Richard F./Peter P.

203 35 5
                                    

Było około południa kiedy zmęczony już pracą Richard usiadł w fotelu za biurkiem. Podpisał dzisiaj już kilka ważnych umów z bardzo wymagającymi i jeszcze bardziej denerwującymi przedsiębiorcami. Był wykończony, a boleśnie zdawał sobie sprawę, że to jeszcze nie koniec na dziś.
Klejącymi się ze zmęczenia oczami przebiegał wzrokiem po ścianie swojego gabinetu patrząc na wszystkie wiszące na niej odznaczenia i uznania dla jego firmy. Był dumny ze swojej pracy i wiedział, że gdyby jego ojciec żył to także by był.
Położył się na fotelu najwygodniej jak to było możliwe i zamknął z ulgą oczy. Do następnego spotkania miał jeszcze koło godziny, więc zamierzał wykorzystać ten czas na krótką drzemkę.
Już prawie zdążył zasnąć, gdy do jego uszu dotarł dziwny, nie spotykany w jego gabinecie dźwięk. Śpiew.
Głos był niezwykle czysty i niezwykle piękny. Skoczna, wesoła piosenka nie pasowała kompletnie do nastroju i upodobań Richiego, ale z jakiegoś powodu nie mógł przestać jej słuchać. Od razu polepszył mu się humor, a siły wróciły.
Podszedł do okna, chcąc zobaczyć kto gra ten niezwykły koncert.
Zobaczył chłopaka. Wyglądał na trochę młodszego od niego. Miał ciemne blond włosy, chudą twarz i szczupłe ciało. Nie był może zabójczo przystojny,ale wydawał się być uroczy. Richi uznał, że musi go poznać.
Niestety, nawet nie spostrzegł, gdy wolna godzina się skończyła i musiał udać aię na kolejne spotkanie.
Wychodząc z pracy około 16 miał wielką nadzieję, że chłopak jeszcze tam będzie. Niestety, miał pecha i mężczyzna już sobie poszedł. Richard obiecał sobie, że następnego dnia podejdzie i pozna lepiej chłopca z gitarą.

Jak pomyślał, tak też zrobił. Po kilku spotkaniach, w czasie wolnym wyszedł szybko na rynek, znajdujący się przed jego firmą. Chłopak już tak był. Grał jakąś rock'n'rollową piosenkę. Nie znał jej, ale na sam dźwięk jego głosu na jego twarzy wykwitł uśmiech, serce zaczęło bić szybciej.
Gdy szedł zobaczył, że wokół chłopaka zaczął zbierać się już tłumek ludzi, chcących posłuchać utalentowanego, ulicznego gitarzysty.
Podszedł bliżej. Ztej perspektywy mógł zobaczyć kilka szczegółów, których nie widział z okna gabinetu.
Mężczyzna z gitarą nazywał się Peter. Miał niesamowicie zielone oczy i chorobliwie bladą skórę.
Piosenka się skonczyła. Ta i kolejna, a Richi patrzył na chłopaka nie mogąc wypowiedzieć nawet słowa. Peter onieśmielał go do tego stopnia, że nie był w stanie wypowiedzieć nawet słowa.
Czas wolny Richarda się skończył i musiał wracać do biura na kolejne spotkanie.
I znowu, gdy wychodził z pracy chłopaka już nie było.

Wypady na przerwie na lunch stały sie dla Richiego już tradycją. Przez trzy miesiące, codziennie o tej samej porze chodził słuchać pięknego głosu Petera.

Lecz wtedy coś się zmieniło. Wychadząc z budynku nie usłyszał głosu Pero, jak zwykli go nazywać przechodnie, oraz nie zobaczył poszerzającej się szybko grupy fanów.
Ławka, którą zwykle zajmował była pusta.
Richard pomyślał, że tylko coś na prawdę ważnego mogło skłonić chłopaka do odpuszczenia sobie koncertu.
Wrócił do gabinetu, a mając jeszcze chwilkę czasu oddał się rozmyślaniom o pewnym zielonookim gitarzyście z ulicy.

Niestety, sytuacja z dnia poprzedniego, powtórzyła się także następnego. I następnego. I następnego. Zaczęło to coraz bardziej martwić młodego biznesmena. Chłopak nie pojawiał się już od miesiąca, a Richi już stracił nadzieję, że go kiedykolwiek jeszcze spotka.

Modlitwy Richiego zostały jednak wysłuchane. Peter pojawił się na swojej ławce równo dwa miesiące od ostatniego koncertu.
Tym razem jednak jego repertuar diametralnie się zmienił. Chłopak śpiewał tylko smutne. depresyjne piosenki przywołujące na myśl śmierć. Na ironię, dzień był piękny, słoneczny i kolorowy. Pierwszy dzień wiosny. Aż chciało się żyć. Richi jednak przez resztę dnia nie miał już humoru. Nie rozumiał jak to możliwe, że muzyka może tak bardzo wpływać na uczucia ludzi.

Wychodząc z pracy Richard nie spodziewał się już zobaczyć Pero. Zawsze kończył grać koło 15 i pewnie wracał do domu. Tym większe było jego zdziwienie, gdy spostrzegł, iż chłopak leży na ławce z gitarą opartą o biodro.
Szybkim krokiem podszedł do niego. To była jego chwila. Chwila, w której odważy się porozmawiać z chłopakiem od gitary.
Podszedł do niego i lekko potrząsnął jego ramieniem. Nie otrzymał żadnej reakcji. Spróbował nieco mocniej i też nic się nie stało. Zaczął delikatnie uderzać w policzki Petera, ale w wtedy zdał sobie sprawe, że chłopak jest przerażająco zimny. Szybko zadzwonił na pogotowie, a karetka przyjechała dziesięć minut później.

Niestety, dla Petera było już za późno. Od lekarzy dowiedział się, że chłopak umarł na raka płuc. Powiedzieli mu również, że gdyby nie śpiewał tak często miałby szanse jeszcze się uratować.

Richard nie mógł uwierzyć w to co się stało. Nie mógł uwierzyć, że ten zawsze szczęśliwy i optymistyczny chłopak już przez kilkanaście lat zmagał się z tak groźną chorobą.

Ale co najważniejsze, nie mógł pogodzić się z tym, że go już nie ma. Że nigdy nie będzie miał okazji z nim porozmawiać i nigdy już jego piękny, czysty głos nie rozweseli szarej, nudnej i smutnej rzeczywistości.

--------------------------

Dedykuję tego shota LadyFreitag
Mojemu kochanemu wsparciu w braku weny i wachań samooceny.

Przepraszam, że musiałaś tyle czekać. Chociaż warto było? Mam nadzieję, że cię nie zawiodłam.

Zachęcam do gwiazdkowania i wyrażania swoich opini na temat tego rodzaju miniaturek. Jak wam się podoba taki trochę inny format opowiadań?

Do następnego

Wszystko i nic, czyli jak zabłądzić w skocznym świecieWhere stories live. Discover now