Bracia Márquez

164 13 15
                                    

– Jesteś głupi. – stwierdził Álex, siedząc na tyle wygodnie, na ile się dało na lotniskowym krzesełku przy ekranie, na którym wyświetlał się ich numer lotu do Barcelony. Ludzie wokół zdawali się ich nie zauważać, choć Hiszpanie wcale na to nie narzekali. Mogli w spokoju porozmawiać.

– Ile razy jeszcze to powtórzysz? – spytał jego starszy brat znudzonym głosem, po czym schował telefon, uprzednio go blokując. Zerknął przelotnie na zegar obok tablicy odlotów - jeszcze pół godziny do wejścia na pokład samolotu.

– Tyle razy, ile ty będziesz oglądać wasze wspólne zdjęcia. Napisałeś przynajmniej do niej?

– Och tak. – rzucił z nutką ironii. – „Przepraszam, że w listopadzie cię nie kochałem. Teraz to co innego!"

– Dobrze, już daję ci spokój, nerwowy coś jesteś. – zawodnik Moto2 westchnął głęboko, oddawszy się obserwacji samolotów przemieszczających się po płycie lotniska. – Ale pomyśl tylko: to Monako jakoś by ci wybaczyła. Może nie od razu, jednak wybaczyłaby ci. Ale to, co odstawiłeś w Lleidzie...

– Mieliśmy skończyć ten temat. – przerwał mu. – Wiem, że spieprzyłem sprawę, możesz przestać mi to wypominać. Dziękuję.

Nastała cisza. Może nie w strefie bezcłowej portu lotniczego, gdzie pracownicy co rusz kierowali ludzi do konkretnych bramek przez głośniki, dzieci wesoło biegały, a ich rodzice dyskutowali o najlepszych metodach wychowawczych. Cisza znajdowała się między dwójką braci Márquez. Cisza, którą miał przerwać sam Marc:

– A co jeśli znalazłem sposób na porozumienie się z nią?

Zamknij oczy - Patrz przed siebie IIWhere stories live. Discover now