Szczęściarz.

11 2 1
                                    

Siedze w pokoju dziecka ogrniając cały syf. Pudełka, taśmy klejące, śrubki, wiertła, rozrzucone byly po całym pokoju. Teraz tylko dywanik i gotowe.
- Luck !! Wróciłam !!
Słysze głos Sky, która jak zawsze drze sie jak nienormalna. Nie było jej kilka godzin już zaczynałem się martwić czy coś sie nie stało.
- Na górze !!- pokierowałem i słysze jak wbiega po schodach. Trzy... dwa... jeden...
- Co ty tu...- nie dokończyła gdy stanęła w progu. Jej oczy zalały się łzami w ciągu setnej sekundy.
- Podoba się ?- zapytałem za co dostałem kuksańca w ramię.
- Ałaaa !!- krzyknąłem jak dziewczyna na co się uśmiechnęła.- To może być czy nie bo nie wiem czy mam meble odsyłać.- puściłem jej oczko i objąłem jej brzuch od tyłu.
- Jest idealnie. Kiedy to zrobiłeś ?
- Dzisiaj z Aidenem kiedy pojechałaś na zakupy z Amandą. Pokaże Ci coś.
Przyciągnąłem dziewczynę do łóżeczka i wskazałem na imię wyrzeźbione w łóżeczku.
- Skąd ? Jak ? Yyy... co ?
- Podobno dzwoniła dziś do Ciebie moja babcia. Wypywała o imię dla dziecka. Mój dziadek zrobił to łóżeczko i jeszcze dziś wyrzeźbił imię.
Jej oczy znów zalały się łzami. Przytuliłem ją i tak staliśmy wtuleni w siebie. Po raz pierwszy od kilku miesięcy poczułem spokój. Sky chodzi cały czas poddenerwowana i coraz bardziej się denerwuje przez zbliżające się narodziny dziecka.
- Jest pięknie. Idealnie. Właśnie o czymś takim marzyłam.
- Co kupiłaś ?- próbowałem zetrzeć łzy z jej twarzy.
- Na dole są torby ale... mógłbyś mnie zawieźć do szpitala ?
- Dlaczego coś się stało ?- czy ona właśnie rodzi ?!
- Nie nic sie nie dzieje. Poprostu mnie zawieź.
**********
Wprowadziłem Sky do szpitalnego holu i od razu podbiegła do nas pielęgniarka.
- Zaprowadzę Panią.
Zostałem sam w korytarzu. Całkiem sam. Przed 10 minutami byłem spokojny jak dziecko a teraz się boję jak jeszcze nigdy w życiu. Usiadłem na krzesłach, wyciągnąłem telefon i zacząłem przeglądać nasze stare zdjęcia z koloni. Do tej pory nie potrafię sobie wybaczyć jak ją potraktowałem. Powinna mnie zostawić i ułożyć sobie życie z kimś kto jej nie skrzywdził a nie ze mną. Natrafiłem na zdjęcie z misiem, którego wygrałem rzucając piłeczkami w puszki, ma go do tej pory, z diabelskiego młynu.
- Prosze Pana. Może Pan wejść do żony.
"Do żony" jak to brzmi. Przekroczyłrm próg pokoju i zobaczyłem moją malutką Sky na łóżku szpitalnym. Usiadłem na taborecie obok i złapałem jej ręke.
- Hej... wszystko wporządku, jeszcze nie rodze. JESZCZE.
- Wiesz jak sie boje... Jak jeszcze nigdy w życiu.
- Wiem tylko to ja tu będe rodzić nie ty.- wredna zaczęła sie ze mnie śmiać.
***********
Gdy siedziałem w barze z przyjacielem oglądając mecz a moja narzeczona leżała w szpitalu... sama.
- Ej... Halo ! Ziemia do Lucka ! Co przed chwilą powiedziałem ?- wyrwał mnie z transu.
- Przepraszam zamyśliłem się.- przyznałem.
- Nie martw sie ile ta kobieta przeszła i sobie poradziła a ciążą sobie nie poradzi ?!- żartował.
- Nie wiem. Nie martwisz się o Am ?
- Pewnie, że się martwie ale w tym związku to ona panikuje.- zaczął się śmiać.
- Zabawne.- upiłem łyk mojego soku. Tak piłem sok. Nagle czuję jak telefon wibruje z mojej kieszeni i po chwili wydaje z siebie dźwięk.
- Halo ?
- Panie Black prosze natychmiast przyjechać do szpitala.
Nie odpowiedziałem tylko wrzuciłem telefon do kieszeni i wybiegłem z budynku. Słyszałem głos Aidena ale nie obchodziło mnie zbytnio co mówi. Najważniejsza... Najważniejsi teraz byli oni. Moja narzeczona i mój syn.
