Rozdział 18 Gaśnica

21.6K 955 60
                                    

Justin Bieber - Company

— Sabina —

Funkcjonariusz usiadł na swoim miejscu za biurkiem i ruchem ręki polecił mi bym uczyniła to samo. Z zawahaniem wykonałam jego niemą prośbę, mając nadzieję, że wszystko skończy się dobrze.

Mężczyzna zaczął robić coś na swoim telefonie, — wnioskuje, że piszę do kogoś wiadomość — a ja rozejrzałam się po pomieszczeniu. Mówiąc szczerze jego wystrój był bardzo surowy — białe ściany, szafka, biurko i dwa krzesła. Nie chciałabym pracować w miejscu o tak nieprzyjemnej atmosferze.

Nagle coś błysnęło mi przed oczami. Odruchowo zasłoniłam twarz dłońmi.

— Co pan robi?! — zapytałam wzburzona. Ten facet zrobił mi zdjęcie! Jestem tego pewna.

Policjant zmrużył swoje oczy. Teraz jestem już pewna. Z nim jest coś nie tak.

— Niech panienka wybaczy — poprosił, odkładając telefon na bok. Uniosłam wyżej brwi. — Mój telefon czasami robi rzeczy, jakich mu nie kazałem — wytłumaczył. Nie wierzyłam mu. To zbyt nieprawdopodobne, by akurat zrobił mi zdjęcie. Nie wierze w przypadki tego typu.

Westchnęłam. Nie mogę oskarżyć go o współprace z Ethanem nie posiadając żadnych dowodów. Ach... Dlaczego życie musi być aż tak trudne?

— Czy mogłabym już złożyć zeznania? — spytałam zirytowana własną bezradnością.

Mój rozmówca gwałtownie wstał, a jego usta uformowały się w uśmiech. Skrzyżowałam dłonie na piersi. Co on wyprawia? Niespodziewanie z jego telefonu zaczęła wydobywać się melodia.

— Przychodzące połączenie od Etha... — Mężczyzna z szybkością światła nacisnął czerwoną słuchawkę.

Moje serce przyśpieszyło, domyślając się, kto dzwonił. To on. Moje przypuszczenia okazały się być prawdziwe. Zaczęłam rozglądać się, szukając drogi ucieczki. Policjant zauważył chyba moje zdenerwowanie, bo zacisnął dłonie w pięści. Jego dłoń powędrowała w kierunku pistoletu. Cholera! Muszę się uspokoić i udać, że nie wiem o jego współpracy z tym szaleńcem. Tylko to może mnie uratować. Mam nadzieję, że zdołałam jakoś odwrócić jego uwagę i zbiec. Z trudem unormowałam swój oddech. Na moją twarz wstąpiła wcześniejsza obojętność. W obecnym momencie tylko spokój może mnie uratować.

— Proszę pana, czy będzie pan tak miły i przyjmie moje zgłoszenie? — zapytałam, udając zniecierpliwioną.

Policjant zamrugał zaskoczony. Bingo! — pomyślałam uradowana. — Chyba mi się udało...

— Tak, oczywiście panienko... — mruknął jakby niedowierzając. Uśmiechnęłam się. Najwyraźniej udało mi się go zmylić. To dobrze, teraz wystarczy, że jakoś odwrócę jego uwagę i ucieknę nim Ethan tu przyjedzie. — Pójdę tylko po pewne dokumenty — oznajmił, kierując się w kierunku wyjścia.

Co za głupek... — pomyślałam. — Jak mógł mi tak łatwo uwierzyć. No, ale to nie problem. Dzięki temu będzie mi łatwiej zbiec. Nie odezwałam się już nawet jednym słowem. Odprowadziłam tylko mężczyznę wzrokiem. W momencie, kiedy zniknął za drewnianą powłoka, jak poparzona wstałam z swojego miejsca i podeszłam do okna. Wyjście przez drzwi byłoby głupotą. Ten facet mógł, przecież gdzieś tam być. Chwyciłam za białą klamkę i spróbowałam przekręcić ją, jednak bezskutecznie. Przeklęłam w myślach. Najwyraźniej nie jest takim idiotą jak podejrzewałam. Oparłam czoło o przezroczystą ścianę. Jak ja teraz mam uciec? Nie wyjdę stąd drzwiami ani oknem... Jestem na straconej pozycji. Zazgrzytałam zębami, uderzając pięściami w szybę. Musi być jakiś sposób, po prostu musi...

Katem oka zauważyłam pod biurkiem gaśnicę. Do głowy wpadł mi pewien pomysł, lecz nie byłam, co do niego pewna — był zbyt głupi by się udać. Jednak musze łapać się każdej możliwej opcji.

Bez namysłu podeszłam do burka i zabrałam spod niego wyżej wspomniany przedmiot. Będąc naprzeciw okna, pokręciłam przecząco głową. To, co chcę zrobić jest strasznie nierozważne, jednak nie mogę pozwolić by ten psychol mnie znalazł. Będę walczyć, aż stracę wszelką nadzieję. Nie poddam się mu bez walki.

Zagryzłam wargę, unosząc do góry trzymany przedmiot. Po chwili, usłyszałam huk, a na podłogę spadły odłamki szkła. Jeden z nich wbił się w moją lewą dłoń, jednak nie przejęłam się tym zbytnio. Krew leciała z rany, a ja zagryzłam wargę. Spojrzałam na ramę okienną, po czym wyskoczyłam z pomieszczenia. Upadłam na kolana, zdzierając je. Z oczu poleciało mi parę łez. To tak strasznie boli... Mimo cierpienia wstałam i zaczęłam wolno biec. Ból kolan i dłoni nasilał się. Zamknęłam oczy. Przynajmniej jestem wolna...

Nagle poczułam jak ktoś przyciąga mnie do swojego ciała. Odruchowo uniosłam powieki do góry. Moje serce przyśpieszyło. Nie... To niemożliwe.

— Witaj, Sabino — rzekł mój dawny przyjaciel. Przełknęłam z trudem ślinę. Czy on teraz zrobi mi krzywdę? Etahn zbliżył swoją twarz do mojej. Jego usta były wykrzywione w cwaniackim uśmiechu. — Nasza zabawa już się skończyła, czyż nie? — szepnął, dotykając nosem mojego policzka. Strach mnie sparaliżował, przez co nie byłam wstanie wydusić z siebie choćby jednego słowa.

Niespodziewanie ktoś wybiegł z komisariatu. Policjant zauważając, naszą dwójkę gwałtownie się zatrzymał.

— Pan Ritester? — zapytał niedowierzając. Po chwili pochylił głowę. — Niech pan mi wybaczy, że jej nie dopilnowałem... — poprosił.

Czarnowłosy prychnął, pokazując funkcjonariuszowi moją ranną dłoń. Syknęłam z bólu, kiedy wzmocnił swój uścisk.

— Widzisz to? — spytał złowrogo. — Miałeś jej pilnować, jednak nie zrobiłeś tego. — Przyciągnął mnie mocniej do swojego ciała. — Przez twoją niekompetencje, moja narzeczona została ranna... Zapłacisz za wszystkie szkody z własnej kieszeni i nie otrzymasz swojego wynagrodzenia, za jej odnalezienie. Ta dziewczyna jest dla mnie najważniejsza i skrzywdzenie jej oznacza śmierć — syknął. — Rozumiesz, co powiedziałem? — spytał, a stojący niedaleko nas policjant pokiwał twierdząco głową.

— Tak, rozumiałem — wyjąkał. W jego głosie słychać było panikę. Ciekawiło mnie, kim tak naprawdę jest Ethan. Gdyby był zwykłym milionerem ten człowiek nie bałby się go tak bardzo.

— Możesz odejść — oświadczył, a mężczyzna od razu się oddalił.

Zaczęliśmy patrzeć się w swoje oczy, gdy nagle Ethan sięgnął po coś do swojej kieszeni. Chciałam już coś powiedzieć, lecz poczułam ukłucie w okolicy swojej szyi.

— Auć! — krzyknęłam, próbują się mu wyrwać. Z każdą upływającą sekundą robiłam się coraz to bardziej śpiąca. Moje ciało było nadzwyczaj ciężkie. Mimo, że walczyłam, moje powieki i tak opadły, a ja oddałam się w ramiona snu.

CDN

Kolejny już w wtorek! ^^

(Data opublikowania tego rozdziału: 13.04.17r)

Bezwarunkowa miłość - AgapeWhere stories live. Discover now