Nie znam cie

68 9 0
                                    

Za chiny nie mogłam sobie przypomnieć kim był. Wkońcu rozbolała mnie i głowa i brzuch. Dlaczego ja o nim myślę?!
Nawet nie wiem kim jest. Nie potrzebnie zajmuje nim swoje myśli, ale skoro wciąż siedzi w mojej głowie, to pewnie musiał być dla mnie kimś ważnym...

Wzięłam tabletki przeciwbólowe, a na śniadanie postanowiłam sobie usmażyć naleśniki z moim ulubionym dodatkiem. Tak, nutellą.

- Cholera! - Krzyknęłam sama do siebie. Przypaliłam posiłek, bo znów nie mogłam wyrzucić z głowy tajemniczego mordercy.

Zdenerwowana i poirytowana zjadłam śniadanie. Wiedziałam, że na ma sensu robić go od nowa, bo znając moje szczęście, sytuacja by się powtórzyła.

Oglądałam telewizję. Leciały wiadomości, no bo co innego. Mówili o Laughter Deathie. Zagotowało się we mnie. To ja miałam ich zabić! To o mnie mogliby mówić, gdyby nie on! Ale nie chodziło mi tu o sławę, tylko o chęć mordu. Czułam, że przez wczorajszy dzień moja złość i fantazja odnośnie sposobu śmierci kolejnej osoby, osiągnie dziś apogeum. To dziwne uczucie powróciło. Wierciło we mnie dziurę, a cichy głosik w głowie mówił: "Musisz zabijać, jesteś do tego stworzona. Zrób to! Już!

Jednak ja wiedziałam, iż muszę się opanować. Wieczorem poznają cień swojego cierpienia... Przechytrzę tego Tima i przyjdę godzinę wcześniej. Tak, to dobry plan.

Wzięłam zimny prysznic, aby trochę ochłonąć, ale nie wierzyłam, że to cokolwiek da.

Później sprawdziłam dane kolejnej ofiary. Beniamin Johansson, 30 lat, samotny. Kolejny, który mieszka na drugim końcu miasta. Echhh... No czemu? Co ludzie widzą w tamtym miejscu? Przecież to tu blisko, na obrzeżach jest pełno pięknych lasów.

Przebrałam się w rzeczy, które miałam na sobie wczoraj. Założyłam zegarek, wzięłam ołówek i szkicownik (w kieszeni miałam oczywiście swój nóż.) Oprócz malowania farbami, lubiłam też pobazgrolić coś ołówkiem.

Skoczyłam z balkonu na drzewo i usiadłam na jednej z gałęzi. Jeżdżąc ołówkiem po białej kartce, rysowałam piękny krajobraz znajdujący się przede mną.

Kiedy skończyłam, sprawdziłam godzinę. 23.15 - nawet nie zauważyłam kiedy się ściemniło.

Zeszyt zostawiłam na drzewie i zjechałam po jego pniu. Zakryłam twarz wisniową bandanką, a na głowę zrzuciłam kaptur granatowej bluzy. Szłam powoli, bo mi się nie śpieszyło, a i tak byłam sporo czasu wcześniej. Byłam szczęśliwa. Teraz ten debil mi nie przeszkodzi - pomyślałam.

Właśnie znajdowałam się pod dość dużym blokiem. Duży blok, czyli równie duży problem. Musiałam uważać, żeby nikt mnie nie zauważył. Na szczęście Beniamin (przyszła ofiara) mieszkał na parterze.

Wszystkie okna były zamknięte. No proszę, jakaś nowość, ale ja mam swoje sposoby.

Cicho otworzyłam to, które znajdowało się w salonie i weszłam.
Znów szukałam inspiracji. To nie...to też... Mam!

Młotek, wiertarka i wiadro. Nie wiem dlaczego takie rzeczy znajdowały się na stole, ale wzięłam je i zabrałam się za robotę. A no tak, pytacie po co mi wiadro?

Nalałam do niego lodowatej wody i razem z nim oraz resztą narzędzi powędrowałam do sypialni.

Mężczyzna spał. Był tak gruby, że gdybym zatopiła nóż w jego ciele, pewnie nie przedarłby się przez warstwę tłuszczu i miałabym problem z wyciągnięciem go. Uhh... Dobrze, że mam tą wiertarkę. Pewnie nawet tasak niedbały rady.

Wylałam na niego zawartość wiadra, a ten oszołomiony spadł z łóżka. Czas na zabawę. Chwyciłam za wiertarkę, bo pewnie w tym przypadku, młotkiem nic nie zdziałam.

Pochyliłam nad leżącym na ziemi pracownikiem placówki i wywierciłam w jego ramieniu dziurę na wylot i dałam pięścią w twarz. O dziwo nie krzyczał, wciąż był oszołomiony. Już miałam skierować włączony sprzęt do jego jamy ustnej, kiedy zauważyłam, że z kieszeni mej bluzy wyleciał nóż i wylądował tuż obok ręki ofiary.

Mężczyzna jakby wytrzezwiał. Chwycił nóż i przywarł mnie do ściany. Próbowałam go odepchnąć, lecz z osobą o takiej wadze nie miałam szans.

Zrobił podłużne, dość głębokie nacięcie na moim policzku. Po chwili z jego ust zaczęła lecieć krew i upadł bezwładnie na ziemię. Ja nie zauważając tego co się stało, wyrwałam mu mój nóż z ręki, zaczęłam dźgać go jak opętana i krzyczeć przekleństwa w jego kierunku. Wycięłam jeszcze mój symbol na czole i za pomocą jego krwi, na jednej ze ścian zapisałam skreśloną trójkę oraz swoją fromułkę:

Nadeszła zemsta... Nadszedł cień waszego cierpienia... Kolejne ofiary doznały bólu, a wy już wiecie, kto nastepny...
                        ~The Shadow of Suffering

Dopiero teraz zauważyłam w kącie pokoju osobę bawiącą się zakrwawionym nożem w ręku, która uważnie mi się przyglądała. Dopiero teraz dotarło do mnie, że to znów nie ja zabiłam. Poczerwieniałam ze złości.

- Kim jesteś i dlaczego to zrobiłeś?! To była moja ofiara! - Krzyczałam w stronę chłopaka.

Na twarzy miał maskę w kolorze krwistej czerwieni, a z pod kaptura niebieskiej bluzy wystawały kosmyki potarganej czupryny o kasztanowym kolorze.

- Ratowałem cię! On by cie zabił! Spójrz co ci zrobił... -  Oznajmił.

- Po co miałbyś mnie ratować?! Ja cię nie znam człowieku! -Odpowiedziałam.

- Scarlett, to ja Tim. Laughter Death to tylko mój pseudonim. Jestem twoim przyjacielem, pamiętasz? Naprawdę bałem się o ciebie...  -  Powiedział.

- Nie jestem żadna Scarlett i nie wiem kim jest Tim! Nie wiem kim ty jesteś! - Wysyczałam.

- No dobrze, Shadow. Wybaczysz mi?  - Rzekł smutno.

Spojrzałam tylko na niego. Ja naprawdę nie wiem kim jest, ani co ode mnie chce. Nic nie pamiętam.

- Gdym tylko pamiętała kim jesteś... - szepnęłam do siebie, ale on chyba też to usłyszał. Wyskoczyłam z okna i pobiegłam do domu. Weszłam na drzewo, po drodze zabierając że sobą szkicownik i skoczyłam na balkon. Udałam się do swojej sypialni. Właśnie usłyszałam dźwięk smartfona, który oznaczał nową wiadomość.

Nieznany
Przepraszam cię Shadow :(

Nieznany
Wybaczysz mi? Proszę.

Nie trudno było się domyślić, kto napisał te wiadomości.

Ja
Nie wiem co mam ci wybaczać. Nie znam Cie. A jeśli chodzi Ci o dzisiaj, to nie wybaczę.

Ja
A, i mam jedną prośbę...

Nieznany
Dla ciebie wszystko...

Tandeta.

Ja
To fajnie. Po prostu nie zabijaj moich ofiar i odczep się ode mnie. Ok?

Nie odpisał. I dobrze, a może nie? Kto mnie teraz będzie wkurzał? No nic, jakoś sobie poradzę. Mam kolejny plan. Jutro nie pójdę do ofiary 4, tylko do 5. Tam na pewno go nie będzie, a ja wreszcie w spokoju sobie kogoś zamorduje.

The Shadow of SufferingWhere stories live. Discover now