Prolog

916 55 10
                                    


29 września 1990

W stolicy Nocnych Łowców już dawno zapadł zmierzch . Potwornie lało co w tych stronach bywało rzadkością, przez co na ulicach nie było, ani żywej duszy. Prawie...Jedynie jakaś ciemna zakapturzona postać przemykała między uliczkami. Po sposobie jej poruszania się można było wywnioskować, że jest zdenerwowana. Co jakiś czas spoglądała się za siebie w nadzieii, że nikt jej nie śledzi. Mocno ściskała jakieś zawiniątko, jakby od tego zależało jej życie. Kierowała się daleko za miasto. Jeśli ją nakryją śmierć będzie najlepszym co ją może spotkać. W pośpiechu pokonała bramę szklanego miasta. Udało się. Nikt nie podniósł alarmu, co oznacza, że nikt nie zauważył co zrobiła.

Teraz mogła otworzyć bramę bez ryzyka, że magia czarodzieji zostanie wykryta. Przywarła do wysokiego muru a z kieszeni wyjęła coś co wyglądało na amutet. Pomyślała o przedmieściach Brooklynu. Następnie rzeczywistość wokół niej zaczęła falować i się zmieniać, a ona sama wleciała w przestrzeń.
Dopiero teraz odetchnęła z ulgą kiedy zobaczyła znajomą ulicę. Jeszcze raz rzuciła okiem na zawiniątko i podeszła do drzwi jednej z kamienic.

***
Magnus Bane wysoki czarownik Brooklynu
Właśnie przeglądał swoje dokumenty kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Spojrzał na zegarek który wskazywał 22.00. Kto może czegoś chcieć o tak późnej porze? Jakieś zlecenia przyziemnych odnośnie jaszczurek rogatych uznał za nie warte jego uwagi i wyrzucił do kosza na śmieci. W tym samym czasie dzwonek zadzwonił jeszcze raz. Mężczyzna miał nadzieję, że to coś ważnego bo inaczej niespodziewany gość porzałuje, że mu przeszkadza. Chwycił tylko swój nie do końca pusty kubek z napisem ''Lepszy niż Gandalf" i wyszedł z pokoju.

Schodząc po schodach natknął się jeszcze na moją młodszą siostrę jak "bawiła się" z jego kotem. Miała zaledwie półtora roku, ale między jej kasztanowymi włosami już można było dostrzec niewielkie rogi. Znak czarownika. Kto by pomyślał, że w tak młodym wieku już się pojawi.

- Hazel- upomniał ją - ile razy ci mówiłem żebyś nie męczyła Wielkiego Catsby'iego.
Ta tylko pokazała mu język w odpowiedzi na co się zaśmał.
Mała pociągła kota za ogon, na co ten prychnął żałośnie. Odsunął się i podrapał ją w policzek i uciekł. Jak zawsze. Dziewczynka wzdrygnęła się ale nawet nie krzyknęła. Cała Hazel. Musi udowodnić, ze to ona ma rację nawet jeśli zawsze wychodzi na to samo.

-A nie mówiłem- Poczochrał jej włosy i poszedł otworzyć drzwi.

Tego to się nie spodziewał.
W drzwiach stała zakapturzona kobieta, cala zmoknięta, co było dziwne, bo od dawna nie padało. To mogło oznaczać tylko to, że musiała tu trafić przez portal. Nie pytając o zgodę przybysz wszedł do domu. Czarownik już miał powiedzieć jakiś niezwykle błyskotliwy i uszczypliwy żart na temat jej niegrzecznego zachowania, kiedy kobieta zdjęła kaptur i Magnus ujrzał znajomą twarz . Kaskada rudych włosów opadła na jej ramiona ,a zielone oczy wpatrywały się w niego z przerażeniem.

- Magnusie -zaczeła - musimy porozmawiać...

***
- Maryse! - Robert wszedł do pokoju dziecęcego, gdzie nad kołyską stały dwie kobiety. Jedna w stroju bojowym z czarnymi włosami spiętymi w wysoki kucyk, druga wyglądająca jak służąca - musimy iść. Valentine czeka.

- Już, już - odpowiedziała
pośpiesznie jego żona i zwróciła się do gosposi - Tylko pilnuj go jak oka w głowie.

- Oczywiście pani - odpowiedziała służąca na co Maryse uśmiechnęła się słabo. Nie lubiła zostawiać synka , jednak wiedziała też, że Greta zapewni mu najlepszą opiekę pod słońcem.

Pochyliła się ostatni raz nad kołyską i ucałowała śpiącego synka w czoło.
- Bądź grzeczny Alec. Niedługo wrócę.- odwróciła się i podeszła do męża łapiąc go za rękę.
- Możemy iść- powiedziała niepewnie.

***

- Joselyn Fairchild - czarownik nie wyglądał, jakby bardzo zdziwiła go jej wizyta. - Co też cię do mnie sprowadza - powiedział najbardziej czarującym tonem na jaki było go stać.
- Morgenstern -poprawiła go.
- Co? - zapytał myśląc, że się przesłyszał.
- Nazywam się Morgenstern. Od jakiegoś roku.
- Ach to gratuluję- wysilił się na uśmiech. - pozwól, że nie okażę mojej jakże wielkiej radości na tą wiadomość.

- Magnusie, musisz mi pomóc - wyglądałała na zmartwioną.
- Oczywiście, że tak. Inaczej by cię tu nie było. Wy nocni łowcy gardzicie wszystkimi podziemnymi, ale jak macie problem to wiecie gdzie się zgłosić. Otóż nie, nie muszę ci pomóc jedynie mogę. A to zależy tylko od mojego nastroju.
- To dotyczy nas wszystkich. Także czarowników.
- Co ty nie powiesz...
-Zapłacę ile trzeba.
- O i widzisz - Magnus uśmiechnął się cwaniacko - Od razu trzeba było od tego zacząć . Zapraszam do salonu. Omówimy sprawę - gestem ręki nakazał kobiecie żeby poszła za nim.

Salon okazał się bardzo przestronnym i nowocześnie urządzonym wnętrzem. Dominowały tu ciemne kolory, ale mimo tego było tu przytulnie.
Joselyn usiadła na jednej z skórzanych kanap, a Magnus usiadł naprzeciwko niej. Dopiero teraz zauważył, że kobieta ma przy sobie jakieś zawiniątko.
- Musisz to dla mnie ukryć- odwineła przedmiot z materiału i postawiła na stole.
Magnus zachował kamienny wyraz twarzy, kiedy jego oczom ukazał się sam legendarny kielich anioła.

Miasto Potępionych [ Zawieszone]Where stories live. Discover now