłam się na łokciach.
- Ach, ona jest z frontu. - odpowiedziała. I wtedy nagle drzwi za dziewczyną wyłamały się i dało się słyszeć huk, wiwat Polaków i śpiew Mazurka Dąbrowskiego.

Jak kamienie - z pamiętnika łączniczki "Tośki"Donde viven las historias. Descúbrelo ahora