Chwila wieczności

67 4 2
                                    

Od rodzinnej tragedii Judy minął prawie rok. Miasto opromienia słońce, wiszące wysoko na niebie, auta mijają jej dom to w jedną stronę, to w drugą. Zwierzęta wędrują chodnikiem do domów, pracy, szkół. Każde z nich ma swoje własne zmartwienia, mniejsze lub większe. Muszą one być jednak, mimo wszystko błahostkami, skoro uśmiech nie znika z ich twarzy, a ich wzrok promienieje słowami: "Był, jest i będzie piękny dzień.". Tylko jedna osoba nie mogła poczuć tego samego. Była niczym sopel lodu. Taki sam jak jeden z wielu zwisających ze stolika ogrodowego, stojącego na balkonie, na którym zawiesiła wzrok przez przeszklone drzwi. Szyby w oknach były lekko przyprószone - nie śniegiem Tundrówki, a kurzem który był ich przyjacielem od dłuższego czasu. Z jej oczu zionęło jak z bezdennej otchłani. Wyglądało to tak jakby pustka była w nią ubrana.

Odwróciła się w stronę głębi domu nie mogąc już dłużej patrzeć na ten sielankowy widok. Im dłużej patrzyła na zewnątrz, na innych, tym bardziej w jej wnętrzu rosła złość na dwulicowość świata. Myślała nad mnóstwem historii, które słyszała. Opowieści o stratach najbliższych zarówno u siebie w rodzinnym miasteczku, jak i w wielkim mieście jakim jest
Zootopia. Zawsze starała się wspomóc tych, którzy tego potrzebowali. Podchodziła do nich, poznawała ich historię, serce kazało jej empatyzować z nimi, a umysł pysznie twierdził, że ich rozumie, by następnie rzucać górnolotnymi frazesami o czasie leczącym rany i tym podobnymi. Skrzywdziła ich tym bardziej, niż mogła to sobie wyobrazić.

Szła niemrawo przez mieszkanie, zupełnie, jakby skanowała je wzrokiem. Badała je milimetr po milimetrze, lecz między Bogiem, a prawdą, gdy on widział ją po raz n-ty to był niemal pewien, że i tak patrzy w te same punkty. Skruszone cegły nad blatem w kuchni, nierówno wiszący abażur w salonie, obwieszony uchwyt telewizora wraz z kablami wystającymi zza znajdującej się poniżej szafy. Nadszedł ten moment, któremu oboje nie mogli zapobiec. Stał się kluczowym punktem tego miejsca dla nich obu. Przeszedł spod drzwi, o które się opierał, by jej nie przeszkadzać, do centralnej części pomieszczenia gdzie wszystko się zawsze kończyło. Judy w między czasie skupiła się na podłodze, dokładniej mówiąc na przebarwieniu desek, układających się jak rzeka, która dobiegała z centrum pokoju.

Ten obcy na podłodze kolor meandrował między wywróconymi meblami podczas, gdy jej wzrok niczym statek płynął wzdłuż niego, mijając dalej napotkane przedmioty, takie jak kawałki szkła, czy żarnik. Im dalej tym więcej było ciemnego drewna, by zakończyć się swoistym wielkim jeziorem tej barwy. Judy z trudem stawiając każdy krok znalazła się nad miejscem rzezi. Serce przyspieszając zaczęło walić w klatkę od środka niczym kowal młotem w gorące żelazo. Oddech stał się płytki, gdy umysł zaczął mieszać rzeczywistość ze wspomnieniami. Z każdym mrugnięciem oczu coraz lepiej widziała zmasakrowanego brata w półmroku zaczynającym ją ogarniać. Takim samym jaki panował w tym dniu. Ponownie czuła zapach krwi tworzącej kałuże. Drżącymi dłońmi wodziła w powietrzu, by ułożyć je tak jakby kogoś trzymała pod głowę niczym matka swoje dziecię. Tak widział to klęczący obok niej Carl. Ona zaś przeżywała koszmar na nowo. Delikatnie gładziła jego szorstkie od krwi, futerko.

Przychodziła tu, by znaleźć ten jeden kluczowy ślad, lecz za każdym razem, gdy tylko przestąpiła próg grzęzła w przeszłości. Nieustannie rozmyślała nad profilem sprawcy, jego motywem. Zapominała o tym gdy "trzymała" wiotkie ciało brata. Po umyśle krążyła jej tylko jedna myśl "Uchroniłam to miasto przed epidemią i przewrotem stanu, a zawiodłam chroniąc najbliższych przed zwykłym włamaniem.". Łzy leciały jej z oczu w szybkim jednostajnym rytmie, podczas gdy "odłożyła" brata na podłogę, by ten jak zawsze mógł się dla niej rozpłynąć w powietrzu. Oparta na rękach o podłogę nie przestawała szlochać, kiedy czuła ciepłe dłonie na swych barkach. Nie myśląc dużo Matt stał się dla niej drogą, którą podążyła, by skończyć w jego uścisku. Pozwolił jej moczyć mu koszulę. Wiedział, że tak musi po którejś z rzędu rozmowie z jej psychologiem. Wyjątkiem było, że ta odbyła się w cztery oczy. Musiał jej na to pozwalać, lecz nie można było powiedzieć, że nienawidził tego. On czuł, że to będzie najlepsze dla niej.

Już wystarczy. Nie płacz więcej. - zaczął cichutko. Dał jej dłuższą chwilę na wyciszenie powtarzając to jak mantrę. Odchylił ją delikatnie jakby była z porcelany i miała się rozlecieć mu w rękach. Otarł jej łzy z oczu, przytulił czule i powoli wstał razem z nią. - Zbierajmy się już. Trzeba coś zjeść i wtedy odwiedzimy szwagra. Tak?. - zapytał w odpowiedzi dostając ciche tak. Złapali się za ręce i ruszyli w stronę wyjścia. Podał jej szalik z kurtką, czapkę z wyszytym już miejscem na uszy. Ubrana zakładała buty podczas, gdy Matt zaczął sam się ubierać. Judy otworzyła drzwi. Wyszli z mieszkania, zamknęli je na oba zamki i poszli do auta stojącego przed kamienicą.

W tym samym czasie, jeden z największych sopli wiszących na stoliku ułamał się na wysokości blatu. Niewiele mu brakowało długości do ziemi, więc stanął na niej na sztorc. Wyglądało to jakby nie miał zamiaru upaść. Nie trzeba było jednak długo czekać na nieuniknione. Subtelnie zaczął się przechylać na jedną stronę, aby nabierając rozpędu uderzyć w ziemię i roztrzaskać się na kawałki. Można by sądzić, że to normalne. Sople powstają, by cieszyć oko i upiększać zimowy krajobraz, a na cieplejsze dni zniknąć wpierw w kawałkach, a potem się rozpłynąć. Obecnie jednak był środek naturalnej zimy wspieranej przez klimat Tundrówki co może mówić jedno. 

Coś wisi w powietrzu i  nie zamierza zastosować się do tych norm.

@Kilokero1

Prezentuje wam epilog

(trylogii czy może lepiej quadrologii, hmmm... serii? )

Mam zaszczyt to powiedzieć. To jest początek końca.

Następnie czas by nadszedł 

= RAGNAROK =

choć powinienem bardziej powiedzieć

= REINKARNACJA =

Czas na podziękowania

Pieczę nad gramatyką trzyma jak zawsze kochana Undertaker_Adrian

Obrazek rozdziału należy do += Neytrix =+ i jest on kawałkiem większej całości. Tworzy wspaniałe prace. Część z nich jest o Zootopii ;)

Link do pełnego obrazka: https://www.deviantart.com/neytirix/art/On-Deaf-Ears-Zootopia-Story-10-713506011

Link do jej DeviantArt: https://www.deviantart.com/neytirix

Dekadencja MorfeuszaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz