7

2K 177 9
                                    

NANNETTE

Wieczór wydawał się coraz bardziej urokliwy. Gwiazdy powoli zaczynały przebijać się przez płaszcz chmur, które powoli wycofywały się w inne rejony świata. Noc zapowiadała się pogodna i gwieździsta. Wszystko musiało wyjść perfekcyjnie. Cała obsługa pracowała prawie dwa tygodnie, dniami i nocami, by dzisiejszy wieczór przeszedł do historii. Dzisiejszy bal miał być jednym z najlepszych balów, który kiedykolwiek się odbył. Tak przynajmniej głosiła Laurence i jej jak zawsze podnoszący na duchu gniewny ton głosu. Montażyści sprawdzali najdrobniejsze szczegóły przy mikrofonach i adapterach, przez które prowadzący mieli komunikować się z suflerem. Dźwiękowcy ustawiali wszystko na ostatni guzik. Wszyscy byli zajęci. Będący potrzebni.

- Życie jest niesprawiedliwe.

Ja natomiast siedziałam w kuchni, w części dla obsługi sprzątającej. Bruce stał oparty przy kolumnie, ubrany w najnowszy uniform, zaprojektowany na dzisiejszy wieczór, bezkarnie śmiejąc się z moich dołujących tekstów.

- Wiedziałem, że w końcu się przyznasz - musiałam przyznać mu rację. Gdy dzisiaj rano dojechała do pracy, zrozumiałam, że ten wieczór zapamiętam jedynie z jednej perspektywy. Stojąc przy zlewozmywaku, myjąc naczynia. Oczywiście, że w końcu musiałam się złamać. Kochałam takie imprezy. Gdy wymykałam się weekendami do Blue, zawsze oglądaliśmy relacje z czerwonych dywanów. Światła reflektorów i błysk fleszy był tak imponujący, że do teraz na samo wspomnienie wywołują we mnie ciarki i gęsią skórkę na rękach. 

- To takie niesprawiedliwe. - Siadam na ławce, zakładając rękę na rękę. Nie chciałam wyglądać na markotne dziecko, jednak stałam się nim. Westchnęłam zdenerwowana. To, że byłam za kulisami tego show, nie znaczyło, że wcale się nie stresowałam. Od rana nie mogłam nic przełknąć, chodziłam nerwowo, jakbym na prawdę brała w tym wszystkim udział.

- Za rok do mnie dołączysz. - Bruce przekonywał mnie. Podniosłam głowę, wymuszając na twarz lekki uśmiech. Nadal stał przy murku. Dumny, szczęśliwy i zadowolony. - Przekonasz się, że to nie jest takie fajne i zapragniesz wrócić do kuchni.

- Może masz rację. - Przełknęłam smak goryczy, który dotknął moich ślinianek. Wiedziałam, że to nigdy nie nastanie. Nawet gdybym chciała. Nie mogłam tu zostać. Jadąc dzisiaj do pracy znowu miałam uczucie, jakby ktoś mnie śledził. Może to już podchodziło pod paranoję, ale i tak wiedziałam jedną rzecz. Musiałam stąd uciekać. Nie byłam tu już bezpieczna. Tata odnalazł mój numer telefonu. Pewnie niedługo dowie się również, gdzie mieszkam. Przeszywające uczucie pustki zawładnęło moją klatką piersiową. Nie mogłam dopuścić do tego, by kiedykolwiek mnie znalazł. Potrzebowałam jedynie wypłaty z tego miesiąca i mogłam wyruszyć dalej. Jeszcze kilkanaście dni i jestem wolna. Miałam uciec i nigdy tu nie wrócić.

- Ma się rozumieć. - Bruce uśmiechnął się do mnie pobłażliwie, zapinając kołnierzyk na ostatni guzik, po czym wyszedł na zbiórkę dla kelnerów. 

Dlaczego to wszystko musiało być takie trudne?

Wstałam z ławki, podchodząc w stronę wyjścia dla personelu.

- Oh. - Gdy w przejściu zauważam GQ, serce od razu zaczyna mocniej wybijać rytm. Wiedziałam, że jego też trudno będzie wymazać z pamięci. - Mason, tak?

- Zgadza się. Widać, że Bruce już ci o mnie opowiedział. - Mason uśmiechnął się do mnie, ukazując szereg białych zębów. Byłam przekonana, że pracował jako model. W dodatku jego dzisiejszy garnitur jeszcze bardziej uwypuklał jego wymodelowane mięśnie. - Pomożesz mi zawiązać muchę? 

