Rozdział 14

247 37 1
                                    

- Tosia! - krzyknął głos nade mną, a ja podskoczyłam. Nade mną zamajaczył sufit hangaru. Ej, zaraz... Hangar! Poducha? Wybuch... Aleksy? - Tośka?
- Kamyk? Gdzie Aleksy? - spytałam się zamykając znowu oczy. Usłyszałam chichot. Odwróciłam głowę w kierunku śmiechu, a następnie otworzyłam moje oczy powoli.
Rudzia i ta nowa dziewczynka biegały ze sobą ramię w ramię i śmiały się. Trzynastoletnia na oko dziewczyna ganiała moją siostrę i łapała ją, po czym role się odwracały. Dziewczęta śmiały się i nie zwracały uwagi na wirującą dookoła nich wojnę. W końcu "nowa" odwróciła się i popatrzyła na mnie. Jej mocno zielone oczy prześwidrowały mnie na wylot. Stanęła. Ruszyła ku mnie.
- Jestem "Śpioch". A ty jesteś podobno Tosia. - powiedziała i podała mi rękę. Otrząsnęłam się z chwilowego szoku, a następnie wyciągnęłam do niej dłoń.
- Skąd wiesz, jak mam na imię? - zapytałam bezsensownie, a Śpioch zaśmiała się.
- Wszyscy się do ciebie zwracają Tośka. To chyba po prostu normalne, że w tym wypadku masz na imię Tośka. - krzyknęła i zaśmiała się.
- Znaczy... ja mam inaczej na imię. To tylko mój pseudonim. - powiedziała powoli wstając z leżanki. Śpioch popatrzyła na mnie i przytuliła się do mnie. Popatrzyłam na jej włosy od góry. Jak chyba włosy każdego - były mocno zakurzone i poplątane. Dziewczynka podniosła głowę. Uśmiechnęła się.
- I vy? Vy razvedchik? (A Ty? Jesteś harcerką?) - spytała, a mnie odrzuciło. Wyrwałam się z jej objęć. Popatrzyłam na nią z urazem, a przestraszone dziecko podniosło swoje oczka w górę.
- Nie używaj tego języka! - wrzasnęłam. Śpioch cofnęła się przerażona. Podbiegła do niej Rudzia. Stanęła koło niej i przytuliła się do niej. Pomimo tego, że Anielka miała tylko siedem lat, wyglądała na znacznie więcej. Wyglądała. Jednak po przytuleniu się do Śpiocha, różnica wzrostu wyraźnie pokazała to, że Anielka jest młodsza.
- Ten język to język zdrajcy! Nie używaj go tutaj. - powiedziałam trochę ciszej, a Śpioch nadal przerażona polowała głową. - Przepraszam.
- Nie no, spoko. Nie powinnam... - szepnęła, a kiedy chciałam ją przytulić, ktoś mocno chwycił mnie za ramie i odciągnął do tyłu.
- Tośka, jedziemy. - usłyszałam twardy głos Kamyka. Odwróciłam głowę i mrugnęłam porozumiewawczo. - Ale szybko.
Poderwałam się do góry i zaczęłam biec ku jednemu z pancerników. Miał na sobie namalowany czerwony krzyż. Dobiegłam do niego i podniosłam klapę z włazem. Od razu usłyszałam niezadowolony pomruk i szepty mówiące "O Jezu! Nie deptać, tu są ranni! O Jezu!".
- Przepraszam! - zawołałam, bo zauważyłam, że stoję na czyjejś dłoni. Jednak szybko chciałam załatwić sprawę z Aleksym, więc nie przepraszałam bardziej, tylko przeszłam do sedna sprawy. - Czy jest tu komendant plutonu Vis? Aleksy? - spytałam, ale nikt nie odpowiedział. Wyszłam z jednego pancernika i przekierowałam się pod podłogę, gdzie był kolejny prowizoryczny szpital. Zeskoczyłam na podłogę i rozejrzałam się. Ani śladu Aleksego.
- Aleeeeksyyyy! - zawołałam na całe gardło, na co odezwał się chóralny śpiew noworodków, które zaczęły wrzeszczeć na całe gardło. - Ugh... Aleeeeksyyyy!!!
- Możesz zamknąć jadaczkę? - zapytała mnie w niekulturalny sposób pielęgniarka. - Obudziłaś większość noworodków na oddziale neonatologicznym. - syknęła i chciała odejść, ale ja zatrzymałam dziewczynę.
- Czekaj, wiesz gdzie leży plutonowy Visa? Aleksy, poparzony, siedemnastolatek na oko... - zaczęłam wyliczać, ale ona złapała mnie w przegubie.
- Chodź. Tam leży. - rzuciła już milej i pociągnęła mnie szalonym slalomem dookoła rannych. Ledwo nadążałam, ale jasne, tlenione włosy sanitariuszki trudno było zgubić wśród innych dziewcząt. - Tam, tam jest.
Popatrzyłam dalej, i rzeczywiście, chłopak leżał na kanadyjce. Klatka piersiowa była owinięta w grubą warstwę bandaża, a jego twarz była pozalepiana tu i ówdzie plastrami. Moje serce podskoczyło na jego widok.
- Aleksy! - krzyknęłam i rzuciłam się ku niemu. Chłopak podparł się na łokciach, a na jego zasmolonej twarzy pojawił się piękny uśmiech.

Jak kamienie - z pamiętnika łączniczki "Tośki"Where stories live. Discover now