☆ 25 ☆

1.2K 164 129
                                    

Wrzesień 2027 r.


— Który? — spytał Jungkook, wyciągając przed Taehyungiem dwa krawaty. Jeden czerwony, drugi granatowy.

Blondyn wskazał palcem ten ciemniejszy i uśmiechnął się ciepło. Trzydziestolatek przerzucił przez swoją szyję materiał i zawiązał go zwinnymi ruchami palców.

— Stresuję się. Dobrze, że jesteś ze mną — powiedział do opartego o framugę chłopaka, poprawiając przy tym świeżo umyte włosy. — Taeś! Gotowy?!

Wyszedł z pokoju mijając w drzwiach Taehyunga i skierował się do pokoju syna znajdującego się piętro wyżej. Mały Tae siedział na parapecie, przykładając główkę do zimnej szyby, a na policzkach miał mokre plamki. Był ubrany w białą koszulę z kokardką, ciemne spodnie i małe lakierki. Ubrany na galowo, zaraz miał jechać na rozpoczęcie roku szkolnego. Widok ten rozczulił mężczyznę. Jego malutki chłopiec już tak urósł...

— Hej, kochanie... Wszystko dobrze? — zapytał z troską, kucając tuż przy nim.

— Nie chcę iść do szkoły. Chcę do przedszkola... — wciągnął nosem smarki i popatrzył na tatę ze smutkiem.

— Taeś, niestety czas leci, a wraz z nim i my rośniemy. Każdy przez to przechodzi. Poznasz nowych przyjaciół, zobaczysz!

— Ja chcę tylko Akihiko...

— Mamy numer telefonu do jego mamy. Przecież będziecie się widywali tak często, jak tylko będziecie chcieli i mogli. Hm? Główka do góry! — brunet uniósł palcami drobną bródkę chłopca i ucałował go w czółko, na co ten uśmiechnął się pocieszony. — A teraz śmigaj umyć ząbki, będę czekał na Ciebie w salonie.

Tae przytaknął i pobiegł szybciutko do łazienki.

— Kiedy to zleciało... — powiedział cicho, gdy znalazł się już na dole. Usiadł na krześle i spojrzał na siedzącego naprzeciwko niego blondyna. — Ma już 6 lat i idzie do szkoły, niewiarygodne.

Chłopak delikatnie pokiwał głową, przyznając mu rację. Zdawał się równie temu nie dowierzać, co on. Jego potargana grzywka delikatnie nachodziła mu na brwi, różowiutkie usta były lekko uchylone, a ciemne oczka wpatrywały się w ukochanego z uczuciem, niegasnącym od 23 lat. Miał na sobie swoją ulubioną, fioletową bluzkę i przetarte spodenki. Outfit dnia jego śmierci. Outfit jego nowego, sześcioletniego życia pomiędzy światami.

Jungkook i Taehyung spotkali się ponownie 5 lat później, w dniu narodzin jego syna. Początkowo brunet był pewien, że umarł, bądź jeszcze gorzej - zwariował. Krzyczał i płakał histerycznie, starając się dotknąć blondyna, jednak dłonie przechodziły przez jego ciało, pozostawiając na nich nieprzyjemny chłód. Obecność Taehyunga, tak realna, sprawiła mu ogromny ból i powrót wspomnień, które przez tyle lat starał się chować i kontrolować w sercu. Psychologowie rozkładali ręce, a dziecko o mały włos nie zostało zabrane spod jego opieki przez niezrównoważenie psychiczne, które próbowali mu na końcu wmówić.

Blondyn jednak nie pojawił się tego dnia bez przyczyny. Przez 5 lat był cichym obserwatorem z góry. Strzegł ukochanego niezauważony i wspierał go mentalnie na każdym kroku. Miało tak być do końca jego życia, jednak gdy tylko wyczuł, że Jungkook jako samotny ojciec będzie potrzebował pomocy, jak nigdy przedtem, postanowił ruszyć niebo i ziemię, by móc być przy nim, chociaż w takiej formie, jako duch, którego tylko on może zobaczyć...

Taehyung nie mógł mówić. Nie mógł dotknąć. Nie mógł poczuć...

Jungkook początkowo był przerażony. Mimo, iż serce waliło mu jak szalone na sam widok 21-letniego chłopaka, to brak jakiejkolwiek odpowiedzi na pytania, czy błagania powodował lęk. Nie wiedział dlaczego go widział i jakie miał zamiary. Dopiero gdy spotkali się w śnie, a Taehyung mógł wreszcie wydać z siebie dźwięk i uścisnąć jego dłoń, zrozumiał, że blondyn wrócił do niego i dla niego. Płakał wtedy długo i intensywnie. Z powodu żalu, jaki miał do siebie po jego śmierci i z powodu szczęścia, że znowu ma go przed sobą.

W pierwszych dniach czuł się jak naćpany szczęściem mogąc zasypiać, budzić, robić kawę i pracować przy jego boku. Jednak niemożliwość dotyku i swobodnej rozmowy zaczęła go doprowadzać do szaleństwa i frustracji. Wtedy łzy bezradności spływały mu po policzkach, których Taehyung nie mógł nawet otrzeć. Czasami wariował i krzyczał, strasząc tym niczego jeszcze świadomego syna.

Już dawno przestał zastanawiać się do kogo mówi jego tatuś, dlaczego słyszy jego imię, chociaż do niego nie mówi, dlaczego tyle płacze i gdzie jest jego mama. Kochał go jednak bardzo i wiedział, że może powiedzieć mu wszystko, a ten postara mu się pomóc jak najlepiej potrafi. Czuł silną więź z ojcem, nawet jeśli był dziwny i chwilami miał go za człowieka pokroju Kapelusznika z "Alicji w Krainie Czarów". Czekał tylko, aż podrośnie i będzie mógł porozmawiać z rodzicem szczerze i poważnie, starając się go zrozumieć.

— Gotowy! — krzyknął Tae, siadając na kolanach Jungkooka, kręcąc się przy tym niemiłosiernie.

— Ty się tak nie rozsiadaj, bo już wychodzimy — powiedział rozbawiony, na co obserwujący ich Taehyung zaśmiał się niemo, a chłopiec wtulił w ciepły tors ojca.

— Kocham Cię, tatku — powiedział cichutko, zamykając oczka.

— A ja Ciebie, synu.

I Ciebie też — dodał ruchem warg do rozczulonego blondyna, który posłał mu serduszko stworzone z palców.



Jak mówiłam, wracam z kontynuacją. Pierwsza część była realna, ale męczą mnie wyrzuty sumienia i choć nie planowałam tego na początku, to będzie się tu pojawiał również i Taehyung, tylko w... innej formie (dlatego jest teraz Taehyung i zdrobniale Tae na dwie różne osoby, fajnie się wkopałam...). By nie było aż tak depresyjnie :") ale nie ukrywam, że nie będzie to typowy fluff, jak w pierwszej części ff...

Mam nadzieję, że się cieszycie i już mnie tak nie-nienawidzicie! Bo ja Was kocham i daję dużo miłości. Też mi ją dajcie :<

Niestety rozdziały będą rzadziej niż te z pierwszej części. Wiem, że zawsze tak piszę i robię swoje, ale tym razem serio xD

Chłopak z sąsiedztwa |vkook|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz