Prolog

141 8 0
                                    


Nazywam Scarlett Wright. Wsumie, to tak się nazywałam, bo teraz już nią nie jestem. Chcecie poznać moją historię i dowiedzieć, jak to się stało? Proszę bardzo.

Pochodziłam z dość bogatej rodziny. Miałam wszystko czego pragnęłaby każda 18-latka. Swój pokój, kochających rodziców... Miałam wszystko czego chciałam. Nawet bliskiego przyjaciela. Byliśmy z Timem w ciągłym friendzone, ale chciałam to zmienić i zbliżyć się do niego.

Ku mojemu zdziwieniu, pewnego dnia zaprosił mnie na coś, w rodzaju randki. Cieszyłam się jak głupia, ale kiedy nadszedł wyczekany dzień, stało się TO i chyba nikt się tego nie spodziewał...

Już miałam wychodzić z domu, lecz zauważyłam Tima przywiązanego do jednego z krzeseł, które wcześniej były w wielkiej jadalni. Obok niego stali jacyś trzej goście w kominiarkach, a w kącie, w wielkiej kałuży krwi leżały zmasakrowane ciała jego martwych już rodziców. Nawet nie wiem skąd się tam wzięli...

Brzuchy mieli rozcięte, a większość organów leżała obok. Posiadali też wielką ilość ran i siniaków.

Zebrało mi się na wymioty, lecz szybko ocknęłam się i pobiegłam do chłopaka. Na szczęście żył. Próbowałam go uwolnić, ale liny były zbyt ciasno związane. Nie dałam rady.

Troje mężczyzn podeszło do mnie zrobiło to samo, co z przyjacielem. Wyrwałam się, lecz to nic nie dało. Postawili mnie związaną na krześle zaraz obok chłopaka.

- Czas zacząć przedstawienie numer dwa! Przyprowadzcie ich! - Krzyknął szef bandy, a pozostała dwójka przyprowadziła... Moich przerażonych rodziców. Patrzyli na mnie ze smutkiem w oczach, ale nic nie powiedzieli. Serce mi stanęło i to dosłownie. Miałam ochotę rzucić się na porywaczy i ich pobić lub nawet zabić.

- Głupi arystokraci! Jak możecie tak utrudniać nam życie?! Was nie oszczędze, ale wasze dzieci da się jeszcze... Hmmm, naprawić? - Znów zaczął krzyczeć, a na końcu psychicznie się zaśmiał.

Zaczęłam się szarpać z mocnym uciskiem lin i znów nic nie zdziałałam.

Tim spojrzał na mnie smutno, jakby chciał powiedzieć "Daj spokój, nie damy rady."

Oprawcy najpierw zaczęli kopać moją matkę, dlatego zaczęła pluć krwią. Potem jeden z nich wziął nóż i zaczął robić głębokie nacięcia na jej szyi.

Drugi zajął się ojcem. Skalpelem odcinał mu po kolei każdy palec u ręki, a na sam koniec wydłubał mu oczy. Oboje okropnie krzyczeli.

Sam widok mnie nie przerażał, a bardziej obrzydzał. Żal było mi rodziców. Byli lekarzami w szpitalu psychiatrycznym i to pewnie stamtąd byli ci mężczyźni... Kochałam mamę i tatę, a oni na pewno nie zasłużyli na taką śmierć... Roznosiła mnie złość. Czas zemsty nadejdzie. Ci psychole pożałują wszystkiego co nam zrobili...

Teraz przyszła kolej na mnie i Tima. Już myślałam, że nas zabiją i szczerze pogodziłam się trochę z tą myślą, ale jak się okazało, niestety mówili prawdę. Nie zabiją nas, tylko "naprawią". Nie zabardzo wiedziałam, co mam przez to rozumieć.

Nieśli nas właśnie do samochodu. Zanim brutalnie wrzucili do bagażnika, spojrzałam na twarz mordercy. Nie wytrzymałam i zaczęłam bić i kopać go w plecy. Wiedziałam, że to śmieszne, ale czułam do niego odraze. Jak oni mogli bez wyrzutów sumienia, tak po prostu kogoś zabić?! Potem nastała ciemność spowodowana zamknięciem auta.

Po około godzinie dojechaliśmy do jakiegoś dziwnego miejsca. Wstrzyknęli nam dziwny, przezroczysty płyn i straciliśmy przytomność.

Obudziłam się w ciemnym pokoju przykłuta do ściany. Na dłoniach miałam kajdany, a ich łańcuch prowadził do jej wnętrza. Na przeciw mnie, leżał mój przyjaciel. On obudził się nieco wcześniej.

The Shadow of SufferingWhere stories live. Discover now