Rozdział 22

237 31 40
                                    

*Simón*

Budzę się. Jest już ranek, słońce rzuca pomarańczowy cień na meble. Nawet nie wiem kiedy usnąłem. Spoglądam na Lunę. Nadal śpi przytulona do mojego ramienia. Musiała się w nocy bardzo przestraszyć, ale szczerze mówiąc cieszę się, że nie było światła. Gdyby nie to, nie spałbym dzisiaj z dziewczyną mojego życia przyklejoną do mnie. Uśmiecham się do siebie. To takie cudowne uczucie. Spoglądam na dziewczynę. Wygląda tak niewinnie i słodko. Mógłbym leżeć z nią tak do końca życia, ale niestety mamy przed sobą długą podróż i muszę wrócić do rzeczywistości. Wolną ręką sięgam na półkę. Podnoszę telefon, żeby sprawdzić, która godzina. Sześć minut po piątej, powinniśmy już wstawać, zdaję sobie z tego sprawę, ale... nie mam serca jej obudzić. Poczekam, jeżeli do piątej trzydzieści się nie obudzi, będę zmuszony zrobić to sam. Nie odrywam od niej wzroku. Nie mogę tak łatwo odpuścić, muszę spróbować powiedzieć jej wszystko jeszcze raz. Tylko kiedy? Kiedy wreszcie nadejdzie ten idealny moment? Mam nadzieję, że jak najszybciej. Nie darowałbym sobie, kiedy straciłbym ją na zawsze wyłącznie przez moje tchórzostwo. Muszę zrobić coś, co sprawi, że jej serce zabije mocniej, ale co? Jedno wiem na pewno- zaśpiewam jej kolejną piosenkę, tą którą napisałem pod jej nieobecność, ale tym razem bardziej się postaram. Piosenka podobnie jak "Eres" mówi najszczerzej, jak się da o tym co czuję, ale co zrobić jeszcze?

*

Zauważam, że powieki Luny zaczynają się poruszać. Pewnie obudziły ją promienie słońca. Nie za bardzo wiem co robić. Udawać, że śpię? Dziewczyna otwiera oczy i spogląda na mnie lekko zdziwiona.

- Dzień Dobry - mówię uśmiechając się.

- Dzień Dobry- odpowiada poluźniając uścisk na moim ramieniu i podnosi się do siadu. Chyba jest lekko speszona tą sytuacją, bo albo mi się wydaję, albo się rumieni. Uśmiecham się w duchu. Może jednak mam jeszcze jakieś szanse. Znów sięgam po telefon. Jest piąta dziewiętnaście.

- Musimy się pośpieszyć. Im wcześniej wyruszymy tym lepiej. Jakoś tak... nie chciałem Cię budzić - dziewczyna kiwa tylko głową i wstaje z łóżka. Podchodzi do krzesła, na którym są ubrania i zabierając je, kieruje się do łazienki.

Cały czas śledzę ją wzrokiem, nie mogę od niej oczu oderwać. Ale wreszcie się otrząsam i postanawiam zrobić nam przez ten czas śniadanie. Otwierając lodówkę zauważam, że mam kilka produktów, które zmarnują się, kiedy wyjedziemy. Postanawiam zapakować je do reklamówki. Jak będziemy wychodzić, zostawię je pod drzwiami sąsiada, po co marnować jedzenie, jemu pewnie się przyda.


*Gastón*

Jestem w magazynie. To tutaj trzymali Lunę. Spędziłem tu całą noc, przywiązany do krzesła. Nie widziałem za wiele, bo było ciemno, ale teraz, kiedy zaczęło się rozwidniać na ścianie można zauważyć zegar, a na podłodze kawałki potłuczonego szkła i zakrwawiony materac, na którego widok przeszły mnie ciarki. Co tu się działo? Simón mówił, że warunki w jakich przebywała Luna były fatalne, ale kiedy widzę to na własne oczy dopiero rozumiem, co dokładnie miał na myśli.

***

Drzwi się otwierają, a do pomieszczenia wchodzi Rey.

- Jak tam chłopcze? Masz już dość? Może jednak coś Ci się przypomniało? - pyta, powolnym krokiem podchodząc do mnie.

- Powtarzałem to już tysiąc razy, ale jak widać nie dociera to do pana-nie wiem nic o żadnej Sol, ani o Lunie, nie mam z tym nic wspólnego - brnę w to dalej. Nie złamie mnie tak prędko. Mężczyzna uważnie się mi przygląda, bawiąc się sygnetem na palcu.

Jeszcze Będziemy Szczęśliwi // LumonWhere stories live. Discover now