Jechałem do szpitala łamiąc wszystkie możliwe zakazy. Dziękować bogu było już późno i ulice były praktycznie puste. Spojrzałem na deske rozdzielczą a licznik wskazywał 150. Gdyby Sky to widziała i siedziała obok wyszła by na zawał ale w końcu nie zajmowałem się tylko dragami. Zdarzyło się brać udział w nielegalnych wyścigach nie tylko samochodowych. Taka dawka adrenaliny bo przecież przy narkotykach miałem jej mało. Śmiałem się sam z siebie. W przeciągu niecałych 10 minut byłem pod budynkiem szpitala zważywszy na to, że znajdowałem się 20 kilometrów od niego. Wpadłem przez drzwi jak granat i wbiegłem po schodach na górę. Przywitała mnie mina pielęgniarki.
- Pan Black ?
- Tak gdzie jest moja narzeczona.
- Przewieźli ją na blok operacyjny. Pańska narzeczonona będzie miała przeprowadzone cesarskie cięcie.
- Przecież doktor mówił, że się obejdzie.
- Wystąpiły pewne komplikacje ale jest już wporządku.
- Jak to komplikacje ?!- wybuchnąlem.
- Przez chwilę było groźnie głównie dla dziecka ale pańską narzeczoną operował najlepszy chirurg w stanie.
Troszkę się uspokoiłem.
- Niech mi Pani tylko powie czy wszystko z nimi wporządku.
- Wszystko jest w jak najlepszym porządku.- i sobie poszła.
Siedziałem na korytarzu czekając aż ktokolwiek poinformuje mnie o stanie mojej rodziny. Nagle spostrzegłem jak z sali pooperacyjnej wychodzi para. Kobieta trzyma w ręku kocyk a jej partner na rękach małe zawiniątko. Na jego twarzy widnieje uśmiech od ucha do ucha ukazując białe zęby. Był wpatrzony w tą małą kruszynke jak w obrazek.
- Prosze Pana.- wyrywa mnie męski głos z transu.
- Tak ?
- Ma Pan pięknego syna.- w moich oczach stanęły łzy. Zostałem ojcem. Nie wiem czy będe tatą ale jestem ojcem.
- Mogę się z nią zobaczyć ?
- Tak tylko nie za długo jest zmęczona.
- Rozumiem.
Weszłem do pokoju, w którym leżala Sky a obok niej w inkubatorze leżał Black Junior. Mały leżscy na boku, zawinięty w niebieski kocyk z zamkniętymi oczkami i z skulonymi rączkami. Spojrzałem na zmęczoną śpiącą Sky. Za miesiąc bierzemy ślub a ona dała mi najpiękniejszy prezent. Poprosiłem o kartkę, długopis i nabazgrałem coś w rodzaju zdania
"ZA CHWILĘ WRÓCĘ . KOCHAM CIE"
Wybiegłem ze szpitala. Szukałem jakiejśc kwiaciarni ale na moje starania poszły na marne. Wszytkie kurwa zamknięte. Po chwili widzę, że drugą stroną ulicy maszeruje dziewczyna z bukietem. Podbiegłem i zapytałem
- Na sprzedarz ?
- Tak ile ?
- Wszystkie.
Dziewczyna zrobiła wielkie oczy ale nie zwracałem na to uwagi. Po prostu wcisnąłem jej 300$ w dłonie i pobiegłem do samochodu. Znów złamane zostały przezemnie przepisy drogowe. 120 na desce rozdzielczej w terenie zabudowanym. Pięknie Black. Z transu wyrwał mnie huk i pisk opon. Moich opon kurwa. Ledwo co nie zatrzymałem się na budynku szpitala. Wyszedłem z samochodu i spostrzegłem, że jedna moja opona została przebita. Obrociłem się i zobaczyłem faceta w kominiarce z bronią w ręku. Kurwa. Co za debil. Zwiał gdy tylko zauważył, że mu się przyglądam. Wleciałem do szpitala jakby mnie coś goniło. Przed drzwiami do pokoju Sky wpadłem na zajebisty pomysł.
- Przepraszam.- podszedłem do pielęgniarki- mógłbym prosić o kawałek kartki i długopis ?
- Alez oczywiście.- zanurkowała dłonią w kieszeni i wyciągnęła plik małych karteczek, długopis i z sztucznym uśmiechem na twarzy wcisnęła mi je w ręce.- Proszę.
- Dziękuję.- odwzajemniłem sztuczny uśmiech. Nabazgrałem na karteczce jedno słowo "DZIĘKUJĘ" zagiąłem ją i położyłem na różach. Białych różach. Wracają mi się czasy z koloni. Kto by pomyślał, że dziewczyna, na którą prawie zwymiotowałem urodziła mi dzisiaj syna. Nie wyobrażam sobie innej kobiety na jej miejscu. Wciąż nie mogę uwierzyć, że ona wciąż tutaj jest po tym wszystkim co jej powiedziałem, zrobiłem. Mam cholerne szcęście.

Pożegnanie szczęścia. Where stories live. Discover now