- Dzień dobry, zostałam tutaj skierowana z dołu w sprawie pracy. 

- Nie potrzebujemy stażystek - męski głos odezwał się tuż za mną. 

Kobieta uśmiechnęła się tajemniczo do osoby stojącej za moimi plecami, więc odwróciłam się w jej stronę. 

- Kim pan jest? - zapytałam niepewnie i automatycznie poczułam jak robi mi się głupio przez dźwięk mojego wystraszonego głosu. 

Opanuj nerwy Mel, bo to nie wygląda dobrze. 

- Jan Dąbrowski, właściciel firmy - odpowiedział, obdarzając mnie przy tym swoim lodowatym spojrzeniem. 

Jeśli usłyszeliście głośny trzask, to był dźwięk mojej szczęki opadającej na podłogę. Czy on teraz próbuje mi powiedzieć, że ta ogromna firma należy własnie do niego?

- Tutaj jest moje CV i moje portfolio, dlatego...

- Powiedziałem, że nie potrzebujemy stażystek - powtórzył i zignorował teczkę, którą wysunęłam w jego stronę. Wyminął mnie i pewnym krokiem skierował się do ogromnych szklanych drzwi. Przyłożył czarną kartę do czytnika i dosłownie chwilę później zniknął w środku jakiegoś pomieszczenia, które jak obstawiam było jego biurem.

Chłód, bił od niego cholerny chłód.

Stałam jak wryta czując, że właśnie w tym momencie żegnam się ze swoimi wszystkimi marzeniami. Potrzebuję tej, właściwie jakiejkolwiek dobrze płatnej pracy, bo inaczej będę musiała wrócić tam, skąd przyjechałam, a nie mam zamiaru wracać do miejsca, w którym nie ma dla mnie przyszłości.

- Możesz zostawić tutaj tę teczkę - głos kobiety sprowadził mnie na ziemię.

- Dziękuję - wyszeptałam, kładąc czarny przedmiot na blacie.

Czym prędzej skierowałam się w stronę windy, wbiegając do środka z prędkością światła. Spodziewałam się, że nie będzie łatwo, ale nigdy w życiu nie przyszło mi do głowy, że zostanę jednoznacznie przekreślona bez jakiejkolwiek rozmowy przez góra dwudziestotrzyletniego właściciela firmy. Jak to możliwe, że nigdy nie słyszałam, by była ona prowadzona przez kogoś tak młodego? Przecież to nie jest do cholery żaden lokalny zakład, a gigantyczna firma, która zajmuje się poważnymi projektami z całego kraju. Do tego trzeba mieć ogromne doświadczenie, a on wyglądał jakby dopiero co skończył liceum. 

***

- Melka wszystko okej? Jesteś blada jak ściana - Wiktoria szturchnęła mnie ręką, siadając obok na kanapie. 

- Jest mi po prostu smutno, że musimy się rozstać. Jeszcze nie wyjechałaś, a już tęsknię - mruknęłam, spoglądając na nią chwilowo. 

- Mi też nie jest z tym do śmiechu, ale takie były nasze plany. Kończymy liceum i jedziemy studiować na nasze wymarzone uczelnie - westchnęła, opierając głowę o moje ramię. 

- Komu wyszło, temu wyszło - skwitowałam, wracając wzrokiem do wyłączonego ekranu telewizora. 

Wiktoria to moja współlokatorka, a raczej powinnam zaznaczyć, że już była współlokatorka. Różniła się ode mnie tym, że jej rodzice nie należeli do najbiedniejszych, a co ważniejsze nie widzieli żadnego problemu, że chciała uczyć się w liceum w innym mieście niż dotąd mieszkała. Od zawsze wspierali ją finansowo, odwiedzali raz na jakieś trzy tygodnie i pewnie robiliby to o wiele częściej gdyby nie tak duża odległość od jej rodzinnego miasta. Przyszła do liceum z zamiarem zdania matury z najlepszymi wynikami, a potem wyjechania jak najszybciej do Londynu żeby studiować na Cambridge. Dopięła swego i teraz też nie czeka ją większe wyzwanie, bo jedzie prosto do swojej starszej siostry, która mieszka tam od ładnych pięciu lat. 

Get used to itWhere stories live. Discover now