Za krzaków wyszedł Eyeless Jack.
- O, Jeff! Co ty tu robisz? I...czemu jesteś mokry? - "spojrzał" na mnie od dołu do góry
- Ja? Wracałem z polowania i Smile mnie przewócił, no i wpadłem do wody. - wymyśliłem na szybko
- Okeey... To wracasz ze mną cz...
- Jeszcze mam coś do załatwienia. - przerwałem
- Okeey... Jeff, dobrze się czujesz? Wyglądasz blado. - widziałem jak próbuje powstrzymać śmiech
- Ha. Ha. Ha. Bardzo śmieszne.
- Dobra ja zmykam. - "popatrzył" w stronę psa, który wąchał drzewo, za którym była schowana Kayla - Smile, co tam szukasz? - dodał i podszedł do psa
Byłem przerażony. Nie wiedziałem co zrobić. Szybko stanąlem między psem a Eyeless'em.
- Jeff, o co ci chodzi? - powiedział zdenerwowany
- Jack, chyba musisz już iść. - popchałem go dalej od drzewa - Idź, żesz Smile. - powiedziałem przez zęby do psa
- Jeff, jesteś jakiś inny.
- Tak, tak. Idź już.
- Okey, widzimy się w rezydencji. Smile choć. - zwrócił się do psa i poszli w głąb lasu
Odprowadziłem ich wzrokiem, a kiedy zniknęli, pobiegłem do Kayli, która wyłaniała się zza drzwa.
- No, no. Nie wiedziałam, że tak umiesz kłamać. Jak z nut. - skrzyżowała ręce na klatce piersiowej i uśmiechnęła się do mnie zadziornie
- Nigdy go nie okłamałem. Zawsze mówimy sobie wszystko. - podrapałem się po karku
- Robicie sobie pidżama party i zwierzacie sobie sekreciki. - zaśmiała się
- Nie, nie jesteśmy babami. - tym razem ja skrzyżowałem ręce
- Wiesz ja jestem babą i nie robię tego. - podeszła do mnie - Nie mam przyjaciółek. - posmutniała i tak stała koło mnie
Popatrzyła na niebo.
- Muszę już iść. Niewiarygodnie jak szybko minął czas. - popatrzyła na mnie smutnym wzrokiem, ale i tak się uśmiechnęła
Odwzajemniłem "uśmiech". Nie wiem co mnie do tego pociągnęło, ale ją przytuliłem.
#Kayla#
Musiałam już iść, gdy on mnie przytulił. Poczyłam jak robi mi się ciepło na policzkach. Wtulił się w moje włosy. Było mi tak przyjemnie. Nie chciałam go opuszczać. Zaraz?! Co ja wygaduje?! Przecież on jest mordercą. Osobą bez uczyć, ale jednak... Nie! Muszę z tym skończyć. Jeszcze się tata o tym dowie to nie będę miała życia. Ale on jest ciepły. Nie! Koniec!
- Dziękuje... Za wspaniały dzień. - szepnął mi do ucha, przywracając tym do rzeczywistości
Odsunęła się delikatnie i znów się uśmiechnęłam.
- Muszę już iść. - powiedziałam
- Spotkamy się jeszcze?
- Nie! To znaczy...nie wiem. - nie chciałam tego kończyć, ale...
Patrzył na mnie zdziwiony.
- S-sory. Muszę już iść. Naprawdę. - i pobiegłam prosto do domu
Wbiegłam i szybko zamknęłam drzwi. Oparłam się o nie, lekko zsuwając. Zamknęłam oczy i biłam się z myślami.
- Jestem jakaś nie normalna. Spędziłam dzień z mordercą.
- Był cudowny prawda?
- Ta. Faktycznie był cudowny. Ciekawe jak wyglądał kiedyś.
- Miałam na myśli dzień, a nie Jeff'a.
- Gdzie byłaś? - wyrwał mnie z moich myśli tata
Wyszedł zza kuchni z herbatą w ręce. Otworzyłam oczy i na niego spojrzałam.
- Nigdzie. - odsunęłam się od drzwi i miałam już iść do swojego pokoju, ale zatrzymał mnie tata
Położył swoją białą dłoń na moje ramie.
- Odpowiedz. - powiedział oschle
Dziwne. Pierwszy raz taki był. Jakby nie on.
- Nie muszę. - wyrwałam się i nadal szłam w stronę pokoju
- Byłaś w lesie. - powiedział, a ja się zatrzymałam - Mówiłem ci, żebyś nie wychodziła sama. Może coś ci się stać. - zrobił krok bliżej
- A od kiedy ty się mną przejmujesz? Zawsze cię nie ma w domu. Ważniejsze są dla ciebie jakieś sprawy niż ja. - krzyknęłam i pobiegłam do pokoju
Usłyszałam jeszcze ciche "Kayla...". Rzuciłam się na łóżko. Przytuliłam do piersi poduszkę i zasnęłam.
——————————————————
Tak o to kolejny rozdział. 561 słów. Wystarczy, nie? Na dalszą historie to ja nie mam pojęcia co pisać xD. Wymyśli się coś. Dobra, kończe.
Do zoba ♥
~ ☽ ∆ʟιcɛ ☾
YOU ARE READING
Adoptowana przez demona
FanfictionOna - dziewczyna z włosami i oczami niczym śnieg. Pod opieką demona. On - seryjny morderca z wiecznym uśmiechem. Zamieszkuje w rezydencji demona. Pewnego dnia spotykają się. Niby przyjaźń. Niby "tylko" przyjaciele. Skrywają uczucia, o których nikt...