Stefan K./Michael H.

296 47 23
                                    

On znowu to robił. Obiecał, że już tak nie będzie. Że będzie, gdy będę go potrzebować. A jednak. Znów to zrobił. I choć tak bardzo chciałbym go nienawdzić to nie mogę. Za bardzo mi na nim zależy. Za bardzo go kocham.

Nigdy wcześniej nie miałem pradziwego przyjaciela. On jest (był?) pierwszym. Wcześniej nie obchodzili mnie ludzie. Nie pozwalałem nikomu wkraść się do mojego serca. Wiedziałem jacy są ludzie, że wkorzystują naiwność innych, a potem porzucają. Ale w tym przypdku miało być inaczej. Mieliśmy być dla siebie na zawsze. Ja byłem głupi i ci zaufałem. A ty wykorzystałeś moje pragnienie do bycia potrzebnym i lubianym. Nawet pomogłem ci znleźć chłopaka. I choć bardzo cierpiałem w środku to na zewnątrz udawałem, że cieszę się twoim szczęściem. A może nie udawałem. Cieszyłem się, że jesteś szczęśliwy. Bolało mnie jednak, że coraz bardziej się ode mnie oddalałeś. Próbowałem ci to jakoś prekazać, ale byłeś zbyt zaślepiony żeby zobaczyć te drobne zmiany w moim zachowaniu.

Pamiętam tą ostatnią sytuację, w której mnie tak bardzo zawiodłeś. Umówiliśy się na spotkanie w weekend. Specjalnie dlatego przełożyłem spotkanie, lecz pare minut przed godziną, o której się umówiliśmy napisałeś mi, że nie możesz przyjść, bo siedzisz z... z nim. Oboje byliście moimi przyjaciółmi, ale nie mogłem uwierzyć, że mi to zrobiliście.

Zrobiło mi się smutno. Myślałem, że więcej dla ciebie znacze. Przygnębiony wyszedłem z kawiarni, w której byliśmy umówieni, a następnie z galerii. Spojrzałem na zegarek. 21:30. Trzydzieści minut temu zepułeś bez powrotnie mój humor. Zniszczyłeś mnie od środka.

Byłem tak zamyślony i smutny, że nie wiem jak dotarłem do mojego osiedla. Nie zwrcałem na nic uwagi i to właśnie był mój błąd.

Ostatnie co pamiętam to pisk oponi bardzo jasne światło.

Potem dopiero w szpitalu odzyskałem świadomość. Nie mogłem ruszyć żadną częścią mojego ciała. Ale czułem. Usłyszłem, że do sali wchodzą dwie osoby. Tak. Zgadłeś. To ty i on. Gdy mnie zobaczyłeś nagle się zatrzymałeś.

Stałeś tam przez około piętnaście minut. Potem przemówił on.

-Ej. Musimy już iść. Za pół godziny mamy seans w kinie.

Czekałem co zadecydujesz. Podzszedłeś do mnie, a j pomyślałem, że to cud. Chwyciłeś za rękę i poiwiedziałeś "Przepraszam"

A potem wyszedłeś.

Moje serce po raz kolejny zostało złamane. Czyli znaczyłem dla was, moich, jak myślałem najlepszych przyjaciół, mniej niż jakiś film w kinie.

Przez ten jeden straszny moment chciałem zginąć. Jak mogłem być tak głupi. Jak mogłem pozwolić komuś wejść do mojego serca.

Dość długo leżałem tam, tak bez ruchu. Nawet, gdy już miałem taką możliwość to nie chciałem się ruszyć, ponieważ wydawało mi się, że gdy to zrobię to rozsypie się i zaczne płakać.

Dopiero po jakiś dwóch dniach mi przeszło.

Zdecydowałem się poruszyć. I udało się. Nie załamałem się. Przynajmniej nie fizycznie. Na własne życzenie wypisałem się ze szpitala i postanowiłem, że zacznę od nowa.

Bez uczuć.

Bez przywiązania.

Sam.

Już nigdy nie pozwolę nikomu zbliżyć się do szczątków mojego, złamanego przez ciebie, serca.

Nikomu.

A szczególnie tobie.

-----------

Mam nadzieję, że się podobało, bo to dla mnie bardzo ważny shot. Ostatnie wydażenia w moim życiu kazały mi storzyć coś takiego.

Zachęcam do gwiazdkowania i komentowania.

Do następnego.

Mam nadzieje...

Wszystko i nic, czyli jak zabłądzić w skocznym świecieWhere stories live. Discover now