Ups, zła rzeczywistość - cz. 2

Start from the beginning
                                    

- Skoro tak, to znaczy, że możemy się przenieść z powrotem do naszej rzeczywistości?

Holmes przejechał dłonią po murze, przybliżając twarz do otworu po kuli. Odsunął się, pokręciwszy głową.

- Nabojów w środku nie ma.

- Zabrali je?

- Nie, John. W filmach i serialach z reguły używa się rekwizytów lub specjalnych efektów robionych komputerowo. Jeśli przeniósł nas do tej rzeczywistości to automatycznie wszystko, co w naszym świecie było prawdziwe tutaj jest tylko podróbką i imitacją. - Uśmiechnął się ironicznie. - Jako aktor powinieneś o tym wiedzieć.

- Podobno grałem w "Hobbicie" - rzuciłem z degustacją.

- Niech zgadnę... Byłeś Bilbem?

- Nie mam zamiaru odpowiadać na to pytanie.

- Czyli jednak! Wiedziałem, że macie wiele wspólnych cech!

- Tak jak ty i Smaug - rzuciłem równie złośliwie.

Sherlock był gotowy mi odpowiedzieć, gdy przerwał nam mężczyzna wykrzykujący nasze "prawdziwe" imiona.

- Ben, Martin!

Spojrzeliśmy w stronę, z którego dochodziły nawoływania, gdy zobaczyłem podbiegającego do nas Mycrofta.

Zamiast zazwyczaj eleganckiego garnituru oraz swojej wiernej towarzyszki w postaci parasolki miał przyodzianą koszulę, a na nią szary sweter. Spojrzał na nas z sympatycznym uśmiechem i podszedł bliżej.

- Dobrze, że wróciliście. Jak tam? Zmęczeni czy jeszcze dacie radę trochę pobiegać? - zaśmiał się serdecznie.

Otworzyłem usta, aby udzielić mu lakonicznej odpowiedzi, gdy uprzedził mnie Sherlock:

- Mycroft, ty też? Czemu wyglądasz jakbyś wyszedł z domu spokojnej starości? - Obrzucił go spojrzeniem. - Przynosisz wstyd samemu sobie, wyglądając jak John. A tylko John może wyglądać jak John.

Mężczyzna spojrzał na niego z rozbawieniem, jednak widząc, że Sherlock naprawdę się oburzył, popatrzył na mnie.

- Martin, Ben się dobrze czuje?

- Tak, tak... Po prostu nadmiar wilgotnego, londyńskiego powietrza uderzył mu do głowy - odparłem z machnięciem ręki.

- Mark! - Zawołał ktoś, a mężczyzna odwrócił się. Steven podszedł do nas, informując: - Dirk się znalazł. Możemy kontynuować.

Sherlock i ja spojrzeliśmy na siebie, marszcząc brwi.

- Gdzie on jest? - spytałem, a ciemnowłosy wskazał dłonią na miejsce przy kamerach, po czym razem z Markiem odeszli w tym samym kierunku.

Jak gdyby nigdy nic stał tam, rozmawiając z operatorami nasz morderca i jednocześnie jedyna szansa wydostania się.

Mężczyzna trzymał ręce w kieszeni swojej bluzy i nie byłoby to podejrzane, gdyby nie fakt, że ani na chwilę ich nie wyjmował.

- Po co on tu przyszedł? Tylko się wystawił - rzuciłem w stronę Sherlocka, bacznie obserwując Adamsa.

- Chyba będziemy musieli interweniować - powiedział Sherlock, kierując się szybkim krokiem w stronę Dirka, a ja tuż za nim.

Ominęliśmy kilku ludzi stojących po środku planu, aby zbliżyć się do niego nim nas dostrzeże.

Ludzie odeszli od niego, chcąc się zająć swoimi sprawami. Dzieliło nas już około 5 metrów, gdy nagle Dirk odwrócił się w naszą stronę. Wtem wyciągnął prawdziwą broń i wystrzelił w losowy punkt na ścianie po jego prawej, sprawiając, że wszyscy zamarli. Cofnęliśmy się z Sherlockiem o krok, unosząc ręce w geście poddania.

Johnlock ~~fanfictionWhere stories live. Discover now