Obudziłem się w łóżku szpitalnym, przede mną stał blady dżentelmen w stylowym garniaku. Przyglądał mi się przez kilkadziesiąt sekund, aż odrzekł
–No, witamy po tylu latach!– wykrzyknął z uciechą.
–Czy my się znamy?– wymamrotałem powoli ziewając w trakcie.
–Oczywiście! Jestem Mac Conegery twój... I tu jego słowa się urwały człowiek zaczął się topić, z jego resztek powstała nie jednokrotnie widziana mi biała ściana... ściana po chwili rozpadła się w kawałki, które przekształciły się w mój pokój. Nie wiedziałem jak na to zareagować, było to niesamowite w swój dziwny sposób. Wstałem, zauważyłem że jest dopiero 6:30 rano.
–To niemożliwe– myślałem.
Jednak to co stało się dalej przyprawiło mnie o mdłości, TAK, ponownie ściana stała się biała...