Ruszyłyśmy do kuchni, by wszystko ładnie przygotować. Cookie wskoczył do Deana na kanapie. Ten widok sprawiał, że mój uśmiech wzrastał.
Wstawiłam wodę na poranną kawę, a Katie wskazała mi na jakąś torbę.
- Twój rycerz, definitywnie będzie potrzebował zbroi.
Spojrzałam najpierw na nią, kolejno na fioletową torbę. Byłam zaspana oraz zdezorientowana.
- O Jezu, O! Weź usiądź, zrobię tę kawę.- uśmiechnęłam się do niej.- Pozbierałam trochę po domu, jakiś męskich ubrań czy po moim byłym, czy jakieś po rodzeństwie, kiedy u mnie byli... Dopóki nie udacie się na zakupy, Dean powinien mieć co na siebie włożyć.
Przyznałam jej rację. Kolejną część poranka spędziliśmy w dobrych nastrojach.
Po śniadaniu i kiedy ogarnęłam trochę mieszkanie, zadzwoniłam do taty.
Porozmawiałam z nim o nauczaniu dla Deana.
Obiecał mi, że wszystko załatwi. Później udałam się na spacer z Cookim.
Katie poszła do siebie. Miała parę spraw do załatwienia. Nie zdążyłam jej spytać czy praca, o której mówiła poprzedniego dnia, wciąż było przed nią.
Dean skierował się do łazienki, by przygotować się do dnia.
Czułam niesamowitą energię, płynącą z tego,że jest ze mną i przy mnie,że wszystko ma się lepiej.
W wolnym czasie, udałam się na balkon. Oglądanie świata zewnętrznego, zajętych ludzi, wydawało się tak piękne.
Traciłam tak zwykłe rzeczy, będąc pod zamknięciem.
Dean bez uprzedzenia zaszedł mnie od tyłu. Silne ramiona chłopaka oplotły się wokół mojej talii, a swój podbródek umieścił na czubku mojej głowy.
Wykręciłam się tak, by wtulić się w jego tors.
- Pięknie pachniesz.- rzuciłam.
- Woda i mydło czynią cuda.- odparł.
Z uśmiechem, lekko się odsunęłam i zmierzyłam go od stóp po samą głowę.
Ubrania, które przyniosła Katie, bardzo dobrze na nim leżały. Jedynie koszulka wydawała się odrobinę za mała. Nie przeszkadzało mi to jednak, ponieważ wspaniale opinała jego wciąż, dość muskularne ciało.
Włosy Deana były nadal mokre i lekko zmierzwione. Nie przywiązywałam do tego szczególnej uwagi, ale ich długość również musiała ulec zmianie po wyjściu ze szpitala.
Patrzyliśmy na siebie promiennie.
Zapomniałam o możliwości mówienia na dłuższą chwilę.
- Kocham cię.- powiedział nagle.
Brzmiało to tak naturalnie. Lepiej i piękniej niż kiedykolwiek wcześnie.
- Też ciebie kocham.- zadeklarowałam mu.
W końcu udaliśmy się do środka mieszkania. Cooki był bardzo chętny do zabaw, więc trochę się nim zajęłam.
W porze lunchu, postanowiliśmy przejść się na zakupy oraz upolować coś dobrego do jedzenia. Oczywiście, upolować w przenośni.
Uprzednio chłopak udał się na krótki spacer z pieskiem.
Zauważyłam, że w moim umyśle pojawiało się coraz więcej dobrych i pozytywnych myśli.
Stojąc w łazience przed lustrem, nie potrafiłam odgadnąć, kim jest dziewczyna, którą widzę.
Nigdy nie byłam optymistką.
W swoich młodszych latach, przed psychiatrykiem, bywałam buntownicza, humorzasta... zupełnie odległa od obecnej Octavii.
Spostrzegłam, że moja skóra przybrała trochę koloru. W rzeczy samej, wciąż posiadałam swoją jasną karnację i ogromne zielony oczy. Teraz jednak potrafiłam być wdzięczna za swój wygląd. Nie czułam się brzydka. Zaczęłam odczuwać własną powierzchnię w dobry sposób, w taki, jaki zawsze powinnam była ją zauważać.
Odnalezienie nowej siebie znaczyło dla mnie wiele. Jednakże gdyby nie Dean oraz inni ludzie. spotkani to mojej drodze, nigdy by to nie było możliwe.
Usłyszałam jak drzwi się otwierają. Cooki rzucił się na mnie, merdając ogonem. Zaraz za nim, zawitał Dean. Posłał mi delikatny uśmiech.
Skoczyłam po jakąś małą torebkę do garderoby. Po drodze zgarnęłam jeszcze portfel i telefon.
Gdy zbiegałam po schodach na dół, ujrzałam Deana na kanapie. Wyglądał jakby cała dobra energia z niego uleciała.
Wpatrywał się w telefon, który spoczywał w jego dłoniach.
- Dean?- zapytałam.
Milczał.
Bez zastanowienia, podeszłam bliżej i uklękłam przed nim.
- Co jest?- wyszeptałam.
Uniósł wzrok, jego oczy były czerwone i załzawione.
Myślałam, że mi nie odpowie.
Czekałam kilka, dłużących się sekund.
W końcu jednak usłyszałam jego głos.
- Laura...- rzucił ochryple.
- Co z nią?- powoli wyjęłam aparat z jego dłoni.
Wskazał mi bym przeczytała wiadomość.
Była od Philipa.
Podawał w niej adres szpitala.
Poniżej napisał:
'Twoja mała siostrzyczka podcięła sobie żyły. Żyje. Jest w tym szpitalu. '
Serce mi zamarło. Złapałam go za dłonie i podniosłam.
- Jedziemy tam.
- Octavia...- powiedział.
- Wszystko będzie okay. Jestem w szoku, że ten idiota w ogóle cię powiadomił.- próbowałam go przekonać.
- Nie sądzisz, że to moja wina?- zapytał.
Nie dowierzałam, iż to pytanie w ogóle padło.
Spojrzałam mu głęboko w oczy.
- To nie jest twoja wina. To wina jego.- pociągnęłam go za dłoń.-Ty jej pomożesz. Zrobimy to razem.
***
Miłego poniedziałkowego wieczoru i dobrego tygodnia!
♥
CZYTASZ
Hidden in shadows
HorrorZawsze żyłam prostolinijnie, nigdy nie myślałam, że po siedemnastu latach życia przybierze ono diametralnie inny kierunek oraz kształt. Nigdy bym nie powiedziała, że wszystko co miałam okażę się kłamstwem. Nigdy bym się nie zmieniła, gdyby coś mnie...
Fault is not on your side
Zacznij od początku
