Pierwsze ofiary

93 8 0
                                    

Właśnie zgrywałam z pendrive na komórkę dane osobowe pracowników placówki, w której trzymali mnie i tego chłopaka. Dlaczego go nie pamiętam?

Na nośniku danych oprócz zgranych przeze mnie informacji, znajdował się jeszcze plik z dziwnymi, zboczonymi zdjęciami. Nie będę opisywała jakimi. Od razu go skasowałam. Boże... Ludzie serio są psychicznie chorzy i nie mówię tu o mnie...

Wracając do odpowiedniego pliku, zmieniłam jego nazwę na "ofiary" i każdemu folderów z danymi pracownika i rodziny nadawałam nazwę "do zabicia 1,2,3,4..." Wszystkich było 15.
- Będzie co robić. - ucieszyłam się.

Wieczorem szykowałam się do pierwszego, prawdziwego morderstwa. Wkońcu nie jedno już miałam, ale to nie do końca to samo...

Swoje sięgające za piersi ciemne włosy zaplotłam w kłosa. Ubrałam ciemno szare dżinsy z dziurami na kolanach, biały podkoszulek i czarną bluzę.

Na twarzy zawiązałam złożoną w trójkąt bandankę z flagą Ameryki. Zrobiłam to tak by zasłaniała nos i usta, tym samym zostawiając w spokoju swoje ciemne jak noc oczy. Nie zakryje ich sobie, bo przecież muszę coś widzieć, a masek nie lubię. Myślmy logicznie...

Na smartfonie sprawdziłam adres ofiary. Bardziej chodziło mi o jej rodzinę, ale jeśli będzie w domu, to nie myślcie sobie, że ją oszczędze.

Pierwszy był 25-letni mężczyzna o imieniu Carter Adams. Miał tylko narzeczoną, no ale od czegoś trzeba zacząć prawda? Przecież nie dam rady wymodrować od razu
6-osobowej rodziny.

1.00, czyli moja godzina. Czas się zabawić. Mimo wszystko nie bałam się. Czułam, że jak tego nie zrobię, to dziwne uczucie w środku doprowadzi mnie do szału. Tak dawno nie widziałam życia, ulatującego z bezbronnego ciała człowieka...

Wyszłam na mały balkon, a że mieszkałam na trzecim piętrze, nie było mowy o skakaniu na sam dół.

Stanęłam na barierce i skoczyłam, lecz nie na ziemię, a na grubą gałąź wielkiego dębu, który rósł przed blokiem. Przeszłam do głównego pnia, uważając żeby nie spaść i zjechałam ostrożnie po nim w dół.

Zarzuciłam na głowę kaptur i udałam się pod odpowiedni adres. Na moje nieszczęście było to na drugim końcu miasta.

Połowę drogi biegłam, lecz potem zwolniłam. Stwierdziłam, że później mogę być zbyt zmęczona i nie dam sobie rady z zabijaniem.

Po około 20 minutach, dotarłam do małej parterówki. Carter (czyli pracownik znienawidzonej placówki i tym samym pierwsza z ofiar) spał w swojej sypialni z jakąś lalką barbie.

Czy naprawdę kobietom do szczęścia potrzebne są piersi wielkości balonów, rozjaśnione włosy i mocny, wyzywający makijaż? Rozumiem, że jedna czy dwie kobiety by taki miały, ale teraz na ulicy coraz rzadziej można spotkać jakąś normalnie wyglądającą. (Nie liczę tu nastolatek.)

Wkradłam się przez otwarte okno, do wcześniej wspomnianego pomieszczenia. Oparłam się o ścianę i myślałam nad tym, jak TO zrobić.

Wyszłam po cichu na korytarz w poszukiwaniu inspiracji. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to żelazko na desce do prasowania oraz igła i gruba nić leżące na komodzie. Szybko wzięłam wymienione rzeczy i wróciłam do sypialni. Już wiedziałam co zrobię.

Ręce strasznie mi się trzęsły, lecz nie ze strachu. Już nie mogłam się doczekać. Dziwne uczucie, które paliło we mnie dziurę i było czymś w rodzaju bomby, było bliskie eksplozji. Z pewnością to była cisza przed wielką burzą.

Z domu przyniosłam nóż kuchenny, który trzymałam w kieszeni dżinsów i kilka chusteczek z substancją, która usypia. Jedną z nich przyłożyłam do twarzy mężczyzny. Będzie nieprzytomny przez 30-45 minut, także mam duże pole do popisu.

Chwyciłam za igłę oraz nić i zaszyłam mu usta. Ani drgnął. O to chodziło. Zastanawiałam się chwilę nad oczami, ale ostatecznie stwierdziłam, że chce aby zobaczył swoją narzeczoną, już po masakrze w moim wykonaniu.

Teraz zajęłam się lalką. Z nią będzie więcej zabawy. Obudziłam kobietę.

- Kim jesteś?! - Krzyknęła przerażona.
- Nic ci nie zrobię, jeśli dasz dobrą odpowiedź na moje pytanie. - Skłamałam.
- No, to co za pytanie? - Burknęła zła.
- Nie takim tonem dziwko! A moje pytanie to: Wiesz może, gdzie pracuje twój narzeczony i czym zajmuje się w pracy? - Zdenerwowałam się.
- Kobieto, ja cię wogóle nie znam! Kim ty do cholery jesteś i po ci takie informacje?! Mój narzeczony pracuje w jakiejś agencji i ratuje ludzi przed mordercami. - Odpowiedziała.
- Hmmm... Zła odpowiedź! Nie musisz wiedzieć kim jestem i po co o to pytałam. Za chwilę, nie będzie miało to najmniejszego znaczenia! - Krzyknęłam na cały głos i zaśmiałam się przerażająco.

Chwyciłam ją i na siłę otwarłam jej buzię. Za pomocą noża, wycięłam język, a potem struny głosowe. Następnie wzięłam za włosy i rzuciłam o ścianę. Strach w oczach, jest jednym z moich ulubionych widoków.

- Teraz powiem ci, co naprawdę robi twój chłoptaś. Jest chorym psycholem, który morduje niewinnych ludzi! Gdyby nie on, miałabym teraz normalne życie! - Przerwałam na chwilę by nabrać powietrza do płuc.
- Teraz wy wszyscy podniesiecie karę za to, jak traktowaliście innych! Nastał czas zemsty! Jestem cieniem waszego cierpienia! - Zatargałam ją pod kontakt w sypialni. Podłączyłam żelazko i zaczęłam "prasować" swoją ofiarę, zostawiając duże oparzenia.

Kiedy efekt mnie satysfakcjonował, zostawiłam włączone urządzenie na klatce piersiowej kobiety, tak aby wypaliło wielką dziurę. Na czole wycięłam mój znak, który mam na obojczyku i zrobiłam jeszce parę cięć nożem. Dziewczyna już nie żyła, ale to nie koniec zabawy. Właśnie wybudzał się mężczyzna.

Byłam dość silną osobą, więc chwyciłam go i rzuciłam obok martwej ukochanej. (Dziwki.)
Spojrzał na nią i zaczął coś mamrotać. Jakby mógł, to by pewnie krzyczał.

Byłam trochę zmęczona, więc z nim się już tak nie cackałam. Od razu wycięłam mu na twarzy mój charakterystyczny znak, a potem rozcięłam brzuch. Większość organów wyleciała z chlupnięciem, lecz nie one mnie interesowały. Zaczęłam wyciągać, a raczej wyrywać układ nerwowy. Ogromna ilość żył i tętnic rozrzucona była po pokoju.
Na sam koniec wycięłam obojgu serca i włożyłam w ich dłonie.

Tak jak ostatnio, wykonałam na białej ścianie napis z krwi, a obok niego znajdowała się przekreślona jedynka, lecz tym razem treść była inny:

Nadeszła zemsta... Nadszedł cień waszego cierpienia... Pierwsze ofiary doznały bólu, a wy już wiecie, kto nastepny...
                        ~The Shadow of Suffering

Cisza... To typowy stan umysłu po morderstwie. Bardzo miły stan. Spojrzałam ostatni raz swoje dzieło, po czym wyszłam przez okno i puściłam się biegiem do domu. Teraz już nie miałam powodu, aby zwalniać.

Weszłam do niego tak jak wyszłam, czyli wchodząc na drzewo. Wskoczyłam z gałęzi na balkon i poszłam do łazienki przebrać rzeczy, które były całe we krwi, na te czyste.

Spojrzałam na zegarek. Wskazywał godzinę trzecią. Ustawiłam budzik na 10.00. I oddałam się błogiemu snu.

The Shadow of SufferingWhere stories live. Discover now