- Ja,... Nie mogę. - Nie wiedziałam, skąd wzięła się we mnie nagła chęć dotykania czyjejś szyi, ale pragnęłam dotknąć Masona. Zupełnie, jakbym nie miała z tym oporów... Ale jego wydawała się taka kusząca. Czułam, że zbliżam się do bram piekieł. W pokoju nagle zaczęło robić się coraz cieplej. Mason podszedł bliżej, podnosząc wyżej podbródek. Pomyślałam, że to nic takiego, że go dotknę. Jeżeli będzie stał nieruchomo, wszystko wyjdzie po mojemu. Nagle stanął przede mną w całej okazałości, łapiąc za moje nadgarstki. Uczucie niepokoju od razu ustąpiło budującym się dreszczom podniecenia, które powoli dotykały mojego kręgosłupa. Co więcej, nie chciałam, żeby przestawał. Na nowo budziły się we mnie dawno zapomniane uczucia, których nie powinnam uwalniać.

- Twój chłoptaś tego nie widzi, a poza tym, to tylko głupia mucha. - Mason puścił mnie, przez co od razu moje ciało zaprotestowało, domagając się więcej. Nie wiedziałam, co przed chwilą się stało. Jakby świat zawirował. Nie chciałam, żeby mnie puścił. Położyłam ręce na jego szyi, unosząc końce muchy, przypadkowo zaciągając się jego zapachem. Pachnął ogniskiem lub dymem papierosowym. Mimo że nie były to perfumy, pragnęłam to wdychać przez kolejne kilka godzin. 

- Taki duży, a muchy nadal nie potrafi zawiązać? - zapytałam, śmiejąc się pod nosem z miny Masona, nadal czując niepokojąco dobre uczucie mrowienia na plecach. 

- Ta - mruknął Mason, szybko się odsuwając na bezpieczną odległość. Schował ręce do kieszeni, stając lekko w rozkroku, przez co mogłam go zobaczyć w całej okazałości. - Od dawna tu pracujesz? Nie widziałem cię tu wcześniej, a często zaglądam.

- Spokojnie - uniosłam lekko ręce, przez co jego cała uwaga skierowała się na nie - i tak niedługo mnie tu nie będzie.

Po tych paru sekundach Mason nie wydawał się już tak intrygujący. Mogłam zobaczyć, jak jego czoło lekko marszczyło się, gdy zaczął nad czymś myśleć. Niestety nie zamierzał mnie dotknąć później ani razu. Nie wiedziałam jeszcze, czy to był dobry znak, że pragnęłam dotyku kogoś tak bardzo, że zapierało mi dech w piersiach. Musiałam to wszystko przemyśleć. 

- Nett - spokojny głos Masona rozbrzmiewał mi na nowo w głowie. Był jak wiatr, lekko niósł się przez wszystkie zakamarki mojego umysłu, zagłębiając się w te najgorsze, najbardziej zakrwawione  śladami gwałtów, który jak zacięta płyta odtwarzały się w mojej głowie. - Wszystko w porządku?

- Tak. W jak najlepszym. - Zbił mnie z tropu. Przed chwilą jeszcze ślinił się na mój widok, a teraz martwił się o moje samopoczucie. Coś było w nim nie tak. - Jeżeli chodzi o Bruce'a...

- Nie ma o czym mówić. - Mason przerwał mi, kręcąc głową.

Uśmiechnęłam się lekko na wspomnienie mojego przyjaciela. Podobało mi się, że Mason był zazdrosny o Bruce'a. Widziałam to w jego oczach. Pragnął tego, czego nie mógł mieć. Tak jak ja.

- W takim razie powinniśmy wrócić do swoich obowiązków - zaproponowałam, otrzepując swoje ubrania, jakbym dopiero co je włożyła. 

Gorąca atmosfera z przed chwili rozpłynęła się w mgnieniu oka.

Mason kiwnął głową, jednak nie uśmiechnął się już szeroko, jakby zapomniał to zrobić. To było dziwne. Był dziwnie cicho i wpatrywał się w ścianę za mną. Zaaferowana jego nieswoim zachowaniem, nie napomknęłam nic o moim dzisiejszym miejscu pracy. Po chwili jednak zrozumiałam, że ta informacja nie była mu do niczego potrzebna.  Nie chciał wiedzieć, czy tam będę. W dalszym ciągu jednak stał na dworze.

- Okej - odparłam, przeciągając samogłoski. Gdy nadal nie dostałam odpowiedzi, postanowiłam wyjść pierwsza, zdradzając drogę do mojego stanowiska. W tym przypadku była to kuchnia. - W takim razie żegnaj.

- Stój - zawołał gwałtownie, gdy odwracałam się w stronę wejścia. Nie spojrzałam się, ale wystarczyło, że poczułam jego gorący dotyk na nadgarstku, by zrozumieć, że mój wyjazd powinnam przełożyć go na kilka dni wcześniej. - Nie wyjeżdżaj zbyt szybko.

W głębi serca wiedziałam, że te kilka minut wystarczyło, by połączyła mnie więź z Masonem, ponieważ był pierwszą osobą, przez której dotyk nie dostałam ataku paniki. Słysząc jego przerywany oddech, czułam, że on też o tym wiedział.

Zaufaj mi Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz