20. Wyznanie Księcia Półkrwi

3.4K 322 91
                                    

Poczułam, że dłużej nie dam rady.

Gdyby teraz jakiś kamień pojawił się nade mną i miał zamiar mnie zmiażdżyć — nie odsunęłabym się. Gdyby jakaś kolejna trująca substancja miała zamiar zaatakować — nie broniłabym się. Wyzuta z życia, obolała na całym ciele, położyłam się obok Snape'a — tam, gdzie klęczałam. Dłużej nie byłam w stanie utrzymywać się na nogach. Obróciłam głowę w jego stronę, czując jak spływające po policzkach łzy szczypią w zetknięciu z otwartymi ranami.

— Przepraszam — usłyszałam ciche charczenie i spojrzałam w jego ciemne oczy. Słabe światło ze szczeliny oświetlało jedynie profil, który rzucał cień na resztę twarzy. Ta z kolei nie wyrażała nic. Nic poza zmęczeniem.

— Nigdy nie obiecywał pan, że dotrzemy do wyjścia — wyszeptałam ledwo słyszalnie, chociaż mówienie powodowało ucisk w klatce piersiowej. — A jednak dotarliśmy.

Snape odwrócił z cichym warknięciem głowę w stronę, z której wydobywało się delikatne światło. Dostrzegł na ziemi leżące ciało swojej siostrzenicy i ociężale, z wyraźnym trudem podniósł się na łokciach. Nie miałam siły więcej mówić. Patrzyłam, jak chwiejnym krokiem podchodzi do drobnego ciała i upada z powrotem na kolana. W tej chwili nie był dla mnie profesorem Snape'em. Stracił całą otoczkę bycia nieczułym sukinsynem dawno temu.

— Przykro mi — szepnęłam pod nosem, niepewna czy mnie słyszy.

— Moja córka...

Nagle mój mózg oprzytomniał. Spojrzałam na Snape'a, który tulił w ramionach ciało Eleny i poczułam, że moje serce się zatrzymuje. Córka... powtórzyłam w myślach, czując jak w oczach zbiera się jeszcze więcej łez. Przyciskał ją do siebie tak desperacko, wkładając w to tyle emocji... Nie mogłam zrozumieć, co się wydarzyło. Twarz Snape'a wykrzywił paskudny grymas, a w jego oczach pojawiło się coś świecącego, spływającego po jego policzku.

Severus Snape płakał.

Nie umiałam się odezwać. Nie wiedziałam co powiedzieć. Pierwszy raz w życiu nie miałam zielonego pojęcia, co zrobić. Patrzyłam jak zaklęta na Snape'a, którego dłonie gładziły zakurzone włosy dziewczyny. Jak jego druga ręka mnie materiał jej niegdyś czarnej szaty domu węża. Jego córka.

Nagle mężczyzna wrzasnął, powodując na całym moim ciele gęsią skórkę. Nigdy nie spodziewałam się ujrzeć tyle emocji w wykonaniu człowieka, który nigdy ich nie pokazywał. Ból rozdzierał teraz nie tylko moje ciało, ale i serce. Ból niemal nieporównywalny do tego, jaki pierwszy raz w życiu pojawił się na twarzy Severusa Snape'a. Zamknęłam oczy, nie mogąc patrzeć na człowieka, który w życiu przeszedł już — wydawałoby się — wystarczająco wiele. Rozpłakałam się na dobre, ignorując ból, szczypanie i zmęczenie.

Nie mogłam tego pojąć. Elena była jeszcze dzieckiem. Miała dwanaście lat, może nawet nie skończone. Nie musiała ginąć. Mogła żyć, mogła w życiu zobaczyć jeszcze tyle rzeczy. Mogła śmiać się, mieć przyjaciół, zakochać się, uczyć po nocach, zostać kimś. Miała całe życie przed sobą. Ale umarła. Umarła przez kaprys człowieka ogarniętego chorą wizją świata, który stałby u jego stóp.

Najbardziej przerażające w tym momencie wydawało się to, że ta wizja mogła się ziścić. Nagle zdałam sobie sprawę, że skoro Voldemort wygrał, świat nigdy nie będzie taki sam. Nie wiedziałam, dlaczego tak późno to do mnie dotarło. Dopiero patrząc na śmierć dziecka uświadomiłam sobie, że świat jaki znaliśmy skończył się bezpowrotnie. Co zastaniemy po wyjściu? Co czeka nas w świecie, gdzie żadne z nas nie ma prawa żyć?

Otworzyłam oczy i spojrzałam na Snape'a. Wyglądał żałośnie. Pogrążony w fazie niezrozumienia i niewypowiedzianego bólu klęczał, trzymając na kolanach ciało własnego dziecka, które tulił do piersi w kompletnej ciszy. Nie płakał już. Jego twarz nie wyrażała nic.

— Była najgorszym błędem mojego życia — powiedział cicho, zupełnie jakby mówił do siebie. Dostrzegłam, że pogładził jej blady policzek i starł z niego strużkę krwi. — I zarazem jedyną rzeczą, jaka trzymała mnie przy życiu.

— Tak strasznie mi przykro, profesorze — wydusiłam słabo, nie wiedząc co jeszcze mogłabym powiedzieć. Czułam, jak powoli ciemność ogarnia mój umysł. — Nie zasłużyła sobie na to.

— Nie, nie zasłużyła — odparł. — Jej matka wystarczająco wycierpiała.

Poczułam, że wnętrzności wykręcają mi się na wszystkie strony. Nie chciałam pytać, nie chciałam wnikać, nie chciałam wiedzieć. Ból, jaki malował się na jego twarzy był nie do opisania, nie potrafiłam sobie wyobrazić, jak się czuje. Pierwszy raz w życiu zrobiło mi się go naprawdę żal.

Zamilkł, zamykając oczy i uspokajając się w samotności. Nie miałam odwagi mu przerywać. Ziemia wydawała się niesamowicie wygodna, a ciało i tak odmawiało współpracy przy próbie choćby najmniejszego ruchu. Wpatrzyłam się w szczelinę, przez którą padało na niewielką grotę słabe światło. Nie widziałam co jest na zewnątrz i poczułam, że pierwszy raz odkąd znaleźliśmy się w tunelu nie chcę tego wiedzieć. Mój mózg poddał się na ostatniej prostej. Moje ciało poddało się sile grawitacji i bólowi, który teraz zalewał już niemal każdy jego kawałek.

Zamknęłam oczy i pozwoliłam wyobraźni podsuwać mi piękne obrazy. Obrazy tego, co mogłam zobaczyć. Obrazy tego, co się wydarzyło.

Widziałam piękną, zieloną polanę, usłaną różnobarwnymi kwiatami. Skąpaną w świetle zachodzącego słońca. Morze, którego spokojna tafla rozciągała się po sam horyzont. Ptaki, które wesoło ćwierkały nad moją głową. Bryzę, która przyjemnie otulała twarz.

Harry w Expressie Hogwart. Kiedy pierwszy raz weszłam do przedziału i spotkałam chłopca z blizną. Jego za duża koszula w kratę i okulary, wiszące na małym, dziecięcym nosie. I Ron, siedzący na fotelu obok i zajadający się słodyczami. Z rudą, rozczochraną czupryną i mnóstwem piegów na nosie. Hogwart spowity nocną aurą, kiedy pierwszy raz płynęliśmy łódką. Wszystkie uśmiechy, które wymienialiśmy. Wszystkie okrzyki radości po wygranym meczu Quidditcha. Rozmowy, które odbywaliśmy w ciszy, siedząc w salonie wspólnym. Słowa wsparcia, nawet kiedy byliśmy na siebie źli. Radość, kiedy po wakacjach w końcu mogliśmy się zobaczyć. I łzy, kiedy potrzebowaliśmy pocieszenia.

Ktoś kiedyś powiedział, że kiedy jest się dzieckiem świat wydaje się piękny, a problemy — nawet te najgorsze — zawsze zdają się mieć rozwiązanie. My też tak myśleliśmy. Wierzyliśmy, że siłą przyjaźni można pokonać największe zło. Nawet podczas poszukiwań horkruksów, kiedy wydawało się, że nasza przyjaźń zawisła na cienkim włosku — udało nam się. Zjednoczyliśmy się, pogodziliśmy i wierzyliśmy, że nic nas nie powstrzyma.

Ale w życiu każdego człowieka przychodzi taki moment, takie jedno wydarzenie, które może zniszczyć najpiękniejsze dziecięce marzenia. Brutalny świat pojawia się znikąd i pokazuje, że nikt nie jest takim, za jakiego go miałeś. Że każdy ma maskę, pod którą mogą kryć się różne oblicza.

I Uciekinierzy ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz