❅ 0

1.4K 169 159
                                    

Yoongi wiedział wszystko i znał każdy zakamarek jego duszy, najmniejszy szczegół jego osoby. I doskonale wszystko pamiętał.

*

Ciężkie drzwi zamknęły się z hukiem za stojącym samotnie na szczycie schodów chłopcem, który aż podskoczył z zaskoczenia na miejscu, czując nieprzyjemny ucisk w gardle i niepewnie rozglądając się dookoła. Nie chciał tam iść. Czuł, że gdyby zrobił chociażby jeden krok naprzód, cały jego malutki, dziecięcy świat by się zawalił, a on może nawet runąłby w dół razem z nim i obił swoje dość chude łydki o podłoże, bo w tym momencie jego nogi były jak z waty.

Zmuszono go do tego wszystkiego, a on tak bardzo nie chciał. Nie znosił robić czegoś, na co naprawdę nie miał ochoty tylko dlatego, że ktoś mu tak kazał: na przykład, gdy jego opiekunka kazała mu na siłę jeść obiad, gdy nie miał apetytu, bo twierdziła, że gdyby nie zaczął jeść "normalnie", nigdy by nie urósł. A może on w ogóle nie chciał urosnąć? Czy ona kiedykolwiek o tym pomyślała? Chłopczyk nie chciał żadnych zmian, było idealnie tak, jak było. Chociaż czasami było dość pusto, chłodno i samotnie.

Tym razem było podobnie. Pani nauczycielka zaczęła na niego krzyczeć, gdy okazało się, że on po raz kolejny wolał zostać w środku, niż wyjść na podwórko na dłuższej przerwie. Tak było codziennie: wszystkie dzieci z jego klasy biegły w stronę drzwi na sam dźwięk dzwonka, a on jako jedyny pozostawał na swoim miejscu i patrzył z pewnym smutkiem na to, jak wszyscy go opuszczali. Zazwyczaj mógł pozostać przy swojej ławce bez wielkich problemów, jeśli akurat miał lekcję koreańskiego, historii czy rysunku, bo te nauczycielki go lubiły i nie chciały go do niczego zmuszać. Natomiast pani od matematyki... z nią było inaczej. Gdy tylko zauważała, że brunet po raz kolejny jako jedyny został na swoim krzesełku, robiła swoją typową, niezadowoloną minę, dokładnie taką samą, którą pokazywała gdy ktoś po raz kolejny mylił sobie tabliczki mnożenia; zaraz po tym zaczynała przekonywać chłopca, aby jednak wyszedł z klasy, ale ten najczęściej nic nie mówił i na każde jej słowo kiwał głową na nie, dopóki ona się nie poddawała. Zawsze działało, bo kobieta na koniec wzdychała ciężko, mruczała pod nosem coś na temat tego, że brunet był bardzo dziwacznym dzieckiem, ale wreszcie odchodziła.

A on mógł sobie w spokoju siedzieć i zająć się sobą. Nie mógł zaprzeczyć, że smutno mu było siedzieć samemu, bo wystarczyło podnieść spojrzenie na okno, aby ujrzeć jak wszyscy inni dobrze się ze sobą bawili, gonili się, śmiali i ze sobą żartowali pomiędzy rozłożystymi drzewami na podwórku. Wtedy odczuwał taki specyficzny ucisk gdzieś w sobie, którego nie potrafił dokładnie opisać swoim słownictwem dziewięciolatka; wiedział jednak, że on po prostu nie mógł robić tych samych rzeczy, co oni. On był inny. Nie był taki jak oni, był dziwny i pewnie dlatego zasługiwał na tę samotność, w której codziennie wolał się zamykać, niżeli spędzać czas z resztą tych dzieci. Bał się, że byliby dla niego niemili, że śmialiby się. A on wolał nie mieć żadnych przyjaciół, niż narazić się na coś takiego.

Ale tym razem... Nie miał już w ogóle wpływu na to, co się z nim działo i bardzo się tego bał. Pani od matematyki bardzo na niego nakrzyczała, gdy tylko wyciągnął z plecaka swój zeszycik do rysowania i położył go na ławce, tym samym przekazując, że także dzisiaj miał zamiar zostać w środku. Jego serduszko bardzo się zdenerwowało i zaczęło mocno bić, gdy kobieta podniosła na niego głos, a następnie chwyciła za rękaw sweterka, kazała założyć kurtkę i zaprowadziła go pod drzwi na podwórko. Po drodze powiedziała chłopczykowi, że był dziwakiem i że na dworze był piękny dzień, a on powinien z tego korzystać jak wszyscy jego koledzy, trochę się poruszać, nabrać świeżego powietrza. On był zbyt przerażony, aby się jakkolwiek odezwać.

A teraz stał na tych nieszczęsnych schodach i nie wiedział co zrobić. Dzień wcale nie był piękny. Nie rozumiał, co jego pani od matematyki widziała pięknego w szarych chmurach przykrywających chłodne, jesienne słońce, w nieprzyjemnym wietrze, który poruszał liśćmi na ziemi oraz w odgłosie samochodów przejeżdżających po niedalekiej ulicy. Ale to może on był byt dziwny, aby docenić takie ukryte piękno.

paranoia ; taegiWhere stories live. Discover now