sixteen;

896 157 88
                                    

przepraszam za długą nieobecność i z góry dziękuję za każdy komentarz, głos i wyrażoną opinię:-)!



 Nastolatek niezręcznie wiercił się na łóżku, czekając na powrót Luke'a. Mężczyzna zdawał się nie wracać przez godziny, a to zjadało Michaela od środka.

Pierdolone wiadomości, pomyślał.

Pierdolone kobiety.

Był tak naiwny, prawda? Naiwny, lekkomyślny, głupkowaty dzieciak, który liczył na miłość do końca życia.

Przelotnie wyjrzał przez okno w swoim klaustrofobicznie małym pokoju. Wszyscy jego rówieśnicy tętnili życiem i śmiali się pod nosem z niecenzuralnych słów rzucanych sobie nawzajem, a on siedział pośród czterech ścian i był załamany gorzej niż niejeden czterdziestoletni, wyłysiały wdowiec.

– Michael? – Luke wreszcie stanął w progu.

W tym momencie nastolatek zmienił zdanie o sto osiemdziesiąt stopni. Nie chciał z nim rozmawiać.

Chciał zrobić mu bardzo inwazyjną krzywdę.

– Wyjdź – wycedził.

– Michael, co...

– Powiedziałem, żebyś wyszedł.

– Dlaczego? – Blondyn zbliżył się do szesnastolatka, ale ten odskoczył gwałtownie w bok. – Dopiero wróciłem do ośrodka, nie chcesz spędzić ze mną trochę czasu?

– Myślę, że spędziłeś wystarczająco dużo czasu, z tą szmatą, którą jebałeś.

Hemmings zamrugał kilkukrotnie. – Co?

– Słyszałeś mnie.

– Dzieciaku, to nie tak... – Luke desperacko próbował położyć rękę na ramieniu młodszego. Ten jednak nie dawał za wygraną.

– No właśnie, „dzieciaku". Jestem tylko dzieciakiem, Luke. Dzieciakiem, którym tak fantastycznie pobawiłeś się przez chwilę, zanim kompletnie ci się znudziłem. – Westchnął. – Naprawdę nie chcę cię widzieć. Wyjdź, proszę.

– Michael...

– Nie, panie Hemmings. Skończyłem z tym. My skończyliśmy.


~*~

Minął tydzień.

Nieważne jak błaho to brzmi – minął, przeciekł przez palce, pozostawił za sobą tylko kurz. Młody Clifford był wyciągnięty z ciała i dryfował po ośrodku jako dusza bez cielesności – tak bardzo zniszczyło go to wszystko.

Tęsknił za Luke'iem.

Tęsknił za tym, że ma kogoś, kto troszczy się o niego i obdarza go miłością.

Czy Luke próbował go odzyskać? Oczywiście.

Nachodził go od czasu do czasu z niewinnym uśmiechem, zostawiał najlepsze części śniadania (a z tymi było tu ciężko), przemycał dla niego papierosy. Robił wszystko, żeby na nowo zostać obarczonym uwagą młodszego chłopca.

– Luke? – Brandon zapukał do jego gabinetu, a blondyn mruknął w odpowiedzi.

Brunet usiadł na łóżku i rozsiadł się wygodnie, zanim zaczął mówić.

– Dostałem pismo od kuratora jednego z dzieciaków. Według jego obserwacji i naszych raportów, powinien być wypuszczony do domu.

– Tak? – Blondyn zwrócił swój wzrok, który dotychczas zanurzony był w kartkach lektury, na szefa. – Który?

young offenders home; mukeWhere stories live. Discover now