4. Obserwowałem Cię ✔

235 14 0
                                    

Przez dłuższy czas w samochodzie panowała cisza. W chwili, kiedy usłyszałam, że Jensen jest tam, gdzie ja byłam...Nie, u tych samych ludzi, nadal nie wiadomo gdzie konkretnie. Co będzie z JJ i bliźniakami jeśli coś mu się stanie? Stracili już matkę, nie muszą...nie mogą stracić też ojca. Te dzieci nie zasłużyły na to, nie są niczemu winne...


Wspomnienia powróciły. Blokada, która trzymała je ode mnie z daleka, zniknęła. Kłódka pękła, a wszystkie nieprzyjemne zdarzenia falami zaczęły zalewać mój umysł, powodując tępy ból w czaszce. Nie byłam w stanie na niczym się skupić, nie mogłam dłużej prowadzić samochodu, nie powodując przy tym wypadku. Zjechałam na pobocze i włączyłam światła awaryjne. Zamknęłam oczy, próbując się skupić. Wzięłam kilka głębokich wdechów.

***

Obudził mnie huk. Otworzyłam oczy, próbując zmienić niewygodną pozycję.


- Księżniczka wstała?- usłyszałam sarkastyczny, męski głos dochodzący od strony drzwi. To one musiały być przyczyną hałasu.


Po chwili w pomieszczeniu zapaliło się światło. Byliśmy w jakimś magazynie. To tłumaczyło brak okien, ale dlaczego wcześniej nie zauważyłam drzwi?!


- Mowę Ci odebrało?!


Dopiero kiedy się odezwał, przypomniałam sobie o jego istnieniu. Był wysoki, na oko miał metr osiemdziesiąt i dobrze zbudowany. Jasne włosy opadały mu na oczy.


-Będziesz się tak gapić?!- warknął, podchodząc bliżej.


Odgarnął moje splątane włosy z twarzy i złapał za podbródek. Przyglądał mi się przez chwilę, po czym znienacka wymierzył mi mocny policzek. Pisnęłam z bólu, łapiąc się za bolące miejsce.


-Szef wiedział co robi, biorąc cię na zakładnika- mruknął, patrząc na mnie- On dużo za ciebie zapłaci, obaj zapłacą.


-Adam, ty kretynie, nie zdradzaj jej niczego!- do pomieszczenia wszedł czarnoskóry mężczyzna z ogoloną głową. Posturą przypominał Adama.


-Daj spokój Omar, ona i tak...


- Wystarczy! - przerwał mu czarnoskóry - Miałeś dać jej wodę i coś do jedzenia, a nie prowadzić wykłady - wyjął z kieszeni bluzy butelkę wody i jakąś saszetkę, które rzucił w moim kierunku i wyszedł.


Adam postał jeszcze chwilę, po czym poszedł w ślady swojego wspólnika, mrucząc pod nosem coś o kocach. Gdy tylko wyszli, rzuciłam się w kierunku butelki i saszetki . W środku było coś, co przypominało pieczywo. Umierałam z głodu, więc niemal wszystko zniknęło po kilku minutach. Po chwili zrozumiałam swój błąd i szybko postanowiłam racjonalnie dzielić pożywienie przy kolejnej „dostawie". Dobrze, że została mi woda...


Powoli robiłam się senna. Jedzenie mnie uspokoiło, ale też otępiło. Zasypiałam przy odgłosach strzałów, które padały na zewnątrz.

***

- Lexi, może będzie lepiej, kiedy powiesz nam co się stało - zaproponował Martin, podając mi paczkę chusteczek. Nawet nie zauważyłam, że płaczę  - Może to nic nie zmieni, ale wierzę, że będzie ci lżej


Popatrzyłam na niego rozważając wszystkie za i przeciwko. Ostatecznie nie miałam nic do stracenia.


- Jensen zniknął dwa miesiące temu. Zostawił u mnie dzieci. Nie odzywał się do mnie. Jared mówi, że dostawał w tym czasie nasze wspólne zdjęcia. Myślał, że mieszkamy razem. Okazało się, że go porwano i jest chyba u najniebezpieczniejszych ludzi w tym kraju


- Dwa miesiące temu? - zapytał siedzący do tej pory cicho Lionel - Nic nie mówiłaś


- Nie miałam powodu


W odpowiedzi usłyszałam ciche prychnięcie, a on sam z powrotem oparł się na fotelu.


- Dziwię się, że wytrzymałem z tobą tyle czasu


- Byliśmy ze sobą raptem sześć tygodni

- I tak za dużo - mruknął.


- Mógłbyś się zamknąć chociaż w takich chwilach? - zdenerwował się Martin - Mamy ważniejsze problemy niż twoja złość, bo nie dostałeś kolejnej zabawki


- Ważniejsze jest to, że jakiś gościu wyjechał i go zabrali?! Pewnie sam tam poszedł, bo jest kretynem! Nie zależało mu na niej, tak jak nikomu teraz na niej nie zależy teraz i wolał uciec!


- Przegiąłeś! - warknęłam, po czym wysiadłam z auta, trzaskając drzwiami.


Oparłam się o maskę samochodu, próbując zebrać myśli w jakąś sensowną całość. Mogłabym znaleźć Jensena? Uwolnić go? Dużo ćwiczyłam...


- To samobójstwo- usłyszałam za plecami.


Kilka metrów ode mnie stał Daniel. Miałam wrażenie, że czyta mi w myślach.


- Nie ważne jakim dupkiem jest Lionel, ani jak bliski jest ci Jensen. Jeśli tam pojedziesz, narazisz siebie. A z tego co wiem to dzieci nie mają nikogo więcej oprócz ciebie Lexi. Potrzebują cię.


- Mają Amalie, Isabellę, dziadków, Jareda i Genevieve, Mishę i Victorię. Mają do kogo pójść.


- Ale kochają ciebie. Wiedzą, że mogą na ciebie liczyć, bo w każdej chwili staniesz obok nich i zrobisz wszystko, żeby były szczęśliwe. Nie zawiedź ich Lexi - odparł, siadając obok mnie - Powinniśmy już jechać- dodał po chwili ciszy.


-Powinniśmy. Ale możemy też poczekać, aż Jared dojedzie tutaj. Nie chcę spowodować wypadku. Muszę odpocząć


- Może to rzeczywiście dobry pomysł - przyznał chłopak.


Siedzieliśmy w milczeniu na masce samochodu. Zerknęłam na niego z ukosa. Rozmawialiśmy kilka razy odkąd się poznaliśmy. Pewnie dlatego, że nie przyjaźnił się z Lionelem. Będąc z nim w związku widywałam się głównie z Martinem. To dzięki niemu się zaprzyjaźniliśmy. Teraz, siedząc z blondynem, miałam wrażenie, że znamy się długo i dobrze. Na tyle dobrze, że potrafił przewidzieć wszystkie moje głupie ruchy.


- Obserwowałem cię Lexi, przez ten cały czas - powiedział, przerywając ciszę - Długo zastanawiałem się czy ty i Lionel jesteście parą. Poznałem odpowiedź dopiero, kiedy przyznałaś, że zerwaliście


- Dlaczego mi to mówisz? - zapytałam, spoglądając na niego niepewnie.


- Chciałem oderwać twoje myśli od miejsca, w którym teraz jesteś. Nie musisz mi mówić co się stało. Ale daj sobie pomóc. Samemu ciężko być szczęśliwym, często zależy to od innych ludzi

- Zależy od Jensena - szepnęłam.

- Też - przyznał - Ale nie tylko

Jeden strzał || J.Ackles (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz