Rozdział 15- Deszcz

7K 697 916
                                    

Głuchy odgłos kroków odbijał się echem od podniszczonych ścian i brzęczał w uszach. W powietrzu unosiła się para twojego nierównego oddechu, rozwiana przez najmniejszy ruch. Zawieszone po przeciwnej stronie okien pochodnie wiły się pod sufitem i wypełniały pomieszczenie delikatnym ciepłem, które mieszało się z rześkim powietrzem z zewnątrz.

Szłaś zamkowym korytarzem, pogrążona w swoich myślach. Każdy krok wydawał ci się zbyt głośny, jakby zdradzał twoją obecność w odosobnionej części sypiącego się budynku. Pasy munduru, którego jeszcze nie zdążyłaś zdjąć uwierały cię w udach, a od obcasów wysokich butów bolały pięty, ale nie zawracałaś sobie głowy poprawieniem ich. Za bardzo pochłonęły cię rozmyślania na temat wyznania sprzed kilku minut. Byłaś wyczerpana i jednocześnie rozbudzona po rozmowie z Jasonem. Marzyłaś o położeniu się na twardym materacu i zaśnięciu chociaż a te kilka godzin, ale wiedziałaś, że i tak nie uda ci się zmrużyć oka.

Musiałaś wyglądać jak jedno wielkie nieszczęście. Z resztą tak też się czułaś.

Popchnęłaś klamkę i spróchniałe, drewniane drzwi odsunęły się ze zgrzytem zawiasów, otwierając ci wyjście na plac. Przekroczyłaś próg i zamknęłaś je za sobą, szczelniej okrywając się kurtką. Praktycznie nie poczułaś zmiany temperatury - ta w środku i na zewnątrz niewiele się między sobą różniły, przynajmniej jeśli chodzi o korytarze we wschodniej części. Cieplej było tylko w pokojach, w których mieliście spać.

Przyzwyczajenie wzroku do ciemności nie zajęło ci długo- wewnątrz też było podobnie. Rozejrzałaś się po okolicy. Z ułożonej na ziemi kostki bezładnie wyrastały kępki trawy, a dookoła stały niskie, lekko podniszczone mury i ściany pomieszczeń z których wyszłaś. Nad wszystkim górowała okrągła wieża, której na twoim poziomie brakowało kilku kamiennych cegieł. Droga którą tu przyjechaliście teraz wydawała się opuszczona i nieużywana, a patrzenie na nią było wręcz przygnębiające. Ciągnęła się wgłąb świata za murami jak rzucona na ziemię wstęga, ale prowadziła donikąd, bo urywała się jakieś pół kilometra od zamku. Gdzieś za warstwą lasów i wzgórz stał mur zza którego przyjechałaś, teraz wydający się śmiesznie daleki i niepotrzebny.

Spojrzałaś w niebo. Dzisiaj przykryły je gęste chmury, i mogłaś zobaczyć jedynie rozmyte światło księżyca. Nie było gwiazd.

Zaczęłaś przechadzać się po placu, próbując na spokojnie uporządkować to wszystko w głowie. W twoje myśli były jedną wielką plątaniną doznań i dylematów spowodowanych dzisiejszym dniem, nie wspominając o strachu przed jutrzejszym. Ilekroć zamykałaś oczy, widziałaś przed nimi uśmiechnięte twarze tytanów, ich wyszczerzone zęby oraz obraz Jasona bez ręki. Wyobraziłaś sobie jego dłoń spływającą potworowi gardłem do żołądka, i aż zebrało ci się na wymioty.

Westchnęłaś, a z twoich ust wyleciał kolejny obłoczek pary. Postanowiłaś nie zaprzątać sobie głowy jego wyznaniem do końca wyprawy, a kiedy już wrócicie zamierzałaś dać mu jasną odpowiedź. Mimo że tego od ciebie nie oczekiwał, chciałaś naprawić swoje zachowanie z gabinetu medycznego. Dalej dręczyły cię wyrzuty sumienia że stamtąd uciekłaś i zostawiłaś go na lodzie, ale byłaś pewna, że dzisiaj nie dasz już rady tego zrobić. To było wystarczająco dużo przeżyć jak na jeden dzień.

To wszystko było przygnębiające. Najpierw nie potrafiłaś pomóc przyjaciołom w walce z tytanem, później dowiedziałaś się, że Jason stracił dłoń, a na dodatek był w tobie zakochany, a ty nie wiedziałaś co z tym zrobić. Kopnęłaś leżący na ziemi kamyk, który odbił się z cichym stuk o podłoże, po czym zniknął w ciemności. Czemu musiał akurat dzisiaj wyznawać ci miłość?

Przez plac przetoczył się podmuch zimnego powietrza, rozwiewając włosy. Zawinęłaś się szczelniej w żołnierską kurtkę, chcąc chociaż trochę się ogrzać. Znów drżałaś z zimna. Przetoczyłaś wzrokiem po otaczających zamek terenach i spróbowałaś zapomnieć o chłodzie.

[ Levi x Reader ] Tylko Pod GwiazdamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz