Anioły

45 10 0
                                    

David spojrzał tęsknie na to, co znajdowało się w oddali, za szklaną szybą oraz kratami, które wzmacniały ją od zewnątrz. Sięgnął do kieszeni. Przeklnął pod nosem, zdając sobie sprawę, że była ona pusta. Uderzył pięścią w ścianę, czując narastającą frustrację. Już od kilku dni nie palił, przez co stawał się coraz bardziej nerwowy.

Po chwili usłyszał szczęk zamka, który towarzyszył otwieraniu drzwi. Do jego skromnego pokoju weszła młoda pielęgniarka. Nic nie mówiąc, podała mu zwyczajową porcję leków, które niby miały pomóc mu w odzwyczajeniu się od zażywania używek. Nic bardziej mylnego. Te leki nic nie dawały, a David z każdym dniem spędzonym w ośrodku czuł się coraz gorzej. Miał gdzieś to, że inni ludzie chcieli mu pomóc. Cholera, jedynym, czego w tamtej chwili potrzebował, było zaciągnięcie się!

Posłusznie jednak wziął tabletki i przełknął je, popijając wodą. Kiedy pielegniarka opuściła pomieszczenie, po raz kolejny stanął przy oknie. Świat za kratami wydawał mu się paskudny. Prychnął. Przecież to wszystko dla jego dobra! Uwięzienie!

Wtedy właśnie spostrzegł kogoś, kto nie miał prawa w ogóle znaleźć się w tamtym miejscu. Był to młody chłopak, na oko młodszy od Davida. W mężczyźnie coś drgnęło. On, ten dzieciak, stojący centralnie pod bramą ośrodka wyglądał zupełnie jak jego brat!

Do oczu Davida zaczęły cisnąć się łzy. Zacisnął palce na parapecie, starając się uspokoić oddech.

To nie on, to nie mógł być on! - Myślał gorączkowo.

Zamrugał kilkakrotnie, jednak chłopak nie zniknął. Nie wydawał się być także żadnym omamem, którego przyczyną byłyby zażyte leki.

David zacisnął dłonie w pięści. Głupiec. To nie mógł być jego brat! Jego brat nie żył... Nie żył!

Mężczyzna osunął się po ścianie i objął kolana ramionami. Minęło półtora roku, a on wciąż nie potrafił zapomnieć o jego śmierci. Wciąż nie potrafił się otrząsnąć. On był przecież taki młody! Miał jeszcze taki kawał życia przed sobą, świetlaną przyszłość!

Wiedział, że to on powinien zginąć, nie jego brat. Stało się jednak inaczej. To mężczyzna przeżył wypadek, zaś młodszy zginął na miejscu. Nikt tego nie chciał, a już najbardziej David. Nie był też niczemu winien - to pijany kierowca zepchnął ich małe audi do rowu.

Czuł wszechogarniającą pustkę. Z bratem byli nierozłączni od najmłodszych lat. Tymczasem jego śmierć rozdzieliła ich na zawsze.

To wtedy David zaczął brać narkotyki. To było to, czego potrzebował, żeby zapomnieć o całym świecie. O stracie, która go spotkała. Nie widział sensu w dalszym życiu. Chciał tylko odejść. Nie czuć samotności.

Mężczyzna odgarnął włosy ze spoconego czoła i wstał. Miał skrytą nadzieję, że dzieciak, który rozdrapał jego stare rany zniknął i zostawił go w spokoju. Mylił się.

Chłopak nadal stał w tym samym miejscu. Co gorsza, spoglądał centralnie w okno salki należącej do Davida. Ich spojrzenia się spotkały. Gówniarz uśmiechnął się pod nosem, co tylko rozzłościło meżczyznę. Jemu samemu bynajmniej nie było do śmiechu. Jednak nie zasłonił żaluzji i wciąż wpatrywał się w dziwacznego człowieczka, sięgającego do granatowego plecaka, który leżał pod jego nogami.

David zmarszczył czoło, widząc, jak chłopak wyciąga z niego... Kartki?

Ten tylko spojrzał na niego tajemniczo i podszedł tak blisko do bramy, jak to tylko było możliwe.

Powoli przekręcał kolejne strony. Na każdej wymalowana był ogromna drukowana litera, dzięki czemu David doskonale widział, jak pojedyncze znaczki zmieniają się w ciągi słów. Zamarł. Nie był w stanie zupełnie nic zrobić.

WszechopowiadaniaWhere stories live. Discover now