8. Ostrze Poranka

171 12 15
                                    

- Nawet o tym nie myśl- zaczął Alec, kiedy Clars skończyła rozmawiać - nigdzie nie idziesz.
- Nie przypominam sobie, żebym pytała cię o zdanie.

-No proszę, naszą wiewióreczka pokazuje pazurki- zażartował Jace - niestety podzielam zdanie Alec'a. Nigdzie cię nie puścimy słonko.
- Nie możecie mi zabronić!

- Teoretycznie... - wtrąciła się Isabele - to mogą. Pod nieobecność rodziców to Alec jest szefem instytytu. A, że nasi rodzice aktualnie wyjechali do Idrysu w ważnych sprawach...

- Plus jesteśmy więksi, silniejsi, szybsi, sprytniejsi- podsumował blondyn - No i jest nas dwóch.

- Isabelle - dziewczyna blagalnym wzrokiem spojrzała na nocną łowczynię - to mój najlepszy przyjaciel.
Ta westchnęła zrezygnowana. Czasami dotrzymywanie obietnic jest takie trudne.

- Puśccie ją.
- Ocipiałaś - Jace zrobił wielkie oczy - Mam cię znowu zamknąć w pokoju?

- Skoro tak się o nią boicie, to idźcie z nią. Ona przestanie się martwić o przyjaciela, a wy nie będziecie się martwić o nią.

- To jest bardzo dobry pomysł -spojrzała z nadzieją po chłopakach.

- To bardzo kiepski pomysł- Alec jak zawsze był negatywnie nastawiony - Nie wiemy kto jeszcze o tobie wie.

- Czyli jestem waszym więźniem.

- Brawo- Jace klasnął w dłonie - Słuszna dedukcja.

- Po prostu świetnie - Ruda wyrzuciła ręce w górę i wyszła z kuchni.

- A ty dokąd? - Alec podążył za nią.

- Jak najdalej od ciebie. W ogóle... - odwróciła się gwałtownie. - To co robicie to przetrzymywanie mnie tu wbrew mojej woli, a to mój drogi jest karalne.

- Skoro tak ci źle, to droga wolna. Tylko nie przychodź do mnie, żebym ci pomógł.

- Uwarzasz, że sama nie dam rady!?

Alec zaśmiał się ironicznie.

- Nie słońce, ja wiem, że nie dasz. Taka mała, durna przyziemna jak ty nie przeżyje nawet sekundy w świecie cieni.

- Świetnie, a wiesz co ja myśle!

- Dajesz!

- Nigdy w życiu nie poznałam takiego nieczułego, wrednego kutafona jakim jesteś - rzuciła na odchodnym i uciekła zanim ktokolwiek zobaczył jej łzy.

- Brawo- odezwał się Jace- wygrałeś konkurs na największego chuja roku. Runda pierwsza: doprowadź dziewczyne do płaczu.

- Acha, teraz jesteś po jej stronie.

- Jace Herondale nie jest po stronie nikogo. Ale z boku nie wyglądało to ciekawie.

- Jace ma rację. - wtrąciła się Izabelle - mało brakowało, a byś ją uderzył.

- Świetnie, skoro jest tak wam jej szkoda to idźcie ją pocieszyć - powiedział wsciekły i podszedł w kierunku miejsca, gdzie zawsze mógł wyładować całą swoją złość: do sali treningowej.

- Wiesz, że nie o to nam chodziło- krzyknęła za nim Isabelle, jednak ani ona ani Jace nie ruszyli się z miejsca.

***
Clary z calą siłą zatrzasnęła za sobą drzwi wyrzucając z siebie wszystkie przekleństwa jakie znała, i za które matka pewnie zmyła by jej głowę. Miała ochotę krzyczeć z wściekłości i tak też zrobiła. Rzuciła się na łóżko i ze wszystkich sił wydarła się w poduszkę. Była sflustrowana i zła. Zła na tą całą chorą sytuację, zła na rodziców, że ukrywali przed nią prawdę, zła na Aleca, że zachowuje się jak dupek, ale przede wszystkim zła na siebie za to, że ten idiota ma racje.
Na chwilę obecną była bezsilna. Jej rodzice byli niewiadomo gdzie i nawet nie miała pojęcia gdzie ich szukać.

Miasto Potępionych [ Zawieszone]Unde poveștirile trăiesc. Descoperă acum