1. ZAYN

5.9K 226 51
                                    

          Zaatakowali nas z północy. Pociski przeszły powietrze, a woń dymu drażniła moje nozdrza. Od kilku dni ukrywałem się w podziemiach kościoła w mieście Hims, wraz z dwójką moich kolegów. Nie mieliśmy dostępu do wody, jedzenia i pomocy lekarskiej, bez której John mógł nie dożyć kolejnego starcia. Oberwał w ramię, kiedy armia Baszara Asada atakowała z powietrza rakietami. Do tej pory zniszczyli prawie każdy zakątek w tym mieście. Spojrzałem w górę na szpary między deskami. Widziałem tam ludzi prezydenta. Przeczesywali teren i musieliśmy być naprawdę czujni, żeby nas się nie zauważyli. Obok mnie siedział Jared, który trzymał w dłoniach różaniec, a jego skupiona, pełna bólu twarz uświadomiła mi, że modli się do Boga o jeszcze jeden dzień życia. Przez te wszystkie dni czekaliśmy na wsparcie, jednak nie było do możliwe. Nasz oddział został zaatakowany i sami potrzebowali pomocy. Ziemia się zatrzęsła, po czym usłyszałem wybuch - jeden po drugim. Żołnierze Państwa Islamskiego opuścili kościół, o czym świadczyła panująca tam cisza. Dałem znak Jaredowi, aby pomógł wstać rannemu Johnowi, natomiast ja będę ich osłaniał. Nie mogliśmy tam zostać, nawet minutę dłużej. Deski, które znajdowały się nad nami, zaczynały pękać pod naporem gruzu. Mogliśmy zginąć albo tutaj, albo na zewnątrz. Już dawno straciłem nadzieję i pogodziłem się z tym, że nigdy nie zobaczę swojej rodziny... Poszedłem pierwszy, aby wybadać teren, a moi przyjaciele szli tuż za mną. Promienie słoneczne oślepiły mnie na chwilę, ale nie na tyle, żeby nie widzieć, że dżihadyści opuścili to miejsce. Odwróciłem się, aby dać znak Jaredowi. Uśmiechnął się do mnie, po czym pocałował z wdzięcznością różaniec, z którym nigdy się nie rozstawał. Potem nastąpił wybuch. Potężna rakieta trafiła prosto w kościół św. Eliana.

        Usiadłem gwałtownie na łóżku, szybko oddychając. Od trzech lat śnił mi się ten sam koszmar. Spojrzałem na zegar elektroniczny, który stał na szafce nocnej przy moim łóżku. Wskazywał godzinę 7.00 rano, więc postanowiłem wstać. W południe musiałem zjawić się w jednym z londyńskich liceów na rozmowę kwalifikacyjną. Mój terapeuta poradził mi, abym się czymś zajął, może wtedy przestanie mi się śnić tamten dzień. Posada instruktora samoobrony stała się moim życiowym celem, bowiem wiedziałem, że do Syrii już nigdy nie wrócę. Poszedłem do łazienki, aby przemyć twarz chłodną wodą. W głowie powtarzałem sobie, że muszę zacząć nowe życie, zapomnieć o tamtych wydarzeniach, ale chyba było to niemożliwe. Zszedłem po schodach do kuchni, gdzie krzątała się moja mama.

- Znowu śniło ci się to samo? - Zapytała zmartwiona.

- Nie chcę o tym mówić. - Oznajmiłem dobitnie. Same koszmary powodowały moje zmęczenie, a jeśli miałem ochotę na rozmowę o wojnie, to szedłem do terapeuty.

- Wolisz rozmawiać o tym z jakimś obcym facetem niż ze swoją matką? - Spojrzała na mnie smutno. - Synu, przecież ja doskonale wiem, co ty przeżywałeś i...

- Nic nie wiesz! - Podniosłem głos, przerywając jej w połowie zdania. - Nie wiesz, bo cię tam nie było. To nie ty patrzyłaś na zmasakrowane ciała dzieci, kobiet, na ruiny ich mieszkań. Nie masz pojęcia, co znaczy wojna i walka o każdy dzień.

Matka od kilku dni próbowała dowiedzieć się, z jakiego powodu wróciłem do domu. Cieszyła się, kiedy pewnego dnia stanąłem w jej drzwiach, ale teraz miałem serdecznie dość jej namolnego gadania i prób nawiązania rozmowy. Cieszyłem się na samą myśl o pracy w Londynie, dzięki czemu wyprowadzę się z Bradford i zacznę nowe życie, z daleka od tego koszmaru.

- Dzisiaj masz rozmowę kwalifikacyjną. - Przypomniała mi.

- Pamiętam. - Wywróciłem oczami, zirytowany jej matkowaniem. Miesiąc temu skończyłem dwadzieścia pięć lat, na Boga.

- Nie musisz być dla mnie taki opryskliwy. - Postawiła przede mną talerz z kanapkami, o który nawet jej nie prosiłem. To nie tak, że jej nie doceniałem, ale ten dom był za mały na nasze dwa, dynamiczne charaktery. - Chcę dla ciebie dobrze.

Zanim odejdziesz [Z.M.] Cz. I ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz