1. Zderzenie

900 54 9
                                    

Minęła  chwila zanim Clarissa Fray wróciła do rzeczywistości i  zdała sobie sprawę, że to co się działo przed chwilą nie było prawdą tylko Snem. Bardzo pięknym snem. Chwilę minęło zanim rozkopała kołdrę i znalazła dzwoniącą komórkę. Na wpół śpiąca odebrała.
- No halo - powiedziała zaspanym głosem.
- No hej księżniczko - usłyszała wesoły głos  jej najlepszego przyjaciela- wszystkiego najlepszego - No tak. Simon. Jej kochany prywatny budzik.
- Dzięki- ziewnęła.
-A co ty jeszcze w łóżku?? - jaki przewidujący - Wstawaj leniu. Szkoda takiego pięknego dnia.
- Dobra, już wstaję - rozłączyła się. Telefon rzuciła gdzieś na łóżko koło siebie i poszła spać dalej. Jeśli w grę wchodziło dodatkowe pięć minut drzemki, to nikt nawet sam wszechmogący nie będzie będzie przerywał jej spotkania z łóżkiem. Nie minęło nawet pięć sekund, a telefon znowu zadzwonił. Znowu Simon. Zapomniał czegoś, czy co?
- No halo ?
- Poszłaś dalej spać - stwierdził.
Albo miał jakieś specjalne paranormalne zdolności, albo czatował pod jej domem z lornetką.
-Albo po prostu za dobrze Cię zna- podpowiedziała jej podświadomość.
-Tak to też możliwe - przyznała.

-Ale to łóżko takie wygodne - próbowała się wykręcić.
- Żadne wygodnie. Za godzinę masz autobus. Wstawaj, albo osobiście przyjdę i wyciągnę cię z tego łóżka.
- To groźba Lewis?
-Obietnica.- powiedział całkiem poważnie.
- Ty okrutny...-zwlókła się z łóżka - Wstałam. Zadowolony.
- Usatysfakcjonowany - słyszała jak się śmieje - Pośpiesz się - i się rozłączył.
Wyklinając pod nosem na Simona wzięła ubrania, które zeszłego dnia naszykowała na krześle i poszła do łazienki.
Zwykle stawiała na dżinsy i luźne bluzy, ale dzisiaj postanowiła się ubrać bardziej... wyjściowo. Ubrała więc czarne dopasowane spodnie i granatową koszulę. Całość dopełniła czarną kreską i czerwoną szminką.
W końcu urodziny nie zdarzają się codziennie. Tak wystrojona zeszła do kuchni.

Od wejścia od razu przywitał ją zapach parzonej kawy i naleśników. Jej mama Jocelyn, której Clary była młodszą kopią jak zawsze rano krzątała się przy kuchence robiąc śniadanie. Gdy  zobaczyła córkę uśmiechnęła się szeroko.
Podeszła do niej i ją przytuliła.
- Dzień dobry kochanie. Wszystkiego najlepszego.
- A tak dzięki - również się uśmiechnęła- Tata już wyszedł ?
- Spieszył się do pracy, ale kazał ci przekazać najlepsze życzenia. Przy okazji ślicznie wyglądasz. -wróciła do swoich zajęć.

-Kiedyś trzeba- zażartowała dziewczyna.
Usiadła na swoim miejscu, a torbę rzuciła niedbale na stół, aż kilka zeszytów z niej wypadło.

Mama spojrzała na nią z wyrzutem.
- Ile razy mówiłam ci, żebyś nie rzucała torby na stół. - chwyciła jej szkicownik - to nie miejsce na twoje rzeczy.
- Tak, tak, wiem, przepraszam. Później posprzątam- wzięła porcję naleśników i zaczęła jeść.
Kobieta tylko przewróciła oczami na jej zachowanie.
- Kiedy przestaniesz być taka roztrzepana - zaśmiała się.
- Po kimś to muszę mieć .

Jocelyn już miała odłożyć szkicownik, kiedy nagle zainteresowała się znakiem na okładce z przodu.

- A to co jest?
- A nie wiem, kiedyś to narysowałam - odpowiedziała bez zainteresowania.
- Skąd to znasz? - jej ton wyrażał zdenerwowanie
- Nie wiem jakoś tak. - machneła ręką, ale widząc jej minę wstała - mamo ? coś się stało?
- Co? - spojrzała na nią- a nie, nic.- odłożyła szkicownik na miejsce - jedz te naleśniki, bo ci wystygną - i wyszła.
Okej, to było dziwne. Znaczy, dziwniejsze niż zwykle. - pomyślała . Jej rodzicielka często odbiegała myślami gdzieś daleko jak na dorosłą i odpowiedzialną kobietę, ale nigdy nie była przy tym taka zdenerwowana. W sumie nie tylko ona, bo ojciec Clary miał podobnie. Czasami dziewczyna miała nieoparte wrażenie, że ci dwoje coś przed nią ukrywają.
Nie mogąc się powstrzymać wstała od stołu i cicho wyszła na korytarz, gdzie jej matka właśnie rozmawiała przez telefon. Po jej słowach i przytłumionym głosie z drugej strony słuchawki rudowłosa wywnioskowała, że to ojciec.

Miasto Potępionych [ Zawieszone]Where stories live. Discover